Z dalekiej podróży można przywieźć tandetną drewnianą
figurkę, marynowane bycze jądra w słoiku, egzotyczną chorobę albo... piosenki
na płytę.
Kubaterra to świetna płyta! Gdyby nie informacja o
Australii, nigdy bym się nie domyślił, że jest to efekt oczyszczającej umysł
wędrówki po pustkowiach tego odległego kontynentu. Owszem, wsłuchując się w
teksty można czegoś się domyślić, ale przecież takie rozważania o porzuceniu
zgiełku życia, cieszeniu się chwilą i resecie umysłu równie dobrze mogłyby
wpaść do głowy nad herbatą w warszawsko-krakowsko-poznańskim mieszkanku w
bloku. Jakub proponuje bardzo przystępną, wpadającą w ucho muzykę z pogranicza
niedookreślonego folku i indie rocka. Melodie wpadają w ucho już po
dwóch-trzech przesłuchaniach, utwory płyną raczej niespiesznie, choć
niekoniecznie singer/songwriterowo-balladowo. Mamy tu i instrumenty akustyczne,
i gitarę elektryczną, która nie boi się wybrzmiewać dłuższymi motywami.
Zaczyna się od znakomitego If I Will, który pewną
surowość podkładu łagodzi dwugłosowym wokalem. Jakże kapitalnie brzmi długie,
wypełnione przytłumionym gitarowym zgiełkiem zakończenie! W instrumentalnym Streams
muzyk serwuje jeszcze głośniejsze, wręcz shoegaze’owe brzmienie, jednak to co
najlepsze kryje się w spokojniejszych piosenkach. Can You Hear It – jaka to piękna rzecz! Lekkość gitarowych
akordów, delikatny, wibrujący śpiew, no i ten cudownie wyśpiewany fragment na
początku drugiej minuty! W We Are Everything Kuba kontynuuje balladowy
wątek – koronkowa konstrukcja kompozycji i folkowe zawodzenie mogą się kojarzyć
z najlepszymi wzorcami.
I tak już do końca. Jedynie ambientowy Quay przywodzi
na myśl soundtrack z psychodelicznego dokumentu o podróży w głąb zapomnianych
przez Boga i ludzi pustkowi. Cała reszta to po prostu ładne piosenki. Bardzo
ładne. Tylko brać i słuchać wielokrotnie! [m]
Strona artysty: https://www.facebook.com/kubaterra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz