15 maja 2011

London Type Smog: Antyty, antyja (wyd. własne, 2011)


Do tej pory najlepszą piosenką katowickiego London Type Smog były Parasole spadochrony. Niestety, pełnoprawny debiut nic w tej kwestii nie zmieni.

O poprzedniej EP-ce Co ja mam? pisałem, że to przede wszystkim przedstawienie pokręconej osobowości wokalisty Pawła Osowskiego. Wszystko wskazywało, że wyrośnie z niego charakterystyczna i charyzmatyczna postać. Na Antyty, antyja charakter co prawda pozostał, jednak charyzma wyparowała. Wokalnie lider LTS zrobił krok wstecz. Ciężko polubić nową manierę Osy. Stała się płaczliwa, afektowana, irytująca wręcz. Wokalista ewidentnie ma problemy z utrzymaniem tonacji. Nie sprawdza się zarówno w śpiewie, jak i w melorecytacji. Kurczę, przez ten wokal cała płyta niebezpiecznie zmierza w kierunku Hariasen.

Inna sprawa to teksty. Paweł przyłożył się do nich. Pełne są dziwnych skojarzeń, porównań i zaskakujących zestawień. Ale... te dziesięć kawałków na płycie to zapis dość specyficznych relacji wokalisty ze jego dziewczyną (dziewczynami?). Problem w tym, że są to dość osobiste, ale często toporne i mocno udziwnione wersy. Nie ma w nich uniwersalnych odniesień, dlatego ciężko mi się z nimi utożsamiać. Ani mnie ziębią, ani grzeją. Gadanie bez świateł, nielecący deszcz/ Całowałaś tak jak chciałem/ Nie czekałem na sen/ Pamiętam mówiłaś o gwiazdach, a ja/ O tym, że to będzie ten pierwszy raz. Prawie można zobaczyć orła cień i nadlatującego sępa miłości... Gdzie się podział ten Osowski, który potrafił napisać W starych przedziałach/ Rozwody o zimie/ Doprowadzających was do depresyjnej realności ranka/ Zabijając chłopięce marzenia o lataniu?

A najgorsze w tym wszystkim jest to, że muzycznie to bardzo ciekawa rzecz. Pozostali muzycy zrobili spory postęp. Zespół podąża ścieżką wydeptaną przez Bruno Schulza (ze szczególnym uwzględnieniem płyty Europa Wschodnia). Właściwie w każdym kawałku są jakieś ciekawe motywy, fajna praca gitar i sekcji rytmicznej, czuć zgranie, zespołową współpracę. Grupa dobrze sobie radzi zarówno w drapieżnych numerach (Fake, Ucieknij blisko), jak i w tych lżejszych. Dzięki temu kompozycji jak Koniec lipcowej nocy, Najgorszy poniedziałek czy Sztuka istnienia można posłuchać pomimo banalnych linii melodycznych. Wybrany na singiel Nie przepraszam, nie pamiętam to kawał ciekawego grzania, szkoda tylko, że pozbawiony odpowiednio chwytliwego refrenu.

Pawle, do roboty! Kiedyś byłeś siłą napędową zespołu, teraz ciągniesz go w dół. [avatar]





Strona zespołu: Facebook

5 komentarzy:

  1. wokal faktycznie jest słaby.. Może i umiejętności są, ale tak jakby na siłę psuty. Połączenie Wiraszki (czy tam kto śpiewa w muchach) i Płacia. I z tych trzech wolę już chyba PCTV.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra płyta, momentami nawet bardzo dobra. Mam nadzieję,że nowe Myslovitz będzie miało na podobnym poziomie teksty. Najlepszy ostatni numer - "Jak może mi brakować czegoś czego nigdy nie miałem". Wokal jak dla mnie to połączenie Rojasa z Ostrowskim.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdyby nie wokal była by całkiem fajna płyta.
    Przy takiej muzyce trzeba by innego wokalisty, albo śpiewać jak w czasach parasoli.
    A może jakieś dziewczę wspomagająca wokalnie wokalistę. A sam wokalista na lekcje śpiewu i do roboty.
    Ale faktycznie potrafią pisać fajne piosenki i to ich najbardziej broni. Widać tez że instrumentalnie sobie radzą całkiem nieźle. Gdyby nie to, to by się ich po prostu olało, a tak trzeba ich zmobilizować do ciężkiej pracy, bo czuć że mają potencjał. Za kilka lat mogli by być w Polsce może nie drugim Myslovitz ale powiedzmy coś z półki Negatywu, oczywiście z lepszymi tekstami ;)
    Zwłaszcza że widać już jakieś zalążki własnego stylu mimo że ciągle poszukują swojej drogi.
    Do pracy chłopaki, zwłaszcza wokalista i czekamy na następne piosenki. Nie poddawajcie się tylko niech Was to zmobilizuje do jeszcze cięższej pracy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na piosence "Parasole Spadochrony" jak dla mnie zakończyła się przyzwoita twórczość tego zespołu. Płyta to kompletna zapaść nie mająca wartości zarówno emocjonalnej jak i muzycznej. Teksty słabe, kompozycje pozbawione energii, wokal tragiczny (nie nazwałbym jego udziału w muzyce śpiewaniem tylko słabym jęczeniem i użalaniem się nad sobą oraz porażkami w przeszłych relacjach z kobietami).
    Singla promującego jakim jest piosenka "Nie przepraszam nie pamiętam" gorzej wybrać nie mogli. Oklepany riff (który na dodatek powtarza się w piosence wielokrotnie i coraz bardziej mnie deprymuje) i strasznie dołujący klimat wręcz odstraszają i pozostawiają spory niesmak oraz niechęć to zapoznawania się z dalszą częścią płyty.
    Dobra rada ode mnie dla LTS - poszukajcie nowego wokalisty i tekściarza (jak można pisać tylko o miłości, przecież dzisiejszy świat niesie za sobą tyle tematów) to jest dla Was ostatnia deska ratunku, bo inaczej wasze dalsze dążenia do sukcesu będą bezcelowe.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni