Ta płyta niewiele ma wspólnego z poprzednimi albumami Jacka Lachowicza – co sygnalizuje już rezygnacja z imienia, jakby artysta dawał do zrozumienia, że nie należy oczekiwać kolejnych piosenek pana Jacka. Album wypełniają całkowicie instrumentalne kompozycje na syntezatory, fortepian i gitarę. Część z nich to fragmenty ścieżek dźwiękowych różnych filmów, część to utwory napisane specjalnie z myślą o tej płycie-ciekawostce. Są tu rzeczy sprawiające wrażenie zamkniętej całości, jednak większość materiału to raczej dźwiękowe impresje, szkice utworów.
Nagrania, w przeważającej większości wyciszone i pasujące do określenia ambient, połączono w rodzaj suity, ścieżki dźwiękowej snu na jawie. Pomijając brudny i rytmiczny opener Chamówa (rozbrajająca szczerość, prawda?), cała reszta płynie sobie łagodnym nurtem, nie niepokojąc odpływającej w dal uwagi. Nie powiem, zdarzają się tu miłe chwile, jak muzyczna ilustracja spadających z drzew kropel wody w Lasku, bajkowy temat w Odzie 11, klasycyzujący fortepian w Ginie, czy klimatyczna wycieczka w stronę shoegaze spod znaku tegorocznej płyty Klimta w Odzie 12. Reszta to jednak typowa muzyka tła, z ledwie zarysowanymi melodiami, dyskretnie buczącym basem i delikatnymi trzaskami elektroniki.
Nie jest to więc pozycja obowiązkowa dla fanów piosenek Jacka Lachowicza. Runo ma szansę spodobać się słuchaczom szukającym wytchnienia i umysłowego relaksu. W tej roli ten króciutki album sprawdza się znakomicie. [m]
Strona artysty: Myspace
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz