26 czerwca 2014

Małgorzata Dziemitko-Gwiazdowska, Wojciech Trempała: Niewietrzone miasto. Przemysł muzyczny pokolenia cyfrowego (Miejskie Centrum Kultury w Bydgoszczy, 2014)


Czy istnieje coś takiego jak alternatywna scena bydgoska? Jak kształtowały się losy znanych bydgoskich zespołów? Wreszcie: jak zmieniał się przemysł muzyczny na przełomie wieków w obliczu cyfrowej rewolucji?

Można potraktować tę książkę jako próbę wykreowania na siłę jakiegoś zjawiska, zrobienie czegoś pod pewną tezę. I tak chyba jest, bo jak piszą sami autorzy: Z tej dynamiki biegnącego czasu wynika jednak także nasz postulat, aby książka ta stała się kolejnym impulsem dla miłośników i twórców lokalnej sceny do spisywania oraz aktualizowania jej historii (...) Ta bowiem dzieje się tylko raz, zbyt często ginie w odmętach tego, co nieważne, za rzadko staje się fundamentem wspólnej tożsamości, dumy i ekspresji zbiorowej świadomości zarówno na poziomie lokalnym, jak i ogólnokrajowym. Apel, jak sądzę, dotyczy pasjonatów muzyki w całym kraju. Wielu z nas nie ma świadomości istnienia takich małych, lokalnych „scen”. Przyzwyczailiśmy się, że te najważniejsze zjawiska dzieją się w Warszawie, Krakowie, Trójmieście, Wrocławiu czy Łodzi. Tymczasem istnieje wiele Bydgoszczy, które – gdy spojrzeć na nie z perspektywy historycznej – dostarczyły nam wielu ciekawych, może i wybitnych artystów. Pod tym względem Niewietrzone miasto odgrywa rolę nie tylko kroniki wydarzeń muzycznych samej Bydgoszczy, ale też motywatora do podjęcia podobnych działań porządkujących wiedzę dla dziennikarzy, blogerów czy po prostu fanów muzyki w innych miejscowościach.

Musicie bowiem wiedzieć, że książka Małgorzaty Dziemitko-Gwiazdowskiej i Wojciecha Trempały, choć formalnie jest zbiorem wywiadów, ma również swoją wewnętrzną narrację, która opowiada historię pewnej grupy – bardziej lub mniej powiązanych ze sobą – ludzi, oraz historię pewnego – wcale nie tak małego, jakby na to wskazywała jego prowincjonalność – miasta. Autorzy przeprowadzili szereg rozmów z dziewięcioma zespołami/muzykami związanymi z Bydgoszczą. Część z nich to artyści z kilkunasto-, a nawet kilkudziesięcioletnią historią (Variete, Upside Down, Schizma), część to zjawiska nowsze, ale takie, które odcisnęły piętno na historii polskiej alternatywy (Something Like Elvis, 3moonboys, George Dorn Screams). Jest też Kuba Ziołek, z którym autorzy rozmawiali na krótko przed wybuchem Ziołkomanii (wywiad z nim jest o tyle ciekawy, że jako jedyny zakwestionował artystyczną magię Bydgoszczy, wyżej stawiając wszechstronność i inteligenckość nieodległego Torunia).

Rozmowy przeprowadzano w luźnej atmosferze – wszyscy w tej Bydgoszczy świetnie się znają i ze sobą przyjaźnią – ale tematyka często zbacza na tematy poważniejsze. Zgodnie z tezą (i podtytułem), autorzy wiele miejsca poświęcają zmianie odbioru muzyki po tzw. rewolucji cyfrowej. Szczególnie istotny jest to aspekt w przypadku wywiadów z artystami debiutującymi jeszcze w latach 80. i na początku 90. – przepaść między dostępem do muzyki wtedy i dziś jest kolosalna. Mamy okazję poznać rzeczywistość sprzed powszechnego dostępu do internetu, Facebooka i streamingu od strony artystów. Jak załatwiało się wtedy koncerty? Jak nagrywało płyty? Skąd brało instrumenty i czerpało inspiracje? Dla młodszych czytelników może być to zaskakująca podróż w nieznane.

Ważny wątek książki stanowi lokalność i próba zdefiniowania sceny bydgoskiej. Ciekawe, że osią wszystkich rozmów staje się grupa Variete, która według autorów jest najważniejszym zespołem Bydgoszczy i sprawcą powstania całej sceny. Nie ma rozmowy, w której nie padłaby nazwa tego zespołu i nazwisko jego lidera, Grzegorza Kaźmierczaka. Ten ostatni zresztą wypowiada bardzo znamienne zdania, które powinni uważnie przeczytać wszyscy polscy muzycy, nieważne czy niezależni i alternatywni, czy mainstreamowi i „sprzedani mamonie”. Mowa o nowojorskim epizodzie w karierze Variete i o tym, jak wielka konkurencja panuje wśród tamtejszych zespołów: Grało tam po siedem zespołów wieczorem. Każdy miał pół godziny (...) Zero gwiazdorstwa, od pierwszych dźwięków było sto procent. Było poczucie ogromnej energii i determinacji, żeby zagrać jak najlepiej (...). Często brakuje mi takiej postawy w Polsce.

Jak w każdej tego typu książce, nie mogło zabraknąć ciekawostek z życia zespołów, anegdot i wspominek z czasów, kiedy to grało się pierwsze dźwięki na defilu podłączonym do starego radia. Może nie jest to zbyt ciekawe dla przeciętnego czytelnika, ale na pewno bezcenne dla największych fanów. Książkę ilustrują archiwalne zdjęcia udostępnione przez bohaterów wywiadów.

Można się zastanawiać nad celowością wydawania wywiadów w postaci książkowej. Myślę, że poprzez odniesienia do rewolucji cyfrowej autorzy chcieli podkreślić rolę „piśmiennictwa”, dokumentowania zjawisk, które tak łatwo w natłoku informacji przegapić. Serwisy internetowe i blogi, które dziś odgrywają istotną rolę w kształtowaniu gustów i opinii, mogą przecież w każdej chwili zniknąć – wystarczy odłączyć zasilanie serwera. A książka zostaje. Książka może trwać wiecznie, skrupulatnie skatalogowana w uniwersyteckiej bibliotece, książka – dowód na istnienie. [m]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni