11 marca 2016
Coldair: The Provider (Twelves Records / Sub Pop, 2016)
Jak spakować zespół do jednej walizki.
Trzecia płyta Tobiasza Bilińskiego i jego zespołu Coldair Whose Blood była naprawdę udanym dziełem, zwieńczeniem wieloletnich starań, by zachodni neo folk przeszczepić na polski grunt, bazując na najlepszych wzorcach. The Provider przynosi całkowitą zmianę w podejściu do tworzenia. To płyta niemal w całości syntetyczna, oparta na bitach, elektronice, klawiszach. Nie ma tu prawie śladu folkowej przeszłości Bilińskiego.
Szkoda, że Tobiasz pożegnał się z kolegami z zespołu i postanowił zmajstrować płytę samodzielnie. Wydawało się, że kierunek obrany na Whose Blood ma sens i Coldair jako pełnoprawny zespół pociągnie folkowo-rockowy wątek. Stało się inaczej. Tobiasz przeżył jakiś poważny kryzys i postanowił sam, bez niczyjej pomocy, stworzyć płytę chłodną, depresyjną, klaustrofobiczną. A potem spakować ją wraz z kilkoma elektronicznymi zabawkami i polecieć do Stanów. Efekty są. Mimo że na koncertach nie zarobił, to zaistniał w amerykańskich - i nie tylko - mediach. Dość powiedzieć, że Pitchfork wystawił albumowi mocną siódemkę (nawiasem mówiąc, pomylił się, pisząc o The Provider jako trzeciej płycie Coldair), a dystrybucją elektroniczną na terenie USA zajęła się uznana wytwórnia Sub Pop. Nie to jest jednak dla mnie ważne z punktu widzenia odbioru muzyki – bo wbrew dziwnemu przekonaniu panującemu w Polsce, płyta zrecenzowana przez zachodni portal nie staje się automatycznie lepszym dziełem.
Mam ten problem z The Provider, że firmuje go nazwa Coldair. Zespół, który zdążyłem polubić i uszanować za konsekwencję w realizacji pewnego planu. Teraz ten plan został zburzony, bo lider przeszedł stan depresyjny i postanowił zabrzmieć jak wyalienowany kolo, który kontaktuje się ze światem wyłącznie za pomocą światłowodu. Album wypełniają irytujące, momentami mocno toporne bity, rytmika dyskoteki o czwartej nad ranem i plamy rozmazujących wokale pogłosów. To nie jest tak, że odrzucam tę płytę, ponieważ wkurzyłem się na artystę, że zrobił coś po swojemu, wbrew moim oczekiwaniom. Nie jestem przecież od tego, by kogoś pouczać jak ma grać. Po prostu czysto subiektywnie czuję zawód, że Coldair tak bardzo skręcił w okolicę, w którą niechętnie się zapuszczam. Gdyby Tobiasz zmienił nazwę, wydał płytę jako poboczny projekt, pewnie jej odbiór przeze mnie byłby inny.
Okej, ale przecież The Provider da się posłuchać, czasem nawet zanucić. We Are Weak ma fajną linię wokalu, To Become przywołuje wspomnienie akustycznych sesji z początków muzykowania Bilińskiego, Denounce nieźle masuje uszy tłustym mechanicznym basem i bezdusznym bitem, Pretty Mind to również kawałek dobrej, melodyjnej piosenki – pojawiają się tu nawet „ludzkie” akordy gitary elektrycznej.
Jeśli lubisz wszelkiego rodzaju syntpopowe produkcje, jakimi polska scena sypnęła w ostatnim dwuleciu bez umiarkowania, odnajdziesz się w piosenkach Coldair bez większego problemu. Ja odczuwam przesyt takim - powiem szczerze - płytkim i jednostajnym brzmieniem, dlatego bez większego żalu odłożę Providera na półce i raczej wrócę do poprzednich dokonań Bilińskiego. Może nawet odświeżę sobie Kyst… [m]
Strona artysty: https://www.facebook.com/coldair.warmair
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Właśnie z tego powodu kilkanaście dni temu odświeżyłem sobie obie płyty Kystów. Nie do końca rozumiem dlaczego tak się to potoczyło, że solowe produkcje chłopaków w tak krótkim czasie tak daleko odbiegły od "indie gitarowych ideałów". Ospałośc Adama zaowocowała równie leniwym i przeestetyzowanym cukierkowym popem, a nadpracowitość Tobiasza doprowadziła do tej strategicznie wykoncypowanej na zachodni rynek elektro depresji. Szkoda. Sugestia jest taka, żeby Tobiasz też wyprowadził się do Berlina i żeby z tymi doświadczeniami chłopaki znów wzięli do ręki żywe instrumenty. Koniecznie niech też wezmą do tego za rękę Touchy Moba.
OdpowiedzUsuń