16 sierpnia 2014

Kubaterra: Kubaterra (wyd. własne, 2014)


Z dalekiej podróży można przywieźć tandetną drewnianą figurkę, marynowane bycze jądra w słoiku, egzotyczną chorobę albo... piosenki na płytę.

Kubaterra (nazwę należy pewnie odczytywać jako "ziemię Kuby") oto solowy projekt Jakuba Dobrowolskiego z nieistniejącego już Camero Cat. Jak pisze muzyk, płyta (w domyśle: piosenki) powstała podczas jego półrocznej podróży po Australii. Po takim wstępie można się było spodziewać nudnego jak flaki z olejem field recordingu zawierającego szum wiatru na pustyni, zawodzenie psów dingo i jęczących w ekstazie aborygeńskich szamanów. Nic z tych rzeczy, proszę państwa.

Kubaterra to świetna płyta! Gdyby nie informacja o Australii, nigdy bym się nie domyślił, że jest to efekt oczyszczającej umysł wędrówki po pustkowiach tego odległego kontynentu. Owszem, wsłuchując się w teksty można czegoś się domyślić, ale przecież takie rozważania o porzuceniu zgiełku życia, cieszeniu się chwilą i resecie umysłu równie dobrze mogłyby wpaść do głowy nad herbatą w warszawsko-krakowsko-poznańskim mieszkanku w bloku. Jakub proponuje bardzo przystępną, wpadającą w ucho muzykę z pogranicza niedookreślonego folku i indie rocka. Melodie wpadają w ucho już po dwóch-trzech przesłuchaniach, utwory płyną raczej niespiesznie, choć niekoniecznie singer/songwriterowo-balladowo. Mamy tu i instrumenty akustyczne, i gitarę elektryczną, która nie boi się wybrzmiewać dłuższymi motywami.

Zaczyna się od znakomitego If I Will, który pewną surowość podkładu łagodzi dwugłosowym wokalem. Jakże kapitalnie brzmi długie, wypełnione przytłumionym gitarowym zgiełkiem zakończenie! W instrumentalnym Streams muzyk serwuje jeszcze głośniejsze, wręcz shoegaze’owe brzmienie, jednak to co najlepsze kryje się w spokojniejszych piosenkach. Can You Hear It – jaka to piękna rzecz! Lekkość gitarowych akordów, delikatny, wibrujący śpiew, no i ten cudownie wyśpiewany fragment na początku drugiej minuty! W We Are Everything Kuba kontynuuje balladowy wątek – koronkowa konstrukcja kompozycji i folkowe zawodzenie mogą się kojarzyć z najlepszymi wzorcami.

I tak już do końca. Jedynie ambientowy Quay przywodzi na myśl soundtrack z psychodelicznego dokumentu o podróży w głąb zapomnianych przez Boga i ludzi pustkowi. Cała reszta to po prostu ładne piosenki. Bardzo ładne. Tylko brać i słuchać wielokrotnie! [m]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni