6 listopada 2014

Formalina: Formalina (wyd. własne, 2014)



Jedna z najciekawszych polskich płyt tego roku. Ja bredzę? To może najpierw posłuchajcie.

Formalina to kwartet z Poznania, który potrafi wiele. W minimalistycznym składzie: perkusja, bas, organy i głos, na setkę nagrał zestaw piosenek, który bawi i przeraża, perfekcyjnie dawkuje emocje i przywraca wiarę w dobry, inteligentny polski tekst.

Może właśnie od tekstów rozpocznijmy tę historię. Gdy je po raz pierwszy usłyszałem w zamaszystej, nieco aktorskiej interpretacji wokalistki Maliny Barwik, byłem przekonany, że są autorstwa jakiegoś mało znanego, ale wybitnego XX-wiecznego poety. Klasyka, o którym uczą się na polonistyce dziewczyny w za dużych okularach. Otóż nie. Napisała je przyjaciółka zespołu, Malina Prześluga-Delimata, młoda dziewczyna, w 2012 roku laureatka Medalu Młodej Sztuki. Z tego faktu wnioskuję, że nazwę zespołu można interpretować nieco inaczej niż odpowiednik muzycznego formaldehydu. Może oznacza ona... For Malina, czyli Dla Maliny? Mnie się podoba.

Już na wstępie dostajemy w twarz tekstem, który nie pozostawia obojętnym. W głowie zgrzyty mam/ Niebezpieczne trzaski/ W głowie pęka coś/ Lecą wióry, drzazgi/ Mój umyślny dom w ruinę popada/ Sto pancernych ścian/ Z hukiem na mnie spada (Zgrzyty). Dodajmy do tego refren Akcesoriów: Ktoś mnie zepsuł/ Ktoś mnie zgubił/ Nie ma dla mnie instrukcji obsługi. I jeszcze ten fragment ze Spotkania w parku: Butelka wina, ładna dziewczyna/ Siedzą siedzą siedzą we dwie/ Wszystko dobrze jest/ Każdy ci to powie/ Przechodzień zgubiony i jego pies/ Wszystko dobrze jest/ A on się nie dowie/ Że to pierwszy i ostatni raz/ Gdy uwierzyła, że ktoś ją chce. Powiem krótko: dawno tak mnie nie kopnęły tak prosto napisane słowa. Tym ostatnim zresztą towarzyszy skoczna, taneczna melodia wywołująca na twarzy szczery uśmiech – który nagle gaśnie, gdy Malina Barwik dociera do ostatniego wersu refrenu. To nie są wesołe piosenki, w nich codzienność kryje pod wypolerowaną na błysk warstwą pozorów brud i ból. To samo życie – pozbawione wzniosłych zdań wielokrotnie złożonych, prosty przekaz uderzający z tym większą siłą, że przedstawiony na chłodno, precyzyjnymi rymami, bez śladu wulgarności.

A muzycznie? Nie ukrywam – zakochałem się w Malwinie śpiewającej. To jak moduluje głos, jak przywdziewa różne maski robi na mnie piorunujące wrażenie. Potrafi słodko szeptać, ale i ostro krzyknąć. Ciekawe wydają mi się hipotetyczne inspiracje: w Spotkaniu w parku wyraźnie słyszę Joannę Prykowską z Firebirds, w Lesie wczesną Korę, a Super szczur (nawiasem mówiąc świetny cover piosenki Dwa Plus Jeden) znakomicie odtwarza manierę wielu wokalistek z lat 80. Organy Michała Bartza to potęga. I muszą takie być, bo odpowiadają za główną linię melodyczną kompozycji. Formalina nie ma przecież w składzie gitarzysty. Ale ze wsparciem perfekcyjnej sekcji rytmicznej (Piotr Rzepka na basie, Jacek Szczeciński na bębnach) jest w stanie stworzyć niesamowicie gęsty, pełen niuansów akompaniament dla wokalistki.

Na tym albumie nie ma słabych rzeczy. Złowieszcze Zgrzyty, dziewczęco lekkie Jakolew, rytmiczne Akcesoria, porażająco ponury Las, hipnotyczne Postacie to tylko wybrane tytuły z tego bezbłędnego zestawu. Nie posłuchacie – wiele stracicie. [m]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/zespolformalina

1 komentarz:

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni