17 czerwca 2014
∑B❍L▲ ▲P∑ (Ebola Ape): Dance In Haze (Astral Ritual, 2014)
Ebo to pierwszy człekokształtny producent muzyczny. Mimo iż małpuje (także za innymi), by zwrócić na siebie uwagę, na skórce od banana się zgrabnie poślizgnie wykręcając piruet niczym zawodowa łyżwiarka figurowa. Muzyczny lód, po którym przyszło mu stąpać, jest wyjątkowo kruchy dziś, dlatego trzeba się postarać - jak Ebola Ape - by w tańcu we mgle nie tylko efektownie nogi połamać, lecz równie spektakularnie zagrać, by lód zarwać pod innymi muzycznymi ciałami zielonymi z zazdrości.
Wszyscy jesteśmy zwierzętami i wszyscy kierujemy się instynktem. Kobiety walczące o dobre miejsce tuż przy drzwiach sklepu z odzieżą używaną czy pasażerowie PKP toczący boje o miejsce siedzące, czasem dobre stojące, to również przykłady zezwierzęcenia, mało kulturalne – mało niezauważalne. Tymi samymi popędami kieruje się być może Ebo. Jednakże jak na małpę (nie) przystało, potrafi wykorzystać swój instynkt do tworzenia muzycznych kształtów. Kontur dźwiękowy szkicuje „instrumentami” (laptop, programy komputerowe oraz keyboard), których ogólnodostępność jest jak jego główne pożywienie – banany do dostania w każdym szanującym się spożywczym.
Muzyczna rzeczywistość Dance In Haze składa się z wygenerowanej elektronicznie subtelnej linii melodycznej, starannie zamglonej przez inwazję sampli oraz innych błyskotek dźwiękowych, w postaci różnorodnych efektów deformujących muzyczne ciało w okolicy osi kręgosłupa utworów. Stąd wszelkie skoliozy utrzymane w pokojowej temperaturze około 15 stopni są jedynie chwilowym zboczeniem, wzbogacającym brzmieniowo narrację kompozycji. Tuż obok instrumentalnych utworów są te, w których rzeczywistość muzyczna zostaje kształtowana także przez głos wokalny. Jednakże najmilej na błonę bębenkową wpływa odbiór nisko osadzonego głosu leniwie toczącego swoje frazy niczym ociężały samiec goryla tuż po wege obiadku.
Mimo wszystko aura jest na tyle ponura, że niejeden odważny dałby w swoją jamę nura. Dramatyczny wyraz osiągnięty przez Ebola Ape potęgują przytłumione, syntetyzowane warstwy dźwiękowe, od których jeży się włos na głowie. Dodatkową mroczność, ograniczoną widoczność rysów melodycznych, zapewniają rytmy na modłę plemienną.
Panowie raperzy noszą na zębach grill, żeby dopiec to, czego się nie dośpiewa/dogra. Ebola Ape na zębach tworzywa nie potrzebuje, by upiec na węgiel całą gromadkę konkurentów, wystarczy elektryczny (sprzęt muzyczny), by zapewnić ciepło domowego ogniska wszystkim swoim rywalom, a także poniekąd sobie za przywiązanie – o ciut za duże – do ambientowej nowomody zgodnej z dzisiejszym duchem hip hopu. [Adrian Matuszak]
Strona artysty: http://ebolaape.com
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
...a wszyscy, którzy podnieśli kradzione, to kurwy. Tak jest, również ci wierni, kochani fani chodzący na każdy koncert, każde juwenalia, w ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz