7 października 2014

Południca!: Królowa Czechosłowacji (Karoryfer Lecolds, 2014)


Prawdziwe wejście w XXI wiek.

Po czterech latach od zwracającego uwagę debiutu Spóźnione wejście w XXI wiek Południca powraca z materiałem, który powinien ją ulokować w centrum wszechświata – przynajmniej tych, którzy kochają połączenie technologii z organicznym brzmieniem tradycyjnych instrumentów ludowych (i nie tylko). Tym razem są lepiej przygotowani na podbój świata – brzmieniowo i kompozycyjnie biją na głowę wszystko to, co pamiętamy z debiutu.

Pamiętacie płytę Sunday Pagans? Tamta grupa śmiało połączyła nowoczesną taneczną elektronikę z tradycyjnymi pieśniami ludów słowiańskich. Południca podobnie operuje dzisiejszymi środkami, nasączając swoją muzykę bitami i klawiszowymi plamami. Mają jednak dodatkowy atut – teksty po polsku, w dodatku teksty oryginalne, nie będące kolejną interpretacją ludowej klasyki. Zgodna koegzystencja elektroniki z akustycznymi instrumentami dodaje całości smaczku. Królowa Czechosłowacji to jedna z najbardziej ekscytujących płyt ostatnich miesięcy!

Singlowy Głód wita nas charakterystycznym brzmieniem cymbałów wokalistki Anny Olszewskiej, które odgrywają kluczową rolę w większości piosenek. Zaraz jednak pojawia się agresywny bit, za który odpowiada doświadczony w bojach Andrzej Zagajewski (znany m.in. jako Ludwik Zamenhof czy UnitraProdiż) oraz zadziorne motywy... klarnetu Michała Radmachera. Połączenie zaiste zdumiewające, ale przy tym absolutnie pełne i kompletne. To, jak zespół wymieszał disco z rozsądnie dawkowaną ludowszczyzną, nawet jazzem, budzi podziw i zachwyt.

Bo Królowa to płyta totalnie przebojowa. Hity spadają jak grad w upalny dzień czyniąc spustoszenie między uszami. Porażający szaleńczą energią Trup, wgniatająca w glebę ciężkim elektronicznym basem Ryba, chwytliwe Dziewka i Izaa, przy których nie sposób powstrzymać się od tańca (refren Izy z olśniewającą partią klarnetu), urzekające połączeniem marszowego rytmu ze słowiańską rzewnością Ani kroku wstecz, wreszcie tytułowa Królowa Czechosłowacji z finałem równie pięknym jak ten z Syren Artura Rojka. Wielkie wrażenie robią akustyczne wstawki w tanecznych piosenkach, kiedy zanurzamy się w zmysłowych dźwiękach szarpanych lub uderzanych pałeczkami strun cymbałów. Obok tego parkietowego szaleństwa mamy jeszcze dwa najbardziej kontrastowe nagrania: szybką, punkową Aurorę i minimalistyczną balladę Piąty dzień z rośliną. Dwa zupełnie inne oblicza tego samego zespołu.

Nie sposób nie wspomnieć o artystycznej kreacji Anny Olszewskiej, która pozbyła się drażniącej ucho maniery wokalnej wiejskiej dziewki – śpiewa po prostu... normalnie. Mocno, pełną piersią, ale bez silenia się na tę ludową przaśność. Posłuchajcie Piątego dnia z rośliną, pięknie, spokojnie zaśpiewanego, posłuchajcie – nomen omen – Dziewki, z kapitalnym wibrato na końcu każdej frazy. Wokalistka nie cofnie się nawet przed jawnym gwałtem na swoim głosie: w Dniu z rośliną i Izie zostaje on przepuszczony przez auto-tune. Nigdy nie sądziłem, że podpiszę się pod takim oświadczeniem: inteligentnie użyty auto-tune (czy vocoder) może być cool!

Druga płyta Południcy to również uczta dla każdego miłośnika polskich tekstów. Te znowu wykorzystują schematy ludowych bajek by śmiało opowiadać współczesne historie, w których mamy bitwy toczone na Playstation, małomiasteczkową piękność kolekcjonującą rumaki z silnikiem Diesla i kolejnych kochanków, współczesnego Czerwonego Kapturka, który gubi zasięg GPS w ciemnym lesie; podobno jest też coś na temat polskiej emigracji na Islandię – tak przynajmniej deklarują twórcy. Jest ciekawie i niebanalnie.

Mam nadzieję, że ta płyta nie przejdzie nie zauważona, chociaż maleńka wytwórnia Karoryfer Lecolds zdaje się robić wszystko (czyli nie robić nic), aby tak się stało. Bo jest to pierwsza płyta z jej katalogu, która może naprawdę zaistnieć – nie tylko w Polsce. [m]

Ani kroku wstecz:



Strona zespołu: https://www.facebook.com/pages/Południca/59802290933?sk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni