8 grudnia 2014

Hurtownia: Divines, Kind of Venus, Sjón, Solitude State


EP-ek ci u nas dostatek. Zapraszamy na kolejny przegląd krótkich form wydawniczych.

Divines: So Love Remains EP (Osterdam Records, 2014) 


Starzy znajomi, gdyż znamy się z czasów, gdy zaczynali jako Games People Play. Zaczęli z przytupem, potem się pogubili. Najnowsza EP-ka nie jest już taka „freak”, jak poprzednia; ciągnie w stronę piosenkowego electropopu, jaki jest ostatnio modny. I to właśnie jest problem Divines - ciągle szukają swojej niszy. Gdy znajdują, to okazuje się, że obok nich siedzi już ktoś, kto oferuje ciekawsze rzeczy. I tak szukają, i szukają.

So Love Remains byłoby bardzo fajne, no ale po drodze wyszedł debiut Xxanaxx, a za chwilę rozniesie się szerzej nowe Rubber Dots. Co fajnego może więc zaproponować duet z Warszawy? Ciekawy trop zauważył nasz były redakcyjny kolega Lupus, doszukując się klimatów obecnych na płytach Duran Duran. Coś jest na rzeczy i młodzież powinna to wyeksponować. Ja tu doceniam Sway, za ciekawą wewnętrzną walkę wokalistki Lulu de Varsovie, która miota się między swoim freak-krzykiem i electropopową zmysłowością. O, to też jest jakieś inne.

Pracujcie dalej, Divines, i niech nie podcina wam nóg fakt, że póki co mało kto postawiłby na was sporo dolców.
 

Strona zespołu: https://www.facebook.com/divinesmuzik


Kind of Venus: Kind of Venus EP (wyd. własne, 2014)


W składzie krakowskiego zespołu znany nam dobrze Igor Herzyk oraz jego brat (?) Krzysztof. Na wokalu Mateusz Zaręba. To pan, który śpiewał w ZOOid, innej krakowskiej kapeli, która grała pod The Cure. Zespół ten wciąż zbiera się na okazjonalne koncerty, jak tylko skład zjedzie się w jedno miejsce z całego świata. A pan Zaręba w międzyczasie dłubie przy czymś innym. Dobrze, gdyż szkoda takiego wokalu, by marnował się nieużywany.

EP-ka to trzyutworowa próbka przed mającym nadejść w następnym roku długogrającym debiutem. Różnie z tymi zapowiedziami bywa (piję tu w tej chwili do New Guilty), dlatego zawsze trzeba jakimś krótkim tekstem łechtać ego kapel, by nie przestawały się starać. Grupa taguje się jako noir alternative rock. Tak, jest coś teatralnego w głosie Mateusza Zaręby. W jego tekstach i sposobie układania linii melodycznych burtuje widoczna domieszka czerni. Tej stylowej, pozbawionej brutalności. Ale... w porównaniu do ZOOid w propozycjach Kind of Venus brakuje iskry szaleństwa, która przyciągnęłaby jak najdłużej do głośników. Ot, na razie to trzy dość proste piosenki, z lekko przybrudzoną gitarą i osłuchanymi altrockowymi patentami. Najbardziej w pamięć zapada Śpij spokojnie. Pewnie dlatego, że to kawałek z polskim tekstem. Ale też fajnie w nim brzmi walczykowata linia melodyczna i energetyczna praca sekcji rytmicznej. To jednak za mało na ochy i achy. Oby na długograju zaskoczeń było więcej!



Strona zespołu: https://www.facebook.com/kindofvenus


Sjón: Human EP (wyd. własne, 2014) 


A teraz parę słów o tym, że warto być pracowitym i iść do przodu, mimo że początki nie zależały do najłatwiejszych. Rok 2012, pierwsza EP-ka i nieodłączne skojarzenia z Radiohead. Rok 2014 i kolejna EP-ke. Tu już przepaść w porównaniu z sytuacją sprzed dwóch lat. Nojs to elektronika, mrok, trans, porządna praca sekcji rytmicznej. Mocne uderzenie w rankingi młodych, zdolnych i obiecujących. Koniec roku 2014. Kolejna, krótka EP-ka i zapowiedź długograja. Z opisów można wykreślić słowo „obiecujący”. Oni nie są już obiecujący. Może mają problemy z wydaniem płyty, ale jak ją wydadzą, przewietrzą sporą część polskiej sceny.

Argument jeden. Constantly Drunk Damage. Odrobina click-elektroniki z Islandii, sporo tłustego, transowego basu i odjazd w schizę niesioną jękami wokalisty Kacpra Kaczmarka. Argument dwa – Foolproof. Jedziemy na transowych prochach głębiej w nieznane. Kaczmarek popada w schizofrenię, rzeczywistość plącze się, a pozostali muzycy rozpaczliwie próbują wszystkie puzzle złożyć w całość. Argument numer trzy może nie jest pierwszej świeżości, gdyż Pessimistic znamy z demo, ale rzecz przeszła zadziwiającą transformację. To już nie Radiohead z okolic The Bends, a nowoczesny post-punk z kłującym post-everything. A dęciaki w finale odbiorą argumenty każdemu malkontentowi!

So, who the fuck is Thom Yorke?



Strona zespołu: https://www.facebook.com/Sjon.Band


Solitude State: The Battle EP (wyd. własne, 2014) 


W lutym od poznańskiego trio dostaliśmy długo oczekiwany debiut Full Time Dreamers. Okazał się płytą bardziej niż przyzwoitą, ale dziwnym trafem nie chwycił. Recenzji prawie zero, odzewu koncertowego również. Pod koniec września zespół rozwiązał się, pozostawiając na otarcie łez półkoncertową EP-kę. Nie ma na niej zapierających dech ciekawostek, ot kolejna okazja, by posłuchać melancholijnych dźwięków emitowanych przez Solitude State.

Na EP-kę składa się tytułowa kompozycja oraz Landmines Mindlines, z nieprzetworzoną partią perkusji (obie kompozycje wzięte z Full Time Dreamers). Cztery kolejne numery to koncertowe rzeczy pochodzące z występu w C.K. Zamek. Dla fanów najbardziej pożądanym utworem będzie The Tweaker - podobno często grany na koncertach, choć bez swojego studyjnego odpowiednika. W wersji koncertowej to nieco drapieżny, lekko mroczny altrocker, z dudniącym basem, pobrudzoną gitarą i emocjonalnym śpiewem Patryka Grymuzy. Rzecz bardzo solitudowa - słychać, że chłopaki, gdyby kariera potoczyła się dalej, mogliby trochę namieszać w swojej niszy. Pochodzący jeszcze z „czasów przedzespołowych” Cocoon zyskuje dzięki hałaśliwej końcówce, a Leave Me i koncertowe Battle dzięki lekko zachrypniętemu wokalowi Grymuzy oraz twardszym, nieobrobionym w studio dźwiękom, zyskują na sile podbijając jeszcze bardziej niewesołe w sumie kompozycje.

Szkoda, naprawdę szkoda, że to już koniec. Dzięki za wszystko!


Strona zespołu: https://www.facebook.com/solitudestate

Niszczył i wynosił na piedestały [avatar]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni