4 kwietnia 2016

Bruno Światłocień: Dies Irae (wyd. własne, 2015)


Byłem dziś w domu martwego człowieka... Tak zaczyna się trzecia płyta Bronisława Ehrlicha. Proszę się przygotować na 66 minut ponurej podróży!

Jak brzmi Bruno na Dies Irae? Identycznie, jak na dwóch częściach Czerni i Cienia. Można próbować doszukiwać się zmian, liczyć durowe i molowe akordy, by postawić tezę, że z płyty na płytę więcej w dźwiękach sygnowanych nazwą Bruno Światłocień mroku/jasności. I na podstawie tego mówić o rozwoju, progresie, szukaniu nowych środków wyrazu. Ale Bruno Światłocień od początku gra to samo. Tak samo. I w tym samym tempie. To w sumie ciekawa rzecz, ile udało się skonstruować piosenek opartych na tym samym metrum! Szczególnie, że melorecytacja Bronisława Ehrlicha zupełnie nie podlega ewolucji. Człowiek melorecytuje i nawet nie próbuje modulować głosu, by odróżnić jeden tekst od drugiego. A jednak poszczególne kompozycje noszą znamię indywidualności - zupełnie nie ma się wrażenia zlewania się poszczególnych utworów, bądź słuchania jednego godzinnego kawałka. Gitara i bas układają się w szereg nieinwazyjnych riffów, które może i szybko uciekają z pamięci, ale w trakcie słuchania utworów są ich najbardziej charakterystyczną częścią. Słuchając Dziś idę walczyć mamo, Otomin czy Bliżej aż chce się krzyknąć: jak to się stało, że tych topornych, siermiężnych riffów nie zagrał wcześniej nikt inny? A potem kolejny numer i kolejny tak oczywisty motyw prowadzący, że pytanie się powtarza.

Siłą projektu Ehrlicha, w studiu wspieranego przez Michała Miegonia, oprócz programowej toporności, jest schludność. Aranżacje dodatkowe są (jak całość) równie mało inwazyjne, ale udanie potęgują poczucie rozpaczy, od której puchnie wydawnictwo. Czy będą to kobiece wokalizy w Fobiach (osobiście kojarzące się z Siódmą Pieczęcią Bergmana), czy klawisze bądź metaliczna perkusja (Apogeum bólu) - światłocieniowy mrok potrafi zaintrygować i zaciekawić. Z pierwszym odsłuchem, gdy w głowie powstał szkic recenzji do napisania, chciałem już zbesztać Bronisława, że próbuje sprzedać kolejny raz to samo. Ale kolejny raz okazało się, że warto z płytą trochę pochodzić, dać jej czas i okazję, by samemu porozbierać na czynniki pierwsze to, co muzyk poukrywał po ścieżkach. A jest tego sporo.

Najbardziej szkoda tu Bronisława Ehricha jako wokalisty. Jego trupi wokal jest cechą rozpoznawczą grupy; jego liryki, pomimo gotyckiego anturażu pełne nieoczywistych tematów. Ale im dalej w las, tym ucho właśnie wokalistę zaczyna najszybciej wymazywać z percepcji. Szczególnie, gdy te najmocniejsze, najciekawsze teksty (Dziś idę walczyć mamo) są najmniej słyszalne!

Bruno Światłocień raczej nigdy nie spowoduje u nikogo arytmii sercowej na wieść o premierze nowej płyty. Bo wiadomo - będzie identyczna jak poprzednia. Dobrze, że Deus Irae jest takim wydawnictwem, że jak już znajdzie się w odtwarzaczu, to schludnie na czas jej trwania zajmuje uwagę. Choć chciałbym, żeby następna płyta była krokiem do przodu. A jeśli nie będzie – trudno, też będzie co słuchać. [avatar]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/Zespół-Bruno-Światło-Cień-729815947139491

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni