Prawda jest taka, że kiedy zespół z naszego kraju decyduje się na współpracę z zagranicznym producentem, oczekiwania słuchaczy odnośnie zapowiadanego materiału rosną wprost proporcjonalnie do ilości osób kojarzących nazwisko owego producenta. Wyjątkiem nie była trzecia płyta The Car Is On Fire, a że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to po kolejnych materiałach ukazujących się w prasie można się było spodziewać nie lada muzycznego odkrycia. Czy tak jest w rzeczywistości?
Album Ombarrops! powstał w Soma Studios w Chicago pod okiem producenta Johna McEntire’a. W tym momencie trzeba zadać sobie (dość retoryczne) pytanie: i co z tego? Po odsłuchaniu płyty nie uda nam się na nie odpowiedzieć. Mamy na niej do czynienia z 12 utworami, z których trudno wyłowić kilka zapadających w pamięć numerów. Na pewno jest nim tytułowy Ombarrops!, jednak nie przez swoje efekciarstwo, lecz raczej dzięki osłuchaniu się z nim, bo utwór ten był singlem promującym wydawnictwo w mediach. Naprawdę, mam duże trudności ze wskazaniem kolejnych, choć trochę wyróżniających się piosenek. Niby wszystko brzmi ładnie i zgrabnie, jednak nie umiem się oprzeć wrażeniu, że jest to doskonała muzyka tła. Przyznaję się bez bicia – wielką fanką czy też zwolenniczką TCIOF nigdy nie byłam, ale noga sama wystukiwała rytm słysząc takie Cranks czy też Miniskirt. Podczas odsłuchiwania tej płyty podobna reakcja nie występuje. Nie pojawia się nawet znudzenie, po prostu trudno mi obok tej płyty nie przejść obojętnie. Dlatego też nie chciałabym być na miejscu chłopaków, którzy przecież muszą wybrać z tego materiału następny singiel.
Nie przekonują mnie także wokale. Osobną kwestią jest fakt, że jest to zespół śpiewający tylko w języku angielskim, przez co trudno potencjalnemu słuchaczowi przebić się do warstwy tekstowej. Do tego dochodzi maniera wokalna, chyba bardzo stylizowana. Nie wiem, czy inspiracją zespołu byli The Beatles, czy też może Peter, Bjorn And John (zwłaszcza w utworze A Song Like No Other), nie wiem też, czemu miałaby służyć taka stylizacja. Wyszło to wszystko raczej sztucznie, choć z drugiej strony wokalna warstwa nigdy nie była mocną stroną tego zespołu.
Może zabrzmi to bardzo przewrotnie, ale największym atutem tego albumu jest dla mnie... jego okładka. Zdecydowanie wpasowuje się w obecne standardy, a powiedzmy sobie szczerze, polskie zespoły czasem mają z tym problem. Jednak jej drapieżność trochę nie współgra z materiałem zawartym na płycie.
To nie tak, że jest to zła płyta. Od strony technicznej, spójności czy też brzmienia nie można jej niczego zarzucić. Po prostu jest bez wyrazu. Brakuje jej takiego elementu, dzięki któremu chcielibyśmy czekać na więcej. A tak nawet nie zauważamy, kiedy wybrzmi ostatni utwór. Szkoda, by potencjał tego zespołu marnował się w ten sposób. [spacecowboy]
Strona zespołu: http://thecarisonfire.com/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
zgadzam się: od strony technicznej jes ok. ale z płyty na płytę Carsi są do dupy. ledwie 2-3 kawałki zdzierżę. jeżeli nastepny krążek będzie nagrany w podobnej stylistyce to śmiało powiem: dno i wodorosty.
OdpowiedzUsuńtak jak myślałem - bez dejnarowicza ten zespół już nie będzie taki dobry.
OdpowiedzUsuńBorys bez zespołu też nie ... Plyta srednia ...
OdpowiedzUsuńa ja życzył bym sobie aby pan [m] napisał recenzję tej płyty albo ktoś inny
OdpowiedzUsuńpisząc/ publikując recenzje tciof w tym momencie (jakieś prawie dwa miechy od premiery) nie należy pisać tego co już napisali wszyscy to raz a dwa skupić się na samej muzyce na nie ogólnie generalizując ogólniki generalnie...wrrrrr
płyta jest dobra ta recenzja to dno dziennikarskie i wodorosty a o oombaroops jeszcze nie jedno z was sie upomni bo tak sie w Polsce nie grało jeszcze i to trzeba docenić
a to gdzie nagrali z kim to juz nie ma żadnego znaczenia, bo czy zmienilibyscie nastawienie do tej plyty gdyby chlopaki nagrali ja powiedzmy w szubinie?? jkai maiałoby to wpływ? dla mnie żaden, bo kto wie gdzie nagrano lake and flames?? mało kto bo o tym sie nie mówi, bo nikt takimi rzeczami mowiąc o muzyce nie zawraca nikomu gitary nie idzie na łatwizne
Tu nie chodzi o to, gdzie płyta była nagrana, ale Z KIM. To ma znaczenie, gdyż większe oczekiwania są podczas nagrywania płyty z uznanym, szanowanych producentem niż z kimś o mniejszej renomie. Tak więc wszystkie płyty, w których powstanie włożył swój udział np. Rick Rubin, Timbaland są automatycznie na celowniku, pod większym ostrzałem - gdyż oczekuje się wysokiej półki.
OdpowiedzUsuńTak więc to ma znacznie, kto maczał palce przy okazji trzeciej płyty tciof. I - idąc tym tropem - należy się spodziewać oszałamiających rezultatów. Przeglądając recenzje można dojść do wniosku, że Polacy jakoś nie zwariowali na punkcie nowego wydawnictwa. Można wyciągnąć z tego dwa wnioski:
- Polacy są tępi i głusi i nie poznali się na rzeczy wyprzedzającej nasz rynek muzyczny powiedzmy o 200 lat.
- Ombaroops jest płytą gorszą od LAke & Flames. Mimo uznanego producenta, mimo czerpania od największych niezależnych, mimo upchania po utworach smaczków i hooków.
Która wersja jest prawdziwa? Spacecowboy się określiła, określiłeś się i ty. Nikt nie określił TCIOF jako zespół zły tudzież ssający. Chłopaki jeszcze nie jeden raz dadzą nam powód do dyskusji.
anonimowy - ja tam nie owijam w bawełnę - tutaj naprawdę nie ma doszukiwać się jakiś niuansów czy "a z kim?" czy "gdzie?". panowie z tciof pojechali sobie w kulki. takich numerów się nie robi. jedna z gorszych płyt tego roku na polskim rynku muzycznym. i zobaczysz panie anonimowy. w rankingach też padną joby w kierunku zespołu. żenua i tyle. nie ma co pisać recenzji i nadwerężać sobie palców na klawiaturze. bo normalnie kurwica strzela jak się słyszy zmarnowany czas. po "lake & flames" - zresztą bardzo popowym albumie - oczekiwałem powrotu do surowszego grania. a tu dupa blada. ot i co. nie ma co się obrażać i przeżywać jak woźny wakacje. nie oni pierwsi i nie ostatni spier...... swoją szansę na zrobienie dobrej muzyki w Polsce.
OdpowiedzUsuńdobra płyta tylko się już ludziom wsłuchiwać nie chce, każdy wyrabia sobie błyskawiczną opinię. jakie to k...a wszystko mądre
OdpowiedzUsuńChce się, ale ten zespół nigdy nie był w moim typie, ani z Dejnarowiczem, ani bez. Pierwsza płyta to jakiś koszmarny skrzek, druga uniseksowy popik, trzecia - po prostu nudna. Zaczyna się nawet ciekawie,liczyłem, że pójdą tym tropem co na singlu, ale potem wszystko się rozlewa i płynie. Szczerze, słucham teraz innej świeżej płyty, która zjada Carsów na śniadanie, mimo że nagrana bardzo skromnymi środkami. Ale co kto lubi, nie można powiedzieć , że TCIOF to zły zespół, to po prostu nie jest zespół dla wszystkich. I bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńW parę miesięcy po premierze i 2 koncertach TCioF mogę spokojnie napisać, że jest to najlepsza i najbardziej oryginalna płyta z całego dorobku zespołu. To co na początku mnie od niej odtrącało, teraz wydaje się być jedynie jej zaletą; kiczowate efekty, przearanżowane kompozycje, 'niedoróbki' producenckie jak i amatorskie wokale składają się na spójną, świeżą i zachwycającą swoim bogactwem stylistycznym płytę.
OdpowiedzUsuńOdejście Borysa, odbiło się pozytywnie na stronie technicznej zespołu. Nareszcie mogłem posłuchać TCioF bez zażenowania spowodowanego jecząco/wszeszącymi wokalami.
Odnośnie opinii, iż płycie brakuje przebojowości debiutu mogę jedynie napisać, że czerwony album wywołał małą rewolucje na naszym martwym rynku muzycznym, tak teraz wydaje się być banalny i nudny. Na całe szczęście zespół postanowił się rozwijąć, co zaowocowało jedną z najciekawszych płyt tej dekady. (!)
Sam rok 2009 wydaje się być niezwykle ożywiony przez polską muzykę niezależną: Bajzel, Sensorry, Ballady i Romanse, Made in Poland, Black Tapes... W końcu rewolucja zapoczątkowana przez Ckod zbiera konkretne żniwa! :D
ps. Odnośnie wyboru producenta/studia/znanych nazwisk itp. - Liczy się tylko i wyłącznie końcowy efekt... ;)
pzdr