7 grudnia 2014

Muchy: Karma Market (Universal Music, 2014)


Ile Much w Muchach?

Recenzenci tuż po wydaniu poprzedniego albumu Chcecicospowiedziec licytowali się, ile to Muchy straciły na odejściu Piotra Maciejewskiego. Wyszło im, że sporo, bo zespół utracił większość ze swojej „notorycznej” przebojowości. Jeśli o mnie chodzi – nie ma sprawy, bo z dzisiejszej perspektywy piosenki z Terroromansu czy Debiutantów są nieznośnie pretensjonalne. Ewolucja zaczęta w 2012 roku pasuje do ewolucji mojego gustu muzycznego – związanej zapewne z wiekiem. Z pewnych rzeczy po prostu się wyrasta i dobrze, że Michał Wiraszko z ekipą również doszli do tego wniosku. Mogliby klepać w nieskończoność coraz gorsze wersje Zapachu wrzątku i Galanterii, i wkrótce staliby się równie interesujący co Perfect czy Lady Pank.

Karma Market podąża zatem za poszukiwaniami Chcecicospowiedziec. Jest mniej przebojów, sporo nieoczywistych melodii i... pewna niefajna zmiana. Michał Wiraszko postanowił śpiewać po angielsku. Nie wiem, jaki był jego zamysł i co chciał tą zmianą osiągnąć, ale piosenki z angielskim tekstem zupełnie zatracają „muszość” Much. Wiraszko gubi gdzieś swój charakterystyczny tembr, a teksty stają się płaskie i ostrożne – w efekcie Queen For A Day, A Place i Between The Lines brzmią jak jeden z wielu, niewyróżniających się niczym szczególnym zachodnich zespołów. Konia z rzędem temu, kto by w ślepej próbie rozpoznał, że to utwory Much.

Wróćmy jednak do początku. Album, podobnie jak poprzedni, rozpoczyna się od agresywnych, brzydkich dźwięków. W hałaśliwym Odkąd Michał Wiraszko śpiewa najbardziej znaczące słowa na Karma Market: Chce mi się milczeć o sprawach ważnych/ Chce mi się krzyczeć o sprawach żadnych. Znamienne, bo jakie sprawy są dziś dla nas ważne? Czy mamy jeszcze jakieś ideały, których chcemy bronić? Czy jest sens umieszczać w dzisiejszej muzyce jakiś przekaz? Wygląda na to, że czasy, gdy Muchy uznawało się za głos pokolenia, bezpowrotnie minęły.

Po tym jasnym postawieniu sytuacji następuje rozluźnienie zwieraczy. Muzyka i teksty lidera Much łapią więcej luzu – choć potrafią być gorzkie i rozliczeniowe, to dotyczą bardziej jednostki niż tłumu. Przyjemnie płynie podbite syntezatorami Tak jak dziś, odrobinę tanecznych klimatów wprowadza Nic się nie stało (ale rozlewająca się gitarami melancholia raczej nie skłoni nikogo do szaleństw na miarę Prezesilenia), czaruje śliczny Biały walc, ożywia nibyprzebojowe, ale bardziej antyprzebojowe Bliżej, miłe zamieszanie w głowie czyni rewelacyjne Idą święta (taki kierunek rozwoju podoba mi się najbardziej). Z angielskojęzycznych piosenek wybija się A Place, ale nawiązania do gospel wydają się w nim zbyt oczywiste.

Jeśli porównywać z Chcecicospowiedziec, to Karma Market wypada bladziej. Jako całość nie porywa, a próba śpiewania po angielsku nie wprowadza niczego ciekawego do stylu zespołu. Mam nadzieję, że to tylko krótki epizod i na kolejnym albumie Michał Wiraszko wróci do formy. Karma Market nie daje odpowiedzi, czy zespół wyszedł już na prostą po zmianach personalnych i wie, co chce osiągnąć w przyszłości. Ale niektóre tropy są całkiem obiecujące. [m]


Strona zespołu: http://muchy.net/

1 komentarz:

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni