Ciekawe czy istnieje coś takiego jak archetyp licealnego (studenckiego) zespołu? Jakiś szablon zawierający podstawowe definicje i wzorce charakteryzujące działalność młodzieżowych bandów? Posługując się wyświechtanymi kliszami postaramy się podjąć próbę uchwycenia zjawiska. Za przykład niech posłuży debiutancka EP-ka częstochowskiego Elephant Stone.
- Członkowie zespołu najpewniej znają się jeszcze ze szkoły, z akademika, są dobrymi kumplami, swoje pierwsze doświadczenia muzyczne zdobywali grając na imprezach, w lokalnych domach kultury; umiejętności szlifując w garażu. Atmosfera na próbach pełna luzu i spontaniczności. Zgrzewka piwa, dziewczyny i ich przyjaciółki kołyszące się w takt muzyki, mnóstwo wygłupów, coverów i niekontrolowanej kakofonii.
- Po miesiącach tłuczenia kawałków Kultu, Nirvany i Pearl Jamu zespół jest na tyle ograny, by spróbować stworzyć coś autorskiego. Czyli znów piwo, czipsy, dziewczyny, a wokół muzyków zbiera się coraz większa grupa słuchaczy.
- Pojawiają się pierwsze recenzje: "Jesteście zajebiści!". Pierwsze lokalne koncerty są żywiołowe, nie szkodzi, że nie ma dobrego sprzętu, gitary nie stroją, z pieców wydobywa się wyłącznie dudnienie, a wokalu w ogóle nie słychać. Chodzi o energię. O autentyczność. I dziewczyny.
- W rozmowach coraz częściej zostają werbalizowane marzenia. Być znaną kapelą, szaleć w dobrym studiu. Tysiące głów spija słowa z mych ust...
- Pojawiają się pierwsze, dość amatorskie nagrania. Strona Myspace dzięki banerom zostaje zauważona. Rośnie krąg znajomych, trafiają się nagrody i wyróżnienia w licznych konkursach, w których zespół bierze udział.
- Na koncerty przychodzi coraz więcej osób, muzycy myślą o zmaterializowaniu nowych kawałków.
- Na studio zrzucają się wszyscy. Zespół, rodzina, bliższa i dalsza. Na światło dzienne wychodzi pierwsze małe wydawnictwo, będące wizytówką zespołu. Teraz można przypuścić atak na firmę fonograficzną.
- Na EPce wyłazi jeszcze brak umiejętności. Piosenki zagrane na cztery, dużo pojedynczych akordów i toporna łupanka perkusisty w refrenie. Wokaliście zdarzy się zwyczajnie zadrzeć, fałszując totalnie (Sygnały numery).
- Obowiązkowo tematyka damsko-męska. Ponieważ muzycy są młodzi i gniewni, dają upust swoim frustracjom w stylu wczesnego CKOD. Powstaje pełne pasji Stoisz u drzwi.
- Trafia się hicior, znakomity utwór, który dobrze wykorzystany staje się przepustką do wypłynięcia na szersze wody (dzięki Cztery zespół trafia na Off Festiwal)
- Ponieważ i tak na tym etapie głównym krytykiem są przyjaciółki zespołu, specjalnie dla nich wyciąga się to co najbardziej miodne w Różach Europy i pakuje do kawałka Nieosiągalne sny.
- Ktoś z kapeli wybiera się na koncert Happysad. Troszeczkę z zazdrości troszeczkę z inspiracji rodzą się Kolorowe bary.
- Próba stworzenia bardziej wyrafinowanej formy kończy się porażką. Za dużo bałaganu, zbyt wiele chaosu (Alergik).
- Jedna z internetowych recenzji kończy się konkluzją: Elephant Stone to zespół, który jeszcze nie jest pewien swojego kierunku. Typowy zespół juwenaliowy. Słuchając wydawnictwa nie można nic pewnego powiedzieć o przyszłości grupy. Może się wyrobi, skomponuje bardziej zapamiętywalne rzeczy. A może i nie. Na razie jest w tej samej lidze co Pornohagen. [avatar]
Strona zespołu: http://www.elephantstone.art.pl/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
@ Chodzi o energię. O autentyczność. I dziewczyny.
OdpowiedzUsuńjednym slowem, dziwki, koks i slawa!
Chodzi przede wszystkim o te dziwki, jak mówią uznani muzycy...
OdpowiedzUsuńNie znam zespołu i nie chce znać, ale szablon 100% prawdziwy
szablon nie jest prawdziwy bo w czewie nie gra się zbytnio w domach kultury :P
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis!
OdpowiedzUsuńJeśli mamy być przykładem 'studenckiego bandu' to chieliśmy jednynie zdementować niektóre pomówienia. Chodzi nam jedynie o dziewczyny , piwo oraz o Róże Europy. Dziewczyny dawno już nam się znudziły obecnie wolimy towarzystwo chłopców. Co do piwa, nasza pierwsza Epka i ostatnie koncerty przyniosły nam tyle kapusty że pijemy teraz tylko najdroższe wina w mieście. Jeśli chodzi o Róże Europy to niestety ale nie nasz klimat - nasza jedyna inspiracja to klasyka, czyli Budka Buflera
jesteście zajebiści
pozdrawiamy!
słonie
Luz słonie :) To chyba dość oczywiste, że najbardziej na serio jest ostatni akapit - reszta to opakowanie z przymrużeniem oka by odetchnąć od teraz-rockowej formuły recenzji. Nie zmienia to faktu że na EPce każdy utwór jest z innej bajki - wyłazi na wierzch brak zdecydowanych konkretów co do stylistyki. Co jest domeną każdego raczkującego bandu.
OdpowiedzUsuńI o wiele bardziej wierzę kapelom, które powstały po to by 'wyrywać laski'. Sam tak kiedyś chciałem :)
o kurwa jaki nudny, pretensjonalny, paternalistyczny i chujowy wpis.
OdpowiedzUsuń"brak zdecydowanych konkretów" - jak sie komus ("raczkującemu bandowi") zarzuca w recenzji, że chujowo gra, to jednak warto nauczyć sie pisać po polsku.
Bo w innym wypadku wychodzi się na zakompleksionego pajaca z pretensjami do tronu.
"jak sie komus ("raczkującemu bandowi") zarzuca w recenzji, że chujowo gra, to jednak warto nauczyć sie pisać po polsku.
OdpowiedzUsuńBo w innym wypadku wychodzi się na zakompleksionego pajaca z pretensjami do tronu."
nie widzę związku...
Przejrzałem kilkanaście recenzji z ostatnich miesięcy . W opiniach recenzenta zawsze powtarza sie ta sama sugestia.
OdpowiedzUsuńJakikolwiek zespół piszący teksty po polsku zostaje zgnojony, niezależnie od tego czy tekst jest zły czy dobry.
Widać ,ze preferowane są kapele śpiewające po "angielsku" czy polish-english zazwyczaj o dupie maryny- przecież jest to bardziej cool i trendy. W końcu We are from Poland, no nie? Aha i co nie mnie ważne, lepiej być "porównywanym" do brytyjskich kapel, bo to nie obciach i mnie boli.
do autora komentarza powyżej: musiałeś przejrzeć recenzje bardzo powierzchownie, ponieważ jest dokładnie odwrotnie. zależy nam na promowaniu muzyki po polsku, ale to, że ktoś spiewa byle co i byle jak po polsku nie daje mu automatycznie forów w ocenie. to że stajemy się bardziej krytyczni, wynika z faktu, że debiutuje coraz więcej zespołów, muzyki jest zatrzęsienie i niestety, nie wszystko jest dobre.
OdpowiedzUsuńHe he.
OdpowiedzUsuńCo za głupota przez niektórych przemawia.
Recenzje są dość ciekawe i fachowe w odróżnieniu od tych z porcys(śmierdzi gównem).com
Wiadomo że artyści czują się urażeni, ale tu nie ma co stroić fochów tylko dokładnie trzeba przeczytać recenzję a nie powierzchownie i wysnuć wnioski. Bo recenzja nie była taka zła.
A co do śpiewania... co za pierdolenie... Właśnie cool i komercyjnym posunięciem jest śpiewanie po polsku. Bo wszyscy najebani studenci chcą sobie pomruczeć pod nosem o dupie maryny.
A że komercyjnym...
Jak macie zespół i teksty po angielsku, i podpiszecie kontrakt z dużą wytwórnią, to będziecie wiedzieli dlaczego śpiewać należy po polsku. I nie będziecie mieli wyboru.
^^^
OdpowiedzUsuńAle zespół nie napisał że jest urażony.