Przeczytałem tekst na blogu Marcelego Szpaka o jego wspomnieniach z dzieciństwa związanych z kasetami magnetofonowymi (a także wideo) i otworzył mi się worek wspomnień, historyjek, przygód. Dziś będzie zatem coś dla młodych, którzy o kasetach tylko słyszeli z opowieści starych ludzi i może widzieli jedną czy dwie w jakiejś gablotce.
Kasety to cała moja muzyczna młodość. Były stałym elementem wydatków kilkunastoletniego smyka. Kupowało się „oryginały” (czyli piraty) i „czyste”. Na czyste basfy, tedeki, sony, maxelle, philipsy nagrywało się płyty z radia lub przegrywało kasety od kolegów. Posiadanie dwukasetowego magnetofonu sprawiało, że człowiek dużo zyskiwał w oczach rówieśników. A co dopiero własny walkman! Najpierw marzenie, potem normalka. Zarżnąłem ich chyba ze cztery, zanim pojawił się pierwszy discman. Pamiętam, że kupowałem raz na kilka miesięcy płytę CD mojego ukochanego do dziś zespołu (a zgadnijcie) i szedłem z nią do kumpla, żeby ją przegrać na kasetę. Którą potem jechałem na okrągło, bo w Tamtych Czasach nie było Internetu, nie było blogów, forów, torrentów. Kupowało się jedną kasetę na miesiąc (jesteśmy już w epoce Prawa Autorskiego; dostawcy piratów zostali już usunięci z krajobrazu), resztę przegrywało od innych maniaków. Umawialiśmy się w kilka osób, kto jaki tytuł kupuje, potem dochodziło do wymiany i kopiowania. Tak się robiło, by być na bieżąco (oczywiście trzeba było też mieć kasę na Tylko Rock, Brum, Machinę i Antenę Krzyku, czasem Garaż).
Te kasety nagrywało się, kasowało i znowu nagrywało wielokrotnie. Wiele z nich miało kilkanaście warstw muzycznych. Na przykład ta Bielizna nagrana na Emigrantach (Jeszcze dzień, wyjdę stąd). Wychodziły też różne ciekawe splity, jak ten POLOVIRUS z Voivodem, czy Ewa Braun z Tomem Petty...
Zbieranie oryginalnych kaset, już w czasach studenckich, też było wciągające. Niezależne wytwórnie miały fajne pomysły, jak te kasety z barwionego plastiku z Anteny czy Art. Manegementu (pierwszy Homosapiens – to była miazga).
Były to czasy prawdziwego lo-fi, spójrzcie tylko na tę słodką wkładkę do kasety Happy Pills. Ręcznie wycinany szary papier!
A od tego wszystko się zaczęło. Moja absolutnie pierwsza kaseta, czyli Cosmic Thing. Ma już 20 lat, ale wciąż gra świetnie. Bez ściemy. W weekend sobie zapuściłem, ciągle mi się podoba:) [m]
Kasety to cała moja muzyczna młodość. Były stałym elementem wydatków kilkunastoletniego smyka. Kupowało się „oryginały” (czyli piraty) i „czyste”. Na czyste basfy, tedeki, sony, maxelle, philipsy nagrywało się płyty z radia lub przegrywało kasety od kolegów. Posiadanie dwukasetowego magnetofonu sprawiało, że człowiek dużo zyskiwał w oczach rówieśników. A co dopiero własny walkman! Najpierw marzenie, potem normalka. Zarżnąłem ich chyba ze cztery, zanim pojawił się pierwszy discman. Pamiętam, że kupowałem raz na kilka miesięcy płytę CD mojego ukochanego do dziś zespołu (a zgadnijcie) i szedłem z nią do kumpla, żeby ją przegrać na kasetę. Którą potem jechałem na okrągło, bo w Tamtych Czasach nie było Internetu, nie było blogów, forów, torrentów. Kupowało się jedną kasetę na miesiąc (jesteśmy już w epoce Prawa Autorskiego; dostawcy piratów zostali już usunięci z krajobrazu), resztę przegrywało od innych maniaków. Umawialiśmy się w kilka osób, kto jaki tytuł kupuje, potem dochodziło do wymiany i kopiowania. Tak się robiło, by być na bieżąco (oczywiście trzeba było też mieć kasę na Tylko Rock, Brum, Machinę i Antenę Krzyku, czasem Garaż).
Te kasety nagrywało się, kasowało i znowu nagrywało wielokrotnie. Wiele z nich miało kilkanaście warstw muzycznych. Na przykład ta Bielizna nagrana na Emigrantach (Jeszcze dzień, wyjdę stąd). Wychodziły też różne ciekawe splity, jak ten POLOVIRUS z Voivodem, czy Ewa Braun z Tomem Petty...
Zbieranie oryginalnych kaset, już w czasach studenckich, też było wciągające. Niezależne wytwórnie miały fajne pomysły, jak te kasety z barwionego plastiku z Anteny czy Art. Manegementu (pierwszy Homosapiens – to była miazga).
Były to czasy prawdziwego lo-fi, spójrzcie tylko na tę słodką wkładkę do kasety Happy Pills. Ręcznie wycinany szary papier!
A od tego wszystko się zaczęło. Moja absolutnie pierwsza kaseta, czyli Cosmic Thing. Ma już 20 lat, ale wciąż gra świetnie. Bez ściemy. W weekend sobie zapuściłem, ciągle mi się podoba:) [m]
apropos kaset i Bielizny: płyta TAG która jest w moim absolutnym podsumowaniu polskich płyt bardzo wysoko nadal tylko na kasecie. Nawet ją mam i się zastanawiam jak przenieść na ipoda bo magnetofonu sprawnego już niestety nie posiadam...
OdpowiedzUsuńWspominasz basfy, tedetki i pozostałe a ja sięgnę jeszcze dalej w zamierzchłą przeszłość: czy komuś mówi coś taka nazwa jak Stilon Gorzów?
OdpowiedzUsuńhttp://www.pracownia52.pl/www/gallery/main.php?g2_view=core.DownloadItem&g2_itemId=12870&g2_serialNumber=6
Link prowadzi do tzw. "dziewięćdziesiatki" czyli kasety 2*45 minut (dwa albumy analogowe na jednej kasecie), ale były też i "sześćdziesiątki".
No i jeszcze osławione Supertony:
http://www.zspu_nosniki.republika.pl/nosniki/superton01eta.jpg
Nie będę tu pisał a jakości tych nośników... ale masz rację sporo czasu zajmowało dorabianie i klejenie okładek i ładne opisywanie palaylist. Prawdziwy DIY :-)
Kasety zagramaniczne ;-) można było wtedy nabyć jedynie w małych sklepikach lub kioskach tzw. "prywaciarzy", czyli prywatnej inicjatywy lub w Peweksach czy innych Baltonach za dolary lub bony...
Mam jeszcze tego całą szufladę i przez sentyment nie wyrzucam.
"dla młodych" no bez przesady :D mam dwie dyszki na karku, a też zbierałem kasety i nagrywałem się na nich ze swoim 1szym bandem, do tej pory mam kasetki "nevermind", "bleach" i "californication".
OdpowiedzUsuńa ja tego miałem tyle, że w końcu wyrzuciłem. najpierw pudełka i układałem kasety "na przekładkę", pionowo, taśmą w górę/ taśmą w dół. tak więcej się mieściło do szuflady.
OdpowiedzUsuńpo kolejnych przeprowadzkach robiło się szitu coraz mniej i mniej...
no i trochę zonk, bo np. takie Opposition teraz chodzi po 180 zeta! [fakt, że na CD] dżisas krajst! a miałem na ich na jednej stronie a na drugiej James "Wah-wah", produkcja Brian Eno. ALE KASETA to była! [z tego co pamiętam firmy SKC, chromowa!].