4 listopada 2016

Mijagi: Sunny Italy (Dom Dźwięków, 2016)


Debiut płytowy po wielu latach istnienia na marginesie sceny alternatywnej.

Mijagi to zespół nieodłącznie kojarzący mi się z pierwszymi, pionierskimi latami WAFP. Już te dziesięć lat temu krążył mi w pamięci i wielokrotnie przymierzałem się do napisania o nim paru zdań. Ale zawsze to odkładałem, czekając na jakieś oficjalne wydawnictwo. W końcu zespół odsunął się całkowicie poza krawędź mojej uwagi. Dopiero w tym roku wrócił do jej centrum za sprawą debiutanckiego albumu, którym zamyka ten długi okres oczekiwania i niepewności, czy z tego zespołu w ogóle coś będzie. Nie będzie. Jest.

Sunny Italy zaskoczyła mnie w kilku aspektach. Najpierw tym, że jest to jednak płyta z piosenkami, a nie, jak sugerują dwa pierwsze utwory, instrumentalna, utrzymana w postrockowej manierze. Potem tym, że pozornie nijaki, pozbawiony wyrazu głos Piotra Czyża, jednak ma w sobie coś interesującego i pasuje do emploi Mijagiego, a piosenki zapadają w pamięć. Wreszcie trzecia rzecz – brzmienie i wykonawstwo. Ta płyta brzmi fenomenalnie. Przede wszystkim bębny i bas – kapitalna, fantastyczna robota została tu wykonana przez Marka Szwarca ze studia Rolling Tapes ze Srebrnej Góry. Potem gitary, ich wielopłaszczyznowość, ich barwa. Wreszcie klawisz – nienachalny, nieco retro, oryginalnie wpasowujący się w strukturę utworów. I oczywiście wykonawstwo. To, jak zespół kontroluje dźwięk, jak powstrzymuje się przed przeginaniem (z jednym wyjątkiem), jak umiejętnie łączy stylistyki, unikając jednoznacznego zaszufladkowania. Szacunek za to, że po tylu latach nie spalili w cuglach tego debiutu. A znam wiele zespołów, którym presja pierwszej płyty zniszczyła dobrze zapowiadającą się karierę.

Przejdźmy do konkretów. 1614 wita nas pompatycznym, monumentalnym wstępem. Nadętym jak balon z dumy, że oto mamy do dyspozycji świetne studio i zaraz wam pokażemy, co potrafimy. Na szczęście to zmyłka. Kompozycja zawiera parę różnorodnych wątków, które pokazują, że zespół będzie się bawił konwencjami, brzmieniem, tempem i nastrojem. Że możemy się spodziewać wielu zaskoczeń.

Sunny Italy – ten kawałek to pomnik. Prawdziwy młot na czarownice. To, jak długo chłopaki wytrzymują z rozpoczęciem, jak długo trzymają słuchacza w napięciu tą szorstką gitarą i katarynkowym klawiszem. Gdy wreszcie wchodzi perkusja, jest to uczucie takiej niesamowitej pełni i głębi. Mistrzostwo! A w finale przecież jest jeszcze ten przepotężny akord klawisza i jeszcze mocniejszy riff gitary – aż żal, że tak szybko się kończy.

Gabinet doktora Caligari to właśnie przykład przegięcia. Świdrująca gitara zbyt intensywnie wchodzi w wysokie tony zbliżając się niebezpiecznie do parodii art rocka. I tekst trącący kiczem. W sumie najmniej udany kawałek, ale za sprawą drażniącej stylistyki wbija się w pamięć. Potem Mijagi nie zalicza już żadnej wpadki. Pojawiają się piosenki spokojniejsze, introwertyczne, jak delikatnie płynący Wzór na sen, neurotyczne LSD (ależ ten numer brzmi! Atmosferę można kroić nożem), chłodne, zahaczające o nową falę (Respirator), intensywnie rytmiczne, rockowe (Zapomnij), ale też bardziej piosenkowe, nawet ocierające się o pop (9.52). Wszystkie łączy przemyślana konstrukcja, często gwałtowne i intensywne części finałowe i niezwykła dbałość o detale. To brzmienie, o którym tyle już napisałem, jest bardzo złożone, wielowarstwowe. Tu czyste dźwięki mają swoich brzydkich braci bliźniaków w postaci przesterów i sprzężeń, które tworzą gęste, zaszumione, pełne podskórnego zgiełku, tło, czasem - niczym grzyb pożerający drewno – wyłażące na pierwszy plan i ogłuszające dzikim hałasem.

Powtórzę, Sunny Italy całkowicie mnie zaskoczyła. Nie spodziewałem się, że spędzę z tą płytą tyle czasu, tak wiele warstw z niej zdzierając. To naprawdę budujące, że zespół, który przez te lata istnienia-nieistnienia mógł ulec degeneracji i wydać jakiś badziew na odczepnego, oddał swoim wiernym fanom dzieło tak kompletne. [m]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/domdzwiekow

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni