Czy wiedzieliście o tym, że Barbara Wrońska (Pustki) ma siostrę, Zuzannę? Ja też nie, do niedawna. A czy wiedzieliście, że Zuzanna Wrońska jest kapitalną wokalistką i do tego pisze niezłe teksty? Ja też nie, aż do dziś. Ta wiedza spłynęła na mnie za sprawą płyty duetu Ballady i Romanse, która właśnie dziś ukazuje się nakładem – od pewnego czasu nic mnie w tej branży już nie dziwi – galerii sztuki, a konkretnie Galerii Raster. Album jest efektem współpracy sióstr, które najpierw nagrały jedną piosenkę na składankę w hołdzie Broniewskiemu, a potem wciągnęły się w home recording i ni stąd ni zowąd mamy „polskie CocoRosie”. Nieprawda, przynajmniej nie do końca. My, tzw. krytycy muzyczni (w nielicznych przypływach pokory nazywający się po prostu recenzentami), lubimy takie kolorowe plakietki-etykietki. Jak to fajnie brzmi: polski Interpol, polskie Architecture In Helsinki, nasze polskie CocoRosie. No i potem wynikają z tego problemy. Wspominam o tym niebezpodstawnie. Naprowadzam was na trop. Ciągle jeszcze porównujemy, proszę bardzo. I to będą okolice dziesiątki: Asi Mina. Artystka bardzo niszowa, tak samo jej płyta, ale sporo zbieżności między nią a siostrami. Płyta nagrana w domu, z użyciem tego co wpadło pod rękę (głównie w kuchni), prywatne, osobiste teksty. I już jesteśmy w domu.
Co więc nasze nowe ulubione Sistars... znaczy siostry, przygotowały? Ano płytę bardzo, bardzo ładną, miłą, piosenkową. Ale też brudną, surową, nonszalancko niedbałą w warstwie muzycznej. Czyli esencja lo-fi, domowej inicjatywy muzycznej. Co nie znaczy, że Ballady i Romanse brzmią jak garażowe demo. Wprost przeciwnie, są tu numery, które bez stresu można by prezentować w popularnych rozgłośniach (pomarzyć zawsze można). Ale nie brakuje też bałaganu, pomyłek, dźwięków, które zwykle zostają wstydliwie usunięte w procesie postprodukcji. Kilka piosenek autentycznie natychmiastowo zapada w pamięć: Kto przepłynie (dla mnie numer jeden płyty) z głębokim basem, rytmem wystukiwanym na różnych elementach kuchni, jak się domyślam drewnianymi łyżkami, z przepięknymi wokalami obu sióstr; Trudny z refrenem, któremu wieszczę „kultowość”; szalony Magnetyzm serc, jako żywo przypominający piosenki The Dresden Dolls (Zuza!); rozbrajająca, zaśpiewana w dziecinnej manierze Starość (znowu Zuza, znowu kuchenne rytmy i obłędne klawisze); szalona Warszawa (stukanie w garnek, fujarki, oklaski, dzikie wrzaski). Tak się rozpędziłem, że omal nie wymieniłem połowy płyty. Bo słabych momentów tu raczej nie ma.
Co ciekawe, w tym duecie rolę liderki przejmuje Zuzanna. Napisała wszystkie teksty, niektóre mocno osobiste (Tak naprawdę moi mili wszystko miało być inaczej/ Miałam życie wciągać nosem i mieć dużo miłych wrażeń/ Wieczorami z kolegami słuchać Beach Boys i Nirvany/ Kumple wolą, żebym z nimi zajmowała się blantami), inne opowiadające zabawne/straszne historyjki (Toksyczna para, Laleczko, Anoreksja, Pies), a nawet o charakterze literackim jak przenosząca - zapewne pod wpływem poezji Broniewskiego - do ciemnej piwnicy w zrujnowanej Warszawie Okupacja. To Zuza jest tą silną, tą zbuntowaną, tą niegrzeczną – co słychać w wokalach, nie tak słodkich i kruchych jak u siostry; ale za to jak zaśpiewa pełnym głosem, to ciary chodzą po plecach.
Ballady i Romanse to płyta wypełniona pioseneczkami (to czułe zdrobnienie rezerwuję sobie właśnie na takie okazje), które przyczepiają się do człowieka i wywołują te różne niegodne prawdziwego mężczyzny uczucia. Człowiek chce się od nich uwolnić, kopnąć je w te małe tyłeczki, ale nic z tego, one zostają w głowie i za cholerę nie mają zamiaru jej opuścić. [m]
Strona wydawcy: Raster
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
brawo; dobra recka znakomitej płyty (te małe tyłeczki ;) ja numer okupacja traktuje jako grę słowną do occupation czyli zawodu; okupacja mnie tu trzyma jak stulecia zima; tych szarad na płycie więcej
OdpowiedzUsuńpozdro
zmywak
my krytycy,hehe - jesteś tylko zwykłym blogerem, wyluzuj
OdpowiedzUsuńmój ulubiony kawalek to "Lęk" ("mogę spieprzyć każdą sytuację / nie muszę prosić o pomoc")
OdpowiedzUsuń