18 lutego 2015

Ostatki 2014: Asi Mina, Fair Weather Friends, Mama Selita, Voo Voo



Kolejna porcja płyt z ubiegłego roku.

Asi Mina: Biało  (Mik.Musik.!/Bołt)


Początek 2014 roku otwierała Zerova z autorską interpretacją prozy Gombrowicza, druga połowa należała do Joanny Bronisławskiej, która na warsztat wzięła dzieła Mirona Białoszewskiego. Wyszła z tego... literacka Peaches. Pod względem tekstowym Asi Mina wypada bardziej intrygująco od tria z Białegostoku. Wybrane fragmenty nie rażą wyrwaniem z kontekstu, niedopasowaniem czy brnięciem w ślepy, prozatorski zaułek. Ale też pani Joanna nie ma w repertuarze klasycznie pojmowanych piosenek z wyraźnie zarysowaną zwrotką i refrenem. Właściwie wszystkie dwanaście utworów stanowi teatralną odsłonę w dwunastu aktach, podczas których podnosząca się kurtyna odsłania coraz to nowe tereny służące nadaniu słowa nowej ekspresywności.

Dużą zasługę w tym ma zastosowana elektronika - zimna, odhumanizowana, toporna, lekko upiorna. Ciekawie kontrastuje z wokalem Asi Bronisławskiej, której maniera często przypomina tę słyszaną u Ewy Demarczyk. Biało to brak chwytliwych melodii, przyciągających uwagę aranżacyjnych pomysłów, refrenów i skocznych bitów. A jednak dwuminutowce Asi Miny drażnią, niepokoją, świdrują świadomość.

Trudna płyta, aczkolwiek pod płaszczykiem programowej prostoty kryje interesujący koncept. Warto go odkryć samemu. [avatar]



Strona artystki: https://www.facebook.com/AsiMinaaa



Fair Weather Friends: Hurricane Days (Warner Music)


Udany skok na falę wznoszącą muzyki tanecznej, ale czy jest szansa na komercyjny sukces? Mimo silnego partnera, jakim jest międzynarodowy koncern wydawniczy, o FWF nie usłyszymy raczej w mainstreamowych mediach. A szkoda, bo tworzą pop na poziomie, a potencjał sprzedażowy jest. Jednak stacje typu RMF czy Zet z anglojęzycznych wykonawców preferują znane zachodnie gwiazdy, zaś jeśli już lansują polskich wykonawców, to tych śpiewających po polsku (zwykle idiotyczne teksty, np. Lemon czy Ewelina Lisowska - nie pytajcie, skąd to wiem).

Hurricane Days wypełnia dwanaście równych, chwytliwych, dobrze brzmiących (za konsoletą Bartosz Szczęsny) kawałków. Charakterystyczny wokalista, zgrabnie wplecione w bity i syntezatory partie gitary elektrycznej stanowią ciekawy konglomerat wyróżniający FWF wśród wielu synthpopowych formacji, jakie pojawiły się na rynku w ostatnich pięciu latach. Do tego spora dawka fajnych melodii. In The Way, Fill This Up, Hurricane Days, Cardiac Stuff... to tylko cztery tytuły spośród dwunastu, z których praktycznie każdy ma szansę zawładnąć sercem i nogami fanów muzyki tanecznej - i nie tylko. [m]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/fair.w.friends



Mama Selita: Materialiści (Fonobo)


Na debiucie zdradzali wpływy wczesnego Red Hot Chilli Peppers. Na drugiej poszli w stronę garażowego, korzennego rocka połączonego z rapem. Intrygująco? Pewnie tak, choć wyszedł z tego nowy Kim  Nowak, Fisz Emade Tworzywo i czego tam synowie Waglewscy się dotknęli. Nawet wokale są tak samo rozmemłane. Ok, jest czad, flow, energia. Jest krystaliczna produkcja, choć odpowiednio brudna. Ale Kim Nowak ma to samo. Są ciekawe zarysowane elementy grunge'u, oraz tych całych wesołych lat 90., gdzie rap na tyle odważnie flirtował z rockiem, że okupował listy przebojów. W tej kwestii Mama Selita jest sprawna technicznie, kapitalna produkcyjnie, pozbawiona kompleksów, obiecuje niezłą sziszową imprezę i słowa dotrzymuje.

Jeśli tęsknicie do głośnego, rockowego rozpierdolu i chcecie poskakać sobie ze sceny, Materialiści są do tego stworzeni. A ja jednak wolę wrócić do debiutanckiego longplaya, jednak co Red Hoci to Red Hoci. A nie Kim Nowak (wiem, powtarzam się) z raperskimi wstawkami. Choć, mając hipsterską chandrę, do tego wydawnictwa pewnie powrócę. [avatar]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/mamaselita



Voo Voo: Dobry wieczór (Agora)


Jak recenzować nową płytę zespołu Wojciecha Waglewskiego, skoro wiadomo bez słuchania, że poniżej pewnego poziomu nie schodzi i Dobry wieczór można w ciemno polecić? Tak, Dobry wieczór to dobra płyta. Fajnie jej się słucha. I co ważne - to optymistyczne wydawnictwo. Można oglądać w TV zmęczoną twarz lidera, słuchać tego zmęczonego, zachrypniętego głosu... i łudzić się, że facet zdziadział i jego płyty są już tylko dla ramoli.

Nope. Nic z tych rzeczy. Proszę posłuchać końcówki Kim bym był, mruczanego, rasowego blusiora Tli się czy bujającego jak cholera Po godzinach. Voo Voo grają to co lubią, nagrywają, bo chcą i przynudzają wtedy, gdy sytuacja tego wymaga (Pokój, Odpuść mi moje życie).

Spadek formy? Zjadanie własnego ogona? Przasność aranżacyjna? Na pewno nie tym razem. Powiedziałbym, że dawno zespół nie grał z takim jajem, luzem i zaczynem. Może i szufladkowo siedzą w gatunku old-fashion-blues-rock, ale wigoru, talentu i pomysłów niejeden młodziak może im pozazdrościć. [avatar]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/pages/Voo-Voo/65468505983

2 komentarze:

  1. Nie Fish, a Fisz, nie Kim Novak a Kim Nowak. Żenujące.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój błąd. Nie mam usprawiedliwienia. Podajcie mi łuk, a się zastrzelę!

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni