Elvis DeLuxe nie silą się na poprawianie klasyków, nie mieszają gatunków, nie dodają nic od siebie, po prostu grają dobrze znane riffy – i bardzo dobrze. Nie ma tu żadnych zaskoczeń, ale to nie przeszkadza w dobrej zabawie. Płyta rozpędza się znakomicie za sprawą Superorfeo, Extraterrestial Hideout Seeker (nawet tytuły trzymają klasę, ha! Nie jest to co prawda Supa Scoopa And Mighty Scoop, ale też nieźle), mknącego w szalonym tempie Perfect Ride i dla odmiany wlokącego się ociężale 27 (nie ma to jak dwie gitary w składzie). Za sprawą Sleep Brings No Relief przenosimy się nieco zbyt blisko ...And The Circus Leave Town naszych ulubieńców z Kyuss, na szczęście o plagiacie nie ma mowy. I tak coraz bliżej współczesności, bo For The Soul kojarzy się już z twórczością Queens Of The Stone Age. Po tym utworze adrenalina opada i robi się trochę nudno, ale dzięki The Mountain wszystko (w tym ciśnienie) wraca do normalnego - wysokiego - poziomu. Dawno nie smakowałem tak soczystego riffowego mięcha. Czysta przyjemność jumprezowego (z naciskiem na jump) przeboju. Josh Homme pewnie by nie pogardził taką kompozycją w swoim repertuarze. Finał jest znakomity, bo na koniec Between Heaven And Hell atakuje prawdziwą rzezią fuzzów, zgrzytów i innych brudów. Miodzio!
Nie pytajcie o teksty – jakieś tam pewnie są, ale po kiego się w nie zagłębiać? Wiadomo, że nie chodzi o jakieś głębokie przemyślenia czy niesienie dobrego słowa. Wokalista spełnia swoją rolę znakomicie, jego głos to piąty instrument. Jest dobrze. Ciężarówki mkną na południe wzniecając tumany kurzu. Welcome to Sky Valley! [m]
Strona zespołu: www.myspace.com/elvisdeluxe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz