24 marca 2015

Forget About Julia: Forget About Julia (wyd. własne, 2015)


Jak Wołek i Dojs postanowili rozsławić Mogilno na cały świat (a przynajmniej Polskę).

Pamiętacie Krystiana Wołka, który pod pseudonimem Yoko Chanel dwa lata temu, jako wówczas piętnastolatek, wywołał niemałe zamieszanie swoją nagraną w domowym garażu płytą Let's Do It? Przy jej powstaniu maczał palce Mariusz Dojs. Obaj debiutują właśnie wraz z zespołem Forget About Julia. Jest to debiut przemyślany i naprawdę wysokiej klasy.

Akustyczne lo-fi – tak pozycjonują się sami. Ja bym z tym lo-fi nie przesadzał. Choć nagrana w domowych warunkach, płyta brzmi nad wyraz dobrze. Głębokie, pełne przestrzeni brzmienie spotęgowane zostało przez dużą dynamikę (mimo dość łagodnych w założeniu kompozycji) i kontrastowość dźwięku. Pierwszy odsłuch na słuchawkach zrobił na mnie spore wrażenie, hm, audiofilskie. Nie chodzi o to, że mam jakąś obsesję na punkcie jakości dźwięku. Po prostu przez pierwsze minuty obcowania z albumem to właśnie sposób realizacji skupiał na sobie moją uwagę, przesłaniając na moment same piosenki. To jak chłopaki rozplanowali instrumenty (dużo smacznych pogłosów), jak zbudowali napięcie poprzez wprowadzenie głębokich tąpnięć basu i oszczędnie dozowanych perkusjonaliów – no pięknie to wyszło. Dojrzale.

A same piosenki? Ładne. Rzewne. Lejące się powoli. Sentymentalne, ale bez przesady. Wzruszające, ale nie miałkie. Takie folkowo pobrzmiewające ballady. Z niespecjalnie wybijającym się wokalem Dojsa, pięknymi dialogami gitar i snującymi się wokół nich chórkami. Dear Lover wypada szczególnie poruszająco. Klimat, klimat! Dramatyzm wznoszącej się gitary. Folkowe ornamenty. Łaaadne. Eyes Wide Open – kurcze, jakie to dorosłe! Wiele uznanych kapel dałoby się pokroić za taki kawałek. Z moich ulubionych dorzucę jeszcze Promised Land, z wyrazistą rytmiką i fantastycznymi zagrywkami gitary elektrycznej (Wołek?).

Kawał dobrej roboty. Mogilno ma szansę zaistnieć wyraźniej na mapie polskiej alternatywy. [m]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/forgetaboutjulia

1 komentarz:

  1. Byłem ostatnio na koncercie Yoko Chanel. Kompletna beznadzieja. Pomijając już, że gość ma wygląd cinkciarza (okulary słoneczne i błyszcząca marynarka), bo przecież nawet tacy mogą nieźle grać, sam występ wypadł żenująco. Chłopak brzdąkał coś na gitarze, próbował śpiewać, ale trudno mu było nadążyć za pędzącym podkładem z laptopa, a trafić w początek albo koniec piosenki partiami gitary udało mu się chyba tylko raz. Zbyt wcześnie uwierzył, że poradzi sobie sam na scenie ze wszystkim, a to przecież nie jest proste nawet dla wykonawców z większym doświadczeniem. Cóż, głos wewnętrzny mówi mi: "daj mu szansę!", ale boję się, żeby nie zagłaskano go podobnymi recenzjami jako "młodego talentu" albo "bardzo obiecującego". Podczas koncertu powoływał się zresztą na recenzję sprzed dwóch lat. Może autorefleksja pojawi się później, z wiekiem.
    Kolejnym wykonawcą podczas tego koncertu był zespół Lola Lynch. I było widać przepaść w każdym elemencie - od brzmienia, przez kompozycje do świadomości własnych dobrych i złych stron grania. I wreszcie CK Zamek ze swoją znakomitą akustyką doczekał się (i widownia oczywiście) czegoś wartego posłuchania. A Yoko Chanel? Dużo pracy przed nim. I oby go tylko nie zasłodziły niektóre recenzje...

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni