19 Wiosen to prawdziwa legenda polskiego punkrocka. Ale „legenda” nie znaczy „skamielina”. 19 Wiosen wreszcie doczekali się porządnego debiutu płytowego (poprzednie wydawnictwa były kompaktowymi reedycjami materiału z kaset z początku działalności) – i to debiutu na miarę dzisiejszych czasów. Znakomita produkcja dźwięku i efektownie wydana przez młodą wytwórnię Love Industry płyta robią spore wrażenie. A dlaczego o tym wspominam? Bo muzyka 19 Wiosen to czysty punk, z jego wszystkimi zakonserwowanymi w formalinie ideałami i ideologiami: anarchizmu i bylejakości. Jest tak, jakbyśmy odmrozili jakiegoś zagubionego na biegunie zimna (okolice Suwałk) hibernatusa z irokezem na głowie i ubrali go we współczesne ciuchy. Ten gość wygląda prawie tak jak każdy inny na ulicy, ale zachowuje się i mówi jakoś inaczej.
Pedofil, „to słowo, które wywołuje dreszcz – mówił w wywiadzie dla studenckiego pisma PKS Marcin Pryt, wokalista i autor tekstów Wiosen - jest metaforą kogoś, kogo pozostali traktują najgorzej”. Ta wypowiedź uzmysławia, że płyta 19 Wiosen nie jest po prostu zbiorem piosenek, jak można by sądzić słuchając muzyki. Pedofil jest manifestem, krzykiem protestu, walki i – rezygnacji, skrajnego pesymizmu. To przejmujący obraz współczesności malowany przez wrażliwego człowieka, który ciągle wierzy w ideały młodości, ale zdaje sobie sprawę (z niedowierzaniem?) z ich nieaktualności. A jednocześnie kawał świetnej literatury (poezji? prozy? czegoś pomiędzy?), dorównującej poziomem twórczości Marcina Świetlickiego. Nie widzieliście błysku w dziennym świetle?/ Nie słyszeliście dźwięku w hałasie?/ Nie szkodzi! Być może nie wyróżniał się na tle pęcherzyków powietrza w lepkiej masie – skanduje Pryt w Iskrze. No właśnie, skanduje. I krzyczy. Manifestuje. Ale nie śpiewa. Ten wyraz buntu dla obecnej kultury łatwych melodii, dowód anarchistycznej wolności – czasem doskwiera i męczy. Bo muzyka aż zachęca do śpiewu. Fantastycznie melodyjne zestawienie archaicznie brzmiących klawiszy obsługiwanych przez Grzegorza „Fagota” Fajngolda i barokowego stylu gry na gitarze Konstantego Usenki (który jest, co ciekawe, wykształconym muzykiem) napędzanych precyzyjną perkusyjno-basową machinerią daje wielkiego tanecznego kopa. Motywy grane unisono przez klawisze i gitarę wdzierają się w czaszkę z bezwzględną pewnością siebie. To nietypowe brzmienie spowodowało powstanie kilku wydumanych określeń typu barok-punk czy aero-punk (wymyślili je zresztą sami muzycy; to się nazywa PR), jednak jakbyśmy tego stylu nie nazwali, trudno odmówić mu jednego: oryginalności.
Wyjątkowość brzmienia sprawia, że pierwszych piosenek słucha się z rozkosznym zdumieniem i to one najgłębiej zapadają w pamięć: Piorun, Jelcz i Mutant (ze słynnym już refrenem, który zapewne będzie najczęściej cytowanym tekstem z płyty: Jestem mutantem/ Neonizuję; według Marcina Pryta ten neologizm ma oznaczać wewnętrzną poświatę, którą posiada każdy człowiek i wydzielającą przytłumione światło niczym neon). Mniej więcej w połowie płyty człowiek zaczyna się jednak męczyć, a palec nieuchronnie zbliża się do przycisku stop. Płyta obudowana jest w całości wokół jednego patentu brzmieniowego. Przydałoby się trochę kompozycje urozmaicić, wiele dobrego zrobiłaby... zwykła gitara. To znaczy gitara grająca „normalnie”. Ci, którzy znają już ten materiał, wiedzą o czym myślę. Do moich ulubionych kawałków zaliczam Dobermana (ciekawy tekst odwołujący się do subkultury graczy komputerowych), Lazur z klawiszem udającym wibrafon i przypominającym hymn religijny przejmującym tekstem i Damskiego boksera (wyczuwam duchową bliskość z twórczością Jarka Janiszewskiego z czasów Bielizny).
To nie jest płyta, która spodoba się każdemu. Jednak każdy, kto chce się uważać za „obytego”, powinien ją poznać, bo to niewątpliwie jedna z najbardziej znaczących i specyficznych produkcji ostatnich lat. I taką pozostanie na zawsze.
Band site: http://www.19wiosen.net/
ver.: polish / english
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
czołem!
OdpowiedzUsuńjedynie gwoli ścisłości:
aero-punk - to nie od muzyki, ale tekstów marcina, zafascynowanego samolotami, niebem i "maszynowo-podniebnym" futuryzmem (przedwojenna italia).
howgh.
dobra robota.