28 października 2012
Płyty dla prawdziwych freaków. Polimerowe „winyle” z Lublina
Dlaczego w cyfrowym XXI wieku popularność zyskują płyty winylowe i kasety magnetofonowe? Nie zagłębiając się w obszerny temat, można w skrócie powiedzieć: „bo mają duszę”. Wydawane w mikroskopijnych nakładach, z wielką dbałością o stronę edytorską, często ręcznie numerowane mają w sobie to „coś”, czego brak w tysiącach plastikowych pudełek opuszczających hale produkcyjne gigantów fonograficznych.
Mieszkający w Lublinie Sebastian Buczek, założyciel wytwórni AltanovaPress, udowadnia, iż w temacie „nośnikowej duszy” nie powiedziano jeszcze wszystkiego. Celem Altanovy jest wydawanie kiepsko brzmiących, lołfajowych nagrań z gatunku muzyki eksperymentalnej i niezależnej. I nie byłoby w tym nic ciekawego, w końcu labeli wydających winyle z niszową muzyką jest coraz więcej, gdyby nie fakt, że Sebastian Buczek wydaje muzykę w sposób tak prymitywny, jak tylko się da.
Technologia = zero
A więc żadnej technologii. Procesory i nowoczesne urządzenia do obróbki dźwięku nie wchodzą w grę. Ba, komputer to zło wcielone. Gdyż, wiecie - dźwięk nagrywano na nośnikach już na początku XX wieku. Dlaczego więc nie powtórzyć tego procesu i dzisiaj? Wujek Google doradzi, ciocia ebay pomoże. - Jest to w 100% autorska linia technologiczna, to znaczy sam skompletowałem potrzebne maszyny i urządzenia. Inspiracją była dla mnie technologia z przed 100 lat, kiedy produkowano płyty szelakowe (kruche, 78 rpm), a dźwięk zapisywano w wosku pszczelim – opowiada nam Sebastian Buczek.
Nic prostszego. Trzeba na wosk nałożyć warstwy srebra i miedzi, aby otrzymać powierzchnię przewodzącą prąd. Następnie za pomocą zaostrzonego gwoździa wyciąć koncentryczne rowki i utrwalić analogowo dźwięki. Dodatkowo galwanizując miedź otrzymujemy formę, którą, niczym miedzioryty Dürera, odbija się w tworzywie sztucznym na wzór lakowej pieczątki. A cały proces najlepiej przeprowadzić w wannie w garażu. Peace of cake, prawda?
Tak wytworzona płyta ma niepowtarzalne właściwości. Może się zaciąć, igła gramofonu będzie przeskakiwać, a posiadacze sprzętu z funkcją „auto stop” najprawdopodobniej nie usłyszą ostatnich sekund nagrania. Niedogodności? Tak, ale dzięki temu każdy egzemplarz będzie miał unikalne i nieprzewidywalne cechy. Czyż to nie definicja duszy?
Skąd takie niezwykłe własności płyt z Altanovy? Zdecydowała zwykła ekonomia. Zakup niezbędnego do produkcji winyli niklu przerósł możliwości finansowe lubelskiego muzyka, więc zdecydował się kupić u Chińczyków 50 kg polimeru o nazwie polikaprolakton (PCL).
- To dość niepopularny i stosunkowo kosztowny materiał. Można go znaleźć w niciach chirurgicznych, czasami w plastikowych w kubkach. Choć małe ilości bardzo dobrze mieszają się z większością popularnych tworzyw sztucznych (także tych wchodzących w skład płyt winylowych). Zwiększa ich podatność na biodegradację, pozwala bakteriom taki plastik nadgryźć.
Polikaprolakton jest paskudnie biały i świetnie się kształtuje. Choć finalny kształt płyty jest daleki od standardowych. „Winyl” z Altanovy to nie kolisty krążek, a bardziej placek o nieregularnych krawędziach (wynikających z ręcznej obróbki). - Zostawiam nadmiary żeby ktoś mógł obciąć taką krawędź i własnoręcznie poeksperymentował z formą – mówi Buczek.
Zrób sobie z płyty coś innego
Ów polimer ma jeszcze jedną właściwość. Po wrzuceniu do wody o temperaturze 70 stopni nabiera plastycznych cech, niczym wosk. Jak zapewnia szef wytwórni - to ogromna zaleta. Gdy płyta się osłucha, bądź nie spodoba, zawsze można zrobić z niej coś bardziej użytecznego. Podobno nieźle się sprawdzają jako guziki do pilota od bramy czy wieszak. Według szefa przedsięwzięcia, wykorzystanie tego materiału do produkcji płyt jest ewenementem na skalę światową. - Okazuje się że nawet w takiej maluczkiej dziedzinie jaką jest muzyka eksperymentalna można z taką skalą się zmierzyć.
Na pytanie o czas wytworzenia jednej sztuki, pan Buczek odpowiada: - Raczej dużo. Samo tłoczenie jednego egzemplarza płyty (bardzo przyjemne), zajmuje kilka minut. Trzeba poczekać aż płyta ostygnie w prasie, choć może w zimie będzie trwało to krócej. Dość czasochłonne jest nagrywanie „matki”, co na ręcznej wycinarce, którą zresztą sam zbudowałem, nie zawsze zadowalająco wychodzi. Trzeba też przygotować woskowe blanki (wiele z nich z powodu nierówności nie nadaje się do nagrywania). Jest tam jeszcze odtłuszczanie, proces nadawania przewodnictwa - srebrzenie, a na deser „elektroplating”, czyli galwanoplastyka, która jest dość kapryśna.
Jak każdy nowatorski pomysł, rozbudza wyobraźnię, ale przy okazji rodzą się pytania o trwałość takiego nośnika. - Jeśli chodzi o właściwości fizyczne PCLu i winylu, to są one zbliżone, przynajmniej w użytkowym zakresie temperatur. PCL wydaje się być miększy, bardziej podatny na rysowanie, ale też jest bardziej elastyczny. Nie wiem jeszcze, jaka będzie jego odporność na ścieralność, wielokrotne odtwarzanie. Jeśli płyty będą przechowywane w warunkach domowych, prawdopodobnie nic im nie grozi; natomiast zakopane w ziemi albo narażone na kontakt z wilgocią, będą ulegały rozkładowi przez mikroorganizmy.
Sześć minut muzyki w mono – awesome!
W katalogu Altanovy na chwilę obecną jest tylko jedna pozycja - klarnetowa twórczość pana Sebastiana pod tytułem Pogorzelec. Czy faktycznie ciepłe brzmienie i szumy technologiczne nadają prezentowanej muzyce duszy? O tym można się częściowo przekonać słuchając udostępnionego (w bezdusznej cyfrowej wersji) dwuminutowego fragmentu:
Zapytany o koszty, właściciel wytwórni odpowiada nieśmiało: - Projekt ma charakter eksperymentalny, podobnie jak muzyka… Zaproponowałem taką cenę [33,90 zł za pierwsze wydawnictwo], pamiętając o tym, że jest to płyta zapisana jednostronnie i mieści 6 minut nagrania.
A co z planami na przyszłość? - Póki co sytuacja wygląda tak: nieskromne plany, ale ograniczone możliwości!
W najbliższym czasie, 30 października ma nastąpić premierowy koncert Pogorzelca. Podejmowane są starania o pozyskanie w szeregi wytwórni nagrań grupy Boring Drug z Krakowa. Zasugerowałem próbę promocji wytwórni w Japonii, kraju o największym odsetku muzycznych freaków. Sebastian na to ze swadą: - Będę czynił starania, fajnie by było. Ciekawe, co Japończycy zrobiliby z płyty jak już znudziłaby im się muzyka!
Trzymamy kciuki, gdyż pomysł jest na tyle dziwny i oryginalny, że ma szansę zaistnieć szerzej w świecie! [avatar]
PS. Żaden z WAFPowców nie ma na stanie gramofonu :)
Strony wytwórni: http://www.altanovapress.com, https://www.facebook.com/AltanovaPress
Pierwszą płytę z AltanovaPress można kupić tu: http://wsm.serpent.pl/sklep/albumik.php,alb_id,34589,Pogorzelec,Sebastian-Buczek
Zdjęcia: AltanovaPress
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Jak na fascynację duszą muzyki... to no cóż naprawdę Pan Sebastian dotarł do sedna...
OdpowiedzUsuńKolejny koncert Sebastiana Buczka już 6 listopada we wrocławskim Falansterze! Na miejscu będzie można się zaopatrzyć w "Pogorzelca".
OdpowiedzUsuń