26 sierpnia 2011
Limboski: Tribute To Georgie Buck (wyd. własne, 2011)
Korzenny blues Delty Mississippi. Prosto z Polski.
Michał Augustyniak, lider grupy Limboski, nie jest już żółtodziobem. To trzeci album muzyka pod tym szyldem, a czwarty wliczając debiut płytowy z zespołem Limbo. O ile poprzednie jego dokonania jakoś nigdy porządnie nie zaistniały w mojej świadomości, tak ten hołd złożony czarnym bluesmanom głęboko zapuścił we mnie swoje korzenie. Nagrywając przedwojenne standardy, często anonimowych dziś autorów, Augustyniak dołącza do grona edukatorów dzisiejszej, tak chętnie chłonącej ciekawie podaną historię, młodej publiczności.
„Bluesmanem zostawał chłopak, który nie mógł pracować na plantacji, głównie z powodu kalectwa (najczęściej problemów ze wzrokiem), niechęci do pracy na polu lub oczywistego powołania” – czytamy w fascynującym artykule pod hasłem Blues Delty na Wikipedii. Nieprzypadkowo jeden z limbocoverów to utwór autorstwa Blind Williego Johnsona. Taki początkujący bluesman – czarny, gdyż blues był muzyką czarnych robotników rolnych, potomków sprowadzonych z Afryki niewolników – nie miał nawet instrumentu z prawdziwego zdarzenia, grał na skleconym z byle czego diddley bow. Po jedynej strunie tego muzycznego łuku przesuwał szyjką od butelki, wydając charakterystyczny posuwisty dźwięk. Elektryczną wersję takiego instrumentu konstruuje na poczekaniu Jack White w pierwszej scenie filmu Będzie głośno.
Tribute To Georgie Buck (Buck to postać fikcyjna, reprezentująca tu wszystkich bluesmanów) brzmi niesamowicie autentycznie i „staro”. Klasyczne instrumentarium, modulowany głos wokalisty, dzikie okrzyki, gęstwina improwizowanych solówek – zupełnie jakbyśmy włączyli płytę z przedwojennymi kawałkami. Co ważne, jest w tym autentyczna szczerość. To nie jest płyta gości żerujących na modzie na retro brzmienia, oni naprawdę weszli w skórę wyśpiewujących swoje nieszczęścia okaleczonych, bezdomnych śpiewaków sprzed wieku. Dość powiedzieć, że cały zarejestrowany materiał, trwający ponad 1,5 godziny, nie zmieścił się na płycie (brakujące utwory mają zostać opublikowane w sieci).
Jeśli macie odwagę zagłębić się w przeszłość muzyki, z której powstał rock’n’roll, rock i cała reszta współczesnych popularnych gatunków, przygotujcie się na długi seans. Zespół, w kilku utworach wspierany przez wirtuoza wszystkiego co posiada struny, Romka Puchowskiego (znanego np. z Von Zeita), nie stroni od długachnych odlotów. Zdarzają się kawałki dziesięcio-, a nawet czternastominutowe. Kapitalnie wypada standard There Ain’t No Heaven On The Country Road z tymi wszystkimi krzykami i slide guitar, i fantastycznie poprowadzonymi dęciakami. Niesamowite wrażenie robią spiętrzenia gitar i basu w Keep Your Lamp (Trimmed And Burning), a zaśpiewany wysokim głosem Washington D.C. Skipa Jamesa to prawdziwe cudeńko. Miłośnicy typowych balladowych opowieści też znajdą coś dla siebie – weźmy Betty And Dupree Chucka Willisa z fajnym efektem na wokalu albo Canned Heat Blues Tommy’ego Johnsona ozdobione ciepłymi partiami klawiszy. Są i nagrania weselsze, niemal potańcówkowe, jak Pallet On Your Floor (Mississippi John Hurt) czy Georgie Buck’s Bahama Beach. W końcówce na nogi poderwie niemal punkowy rytm perkusji w Preaching Blues Roberta Johnsona.
Limboski ze swoim zespołem proponuje niesamowitą podróż w przeszłość wszystkim tym, którzy nie boją się prawdy o pochodzeniu ich ukochanego popu/rocka/metalu. Pamiętajmy, co zawdzięczamy pierwszym bluesmanom. [m]
Strona zespołu: http://limboski.pl
Autor:
we are from poland
Etykiety:
acoustic,
blues,
country,
cover,
folk,
improwizacje,
LP,
po angielsku
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
niezle:)
OdpowiedzUsuńDoskonała płyta-doskonała recenzja
OdpowiedzUsuńWokal nie bardzo wyraźny. Troszkę mi to przeszkadza chociaż z drugiej strony może i lepiej, bo słuchanie polskich wokalistów śpiewających po angielsku, często jest nie do zaakceptowania. Tutaj coś tam słychać, ale bardzo niewyraźnie. Wokal nieco mi przypomina angielskiego bluesmana młodego pokolenia, Marcusa Bonfanti.
OdpowiedzUsuńW sumie niezły pomysł na płytę, tylko kto to kupi? :-)
To o całej płycie czy tylko o tym zamieszczonym kawałku? Ja mam całą płytę i wokal słychać świetnie.
OdpowiedzUsuńJa kupiłem i NIE ŻAŁUJE.POLECAM
OdpowiedzUsuńPłyta została nominowana do nagrody FRYDERYKI2012 album roku BLUES.
OdpowiedzUsuń