19 sierpnia 2014

newspaperflyhunting: Iceberg Soul (wyd. własne, 2014)


Melancholijna podróż w głąb lodowatej białostockiej duszy.

Przeleżała się ta płyta w mojej wirtualnej szufladzie. Od początku ciążyło na niej odium o złowróżbnej nazwie „Pink Floyd”. Utkwił mi w głowie ten zespół, podany jako jedno ze źródeł inspiracji muzyków z Białegostoku i skutecznie zniechęcił do słuchania ich wydanego na początku roku albumu. Może to błąd, ale ciągle Pink Floyd kojarzy mi się z flakami i olejem. Czyli z nudą. Może kiedyś przyjdzie czas zweryfikować ten pogląd?

Na razie jednak zajmijmy się wydawnictwem zespołu o trudnej do zapamiętania (zapewne przez męczący dla oka sposób zapisu) nazwie newspaperflyhunting. Iceberg Soul to concept album, a jakże, na szczęście z owym konceptem potraktowanym dość luźno. Owszem, utwory nawiązują do siebie, a pierwszy i ostatni tworzą efektowną klamrę dla całości. Jednak da się ich słuchać w oderwaniu, bo też większość z nich tworzy dość rozbudowane historie własne.

Za duży atut albumu należy uznać atmosferę i umiejętność budowania napięcia. Z jednej strony bywa delikatnie i cicho - klawisze dyskretnie kląskają, wokaliści prowadzą wygaszoną linię wokalną, by nagle uderzyć z całą mocą wzmacniaczy. Posłuchajcie, jak świetnie robią to w otwierającym płytę Iceberg Soul – finał potrafi wgnieść w podłogę. Podobnie w Through The Lurking Glass, gdzie rozmarzona, niemal dreampopowa mgła zostaje zmiażdżona ciężką masą stłoczonych riffów. Zespół ma na koncie utwory niemal 10-minutowe, ale ze złożoną wielowątkową strukturą radzi sobie zaskakująco dobrze. Takie The Third Sun przemyka zupełnie niepostrzeżenie, bez dłużyzn i mielizn. Ten utwór ma takie momenty, że ciary chodzą po plecach. Gitarzyści wykonali znakomitą robotę, ale na pochwałę zasługuje również praca perkusisty, gęsta, ilustracyjna. Imponująco wypadają też fragmenty, w których zespół sięga po patenty postrockowe i postmetalowe, inspirując się np. Godspeed You! Black Emperor w hałaśliwym Lighthouse czy eksperymentalnym instrumentalu Stop Flying. Szybko je zresztą kontrując fragmentami spokojnymi (Grassmemory). Warto przy okazji zauważyć, że album składa się z dwóch części: Ice i Berg, a dwa pierwsze i dwa ostatnie nagrania tworzą swoje lustrzane odbicia (My Iceberg SoulYour Iceberg Soul oraz Through The Lurking Glass – Looking Through The Glass).

Największy minus to jednak wokaliści. Mimo że w zespole jest ich aż troje, to partie wokalne są bardzo jednostajne, wręcz monotonne. Czasem aż prosi się o coś bardziej dosadnego, wysilenie głosu, nawet krzyknięcie.

Podchodziłem do tej płyty jak kot do jeża, obawiałem się skutków jak po zetknięciu Titanika z górą lodową. Niepotrzebnie. To równy, solidny album z kilkoma kapitalnymi momentami, wciągającą atmosferą, ciekawie przy tym brzmiący (daleko tu od sterylności większości produkcji spod znaku progressive rock), z – last but not least – kilkoma fajnymi melodiami i refrenami. W sam raz na nadchodzącą jesień. [m]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni