O pierwszej płycie, współpracy z CKOD, 20 demówkach, odreagowaniu po japońsku, Kolinie, Monice i Rebece opowiada nam wokalistka Hellow Dog – Iwona Skwarek.
- Na początek, gratulacje z okazji wydania debiutanckiej płyty. Czy jesteście z niej w pełni zadowoleni? Jakie jej zalety wymienilibyście osobie, która nigdy nie słyszała o Hellow Dog?
- Oczywiście zawsze wszystko da się zrobić lepiej. Ale tak, jesteśmy zadowoleni. Zalety? Ładna grafika:) Hellow Dog jest sentymentalne i dynamiczne zarazem. To bym powiedziała takiej osobie.
- Dlaczego zdecydowaliście się wydać album sami? W pewnym momencie zdawało się, że Waszym wydawcą zostanie Polskie Radio.
- Nie wiem, czy możemy mówić tu prawdę... PR miało być naszym wydawcą, ale dystrybutor się wycofał. Wysłaliśmy z 20 demówek do różnych wytwórni, nikt nie był zainteresowany. Postanowiliśmy się obrazić i wydać to sami. I cieszymy się z tej decyzji, jesteśmy z niej dumni.
- Got 2 Kill This Dog. Dzięki tej piosence nagranej z CKOD usłyszała o Was ta część Polski, która nie czyta niszowych blogów. Jak doszło do tej współpracy i czy coś z niej dla Was wynikło oprócz 5 minut rozgłosu?
- Kuba Wandachowicz się nami podjarał i zrobiliśmy ten numer. Wysłaliśmy im nasz stary szkic, z którym nie wiedzieliśmy co zrobić. Oni umieli to rozwinąć w niespodziewany dla nas sposób i zagrało. Czy przyniosło coś prócz 5 minut sławy? Satysfakcję i piosenkę, która nas wzrusza. Słucham tego czasem i robi mi się melancholijnie.
- Dlaczego nie pojawiły się na albumie dwie piosenki znane z demo: Sell The Things i Jossi?
- Nie wiem. Tak wszyło. Zapomnieliśmy o nich.
- Skąd Kolin w Waszym najbardziej przebojowym kawałku?
- Kolin wziął się z Tajemniczego ogrodu Agnieszki Holland. Lubiłam ten film jako dziecko. Był tam Colin, chłopiec, który nigdy nie wychodził z domu. To moja psychodeliczna jego interpretacja.
- Jeszcze o tekstach. Zawarte w nich ciągi skojarzeń, pozorne rymowanki bez ładu i składu - jak powstają? Czy chodzi bardziej o rytm i rym, czy niosą jakiś przekaz?
- Oczywiście, niosą przekaz, ale czasem jest on ściśle tajny. To momentami moja improwizacja, a czasem bardzo przemyślane słowa. Trochę spontaniczności i racjonalności. Zawsze lubiłam abstrakcję, ale kilka z tych piosenek, o ile nie większość, powstała na bazie prawdziwych przeżyć. Jest to jednak rzeczywistość zawoalowana. Niech ludzie zgadują. Teksty powstają na bazie improwizacji, chwytam jedno zdanie, a potem je rozwijam. Jeśli muzyka poprowadziła mnie w jakąś stronę, o tym właśnie ma być piosenka.
- A co powiesz o Haburoso, w którym śpiewasz po japońsku?
- Haburoso było pierwotnie piosenką po polsku, która mi nie pasowała, więc poprosiłam kolegę znającego japoński o pomoc. „Wiem, że mnie nie chcesz”, taki jest refren. Wstydziłam się tak po polsku zaśpiewać te słowa. Byłam wtedy nieszczęśliwie zakochana i zła. Po japońsku poszło jakoś łatwiej.
- Skąd w Waszym repertuarze taki utwór jak Monika, The Girl In Strange Pullover, tak znacząco odbiegający klimatem i brzmieniem od całości albumu?
- Monika to utwór powstały w szybki sposób. Pewnego dnia improwizowaliśmy i Augustyn [Maciejowicz, klawiszowiec, odpowiedzialny także za nagranie i miksy płyty – przyp. m] mówi: „Co to za cover?” Ja na to, że to nie cover, to my tak sobie gramy. Na co on: „To jeszcze raz zagrajcie”. I tak powstała Monika, improwizacja numer dwa nagrana w całości bez zmiany. Tak na płycie widnieje.
- Imponuje mi powściągliwość muzyków, brak solówek, dominacji któregoś instrumentu nad innymi...
- Każdy jest odpowiedzialny za swoje partie, może stąd ta równość? Każdego i każdemu po równo. U nas nie ma lidera. Współdziałanie. Współdecydowanie. Nikt nie jest najważniejszy. Ale też powściągliwość. Skromność. Szczerzy i szaleni zarazem. Coś w ten deseń.
Jakie macie plany na przyszłość - czego możemy się spodziewać na koncertach?
- Wszystko jest kwestią spontaniczności i chwili. Na koncertach chcemy przekazać dużą dawkę energii i tańca. Jeśli ludzie się przyłączą i dadzą porwać, to dla nas największy sukces. Uwielbiamy grać na żywo. Niech się leje pot z nas i publiki!
- Jak obecnie przedstawia się sytuacja projektu Iwony we współpracy z Bartoszem Szczęsnym, czy możemy się spodziewać w tym roku debiutanckiego albumu Rebeki?
- W tym roku pewnie tak. Pracujemy nad albumem cały czas. Wszyscy tylko pytają, kiedy i kiedy. A ja mówię, będzie wtedy, kiedy będzie. Jestem ortodoksyjna. Album ma powstać w natchnieniu i zupełnej szczerości. To wymaga czasu. Chcemy wybrać najlepsze kawałki i wyprodukować je najlepiej jak to możliwe. Znaleźć wytwórnię (o ile ktoś to zechce wydać). Ale myślę, że po wakacjach to realny termin.
Pytał [m]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz