13 lutego 2011

Neony: Gorący styczeń (wyd. własne, 2011)


Czekaliśmy równo rok na debiut czwórki z Wrocławia. Dość, żeby całkiem ostygnąć. Gorący styczeń? Nie za bardzo.

Gdzieś tak w grudniu 2009 pojawił się teledysk do kawałka Gorący styczeń. Był na tyle fajny, że z miejsca wskoczył do naszego podsumowania roku, zajmując w nim zaszczytne trzecie miejsce. Przyznam się, że wtedy byłem nieco podjarany majaczącą na horyzoncie płytą debiutantów-niedebiutantów (członkowie zespołu otarli się już o „szołbiz” grając m.in. w Anastasis, Coffee Break czy Lili Marlene). Ale album się wtedy nie ukazał. Trzeba było na niego czekać kolejnych 12 miesięcy. (Nikogo to nie dziwi, proza życia polskich niezależnych). W końcu jednak wyszła, nawet załapała się na styczeń, wrzuciłem ją do odtwarzacza, otworzyłem paszczę do wielkiego ŁAŁ i... łał nie było, co najwyżej „ała”.

W pierwszej chwili Niewolnicy weekendu robią bardzo dobre wrażenie. Przemysław „Perła” Wejmann jak zwykle wykonał świetną realizatorską robotę, a osiągnięcie przyklepał sam Marcin Bors, który zrobił mastering. Wszystko brzmi tu świetnie, soczyście, a bębny to argentyńska wołowina najlepszej jakości. Instrumenty wypadają bardzo selektywnie, a mimo to ucho drażni miły brudek. Porządna rokendrolowa produkcja. Pierwszy odsłuch daje kopa, bo i Gorący styczeń, i Muszę porozmawiać o tym z tobą, i tytułowi Niewolnicy weekendu to numery, które same pchają się do głowy. Ten ostatni przetrwa nawet ciosy krytyki, które nieuchronnie padną. To „o!”, połączone z solidnym łoskotem garów i ciętym riffem – wyszło. Ale nie wszystko wyszło tak dobrze. Każdy kolejny kontakt z płytą obnaża jej braki. Brak pomysłów na kompozycje – rażą te same zagrywki powtarzane w kolejnych utworach. Razi wokal Dawida Zająca, który z niezrozumiałych dla mnie względów próbuje się upodobnić do Michała Wiraszki (Neony, Prawie o miłości). Razi toporne utanecznienie niektórych utworów (Zero dwadzieścia dwa). Neony nie mogą się zdecydować, czy chcą grać buntowniczo jak Radio Bagdad (Made in Poland), czy popowo jak Benzyna (Upijam się miastem). A wklejenie Gierka do piosenki o „kraju, w którym czas się zatrzymał” to pomysł co najmniej czerstwy. Teksty też nie powalają. Nieźle jest gdy Vlado Zając koncentruje się na opisywaniu uroków nocnego życia, gorzej gdy sięga po „ambitniejszą” tematykę. Satyra na użytkowników serwisów społecznościowych, kpina z mediów (Chuj z telewizją/ Radiem, internetem/ Wysyłam muzę w niewidzialny eter) – równie pasjonująca byłaby piosenka o Rysiu z Klanu.

No dobrze, trochę ponarzekałem, ale przecież Niewolnicy weekendu to płyta nie gorsza od Notorycznych debiutantów czy Benzyny. Znajdzie się tu kilka całkiem przyjemnych melodii, jest nawet jedna piosenka, która w ogóle mnie nie irytuje (13). Choć, jeśli spojrzeć na to z boku, to rzecz z kategorii „wpuszczasz jednym uchem i wypuszczasz drugim”. [m]



Strona zespołu: http://www.neony.art.pl/

Przeczytaj też Benzyna: Benzyna, Muchy: Notoryczni debiutanci

1 komentarz:

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni