9 kwietnia 2016

Bovska: Kaktus (Warner Music, 2016)


Nie mam pojęcia, skąd się ta dziewczyna wzięła, ale swoją debiutancką płytą może zagrozić wokalistkom, które zdążyły sobie wymościć wygodne gniazdko w szufladce z napisem „pop”.

Krótkie poszukiwania dostarczają już jakieś informacje. Bovska pochodzi z Warszawy, studiowała na Uniwersytecie Muzycznym im. F. Chopina, a jej zespół składa się z trzech osób. A płyta Kaktus to porządny przyczynek do tezy, że da się zrobić inteligentny, zabawny i wciągający pop po polsku. I wcale nie trzeba być Julią Marcell, by tego dokonać.

Nie sądziłem, że tak mnie ta płyta zaangażuje emocjonalnie, bo w sumie, pomijając kolorowy wizerunek, Bovska nie ma jakichś wyrazistych cech szczególnych. Jej głos i ekspresja wokalna to tak zwana średnia krajowa. Muzyka to z kolei wypadkowa synth popu i popu zagranego na tradycyjnych instrumentach. I tak obok piosenek niesionych wyraźnym elektronicznym bitem, są i takie, które spokojnie można zagrać na żywo w tradycyjnym rockowym składzie.

Może zbyt często pojawiają się skojarzenia z Melą Koteluk (zwłaszcza Wyspy i Klik, które brzmią wręcz jak piosenki z jej repertuaru), ale lepszy taki punkt wyjścia niż kolejna inkarnacja Nosowskiej. Przymykając na to oko, będziecie mieli sporo przyjemności ze słuchania Kaktusa. Choćby za sprawą singlowego utworu tytułowego, który jest numerem idealnie stworzonym do celów promocyjnych. Świeżość tego surowego w sumie kawałka, pomysłowość warstwy rytmicznej i niezaprzeczalna chwytliwość predestynują Kaktusa do tytułu jednej z piosenek roku. Nie żartuję! Najbardziej zresztą lubię te piosenki, w których rytm odgrywa kluczową rolę: Bombę z „rapowanymi” zwrotkami, klekoczące perkusjonaliami Hula hop (zrobiłbym z niego singiel nr 2), uroczo dziewczęce Póki czas i ciekawie nawiązujące do muzyki ludowej Oko do oka (a ten finał! Szok i niedowierzanie, jak Bovska przechodzi do ekstatycznej dyskoteki, jakiej nie powstydziłyby się zespoły z Brennnessela).

A to tylko to bardziej żywiołowe oblicze Bovskiej. W rękawie mamy też bardziej romantyczną twarz wokalistki, z piosenkami typu Wyspy (ładnie tu pracują instrumenty akustyczne), nieco pompatycznym Składakiem (który został wykorzystany w jakimś kiczowatym serialu TVN – na szczęście oszczędzono nam teledysku ze scenami z tegoż dzieła) czy Dachy, w których pojawia się fajny, motoryczny bas, podobny do tego, jakim legitymuje się duet Zimowa.

Podsumowanie może być tylko jedno: takich płyt popowych potrzeba nam jak najwięcej! Tylko takie wokalistki jak Bovska mogą uratować nasze komercyjne stacje radiowe. Gdyby jeszcze taką muzykę zechciały grać… [m]


Strona zespołu: http://www.bovska.com 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni