11 sierpnia 2016

Off Festival - Katowice, Trzy Stawy, 5-7.08.2016


Jak zawsze co roku w pierwszy weekend sierpnia przedstawiciel WAFP zawitał na katowicki festiwal, by zdać relację z formy polskich wykonawców oraz przekazać swoje wrażenia z imprezy.

Zacznijmy od konkretów, czyli zespołów, które miałem okazje zobaczyć.


Rosa Vertov. Rola „otwieracza” festiwalu to zawsze stresujące doświadczenie, zwłaszcza gdy towarzyszą mu problemy techniczne. Dziewczynom przydarzyły się wszystkie możliwe pechowe sytuacje z kilkuminutowym przestojem włącznie, jednak i tak wyszły obronną ręką. Ich lekko psychodelizujący retro rock, pełen zgiełku i wtapiających się w ścianę basu wokali zabrzmiał zadziwiająco dojrzale - gdy już zespół opanował tremę. Finał był bardzo dobry i rodzi nadzieję na znakomite koncerty w przyszłości. Dziewczynom brakuje jeszcze koncertowego obycia (podczas awarii nie wiedziały co ze sobą począć na scenie), ale to przyjdzie z czasem. Trzymam kciuki!



Niemoc. Tak mi się wydawało, że kojarzę tę nazwę. I owszem, próbowałem odsłuchać tegoroczną EP-kę Kaiseki zielonogórzan wydaną na Bandcampie, ale była tak nijaka, że szybko ją porzuciłem. Tymczasem na scenie okazali się prawdziwymi zwierzętami. Potężne brzmienie, fajne melodie, którym nie przeszkadzał brak wokalu, kapitalna praca basu – to wszystko sprawiło, że nie było to zmarnowane pół godziny.


So Slow z nowym wokalistą rozczarowało. To znaczy, to nie był zły koncert. Nowy wokalista robił wszystko co trzeba: miotał się po scenie, modulował swój głos za pomocą elektronicznego pudełka, wyglądał majestatycznie i złowrogo, ale… to nie było to. Brzmienie sporo traciło przez fatalne nagłośnienie, w którym ginęła tak ważna rola gitary, a całość zbyt radykalnie poszła w kierunku rozwlekłych postrockowych przestrzeni. Zabrakło konkretnego uderzenia, a przecież takie utwory So Slow w swoim dwupłytowym repertuarze posiada!


Komety grają Partię. Taaak, to był prawdziwy powrót do przeszłości. Miły acz niepozbawiony wrażenia, że w festiwalowym wykonaniu stare piosenki Partii wypadły strasznie siermiężnie, na jedno kopyto. Zabrakło tych subtelności zawartych na płytach, jak wibrafon, dęciaki (choć na gigu była trąbka), a i sam Lesław nie wyrabiał w co szybszych fragmentach tekstu. Ale pośpiewało się trochę: Stoję na balkonie/ Palę papierosa oraz Jest tak wiele kobiet / Że kręci mi się w głowie – oj, pośpiewało!



Żółte Kalendarze. Z jednej strony nieco rozczarowali, z drugiej było całkiem nieźle. Już tłumaczę. Słabo wyszły te z definicji wesołe, dynamiczne piosenki, jak Nie wiem czy Askana. Zabrakło tej garażowej – wbrew pozorom dobrze pomyślanej – produkcji, która dawała tym piosenkom kopa. Na scenie wypadły płasko. Za to finał świetny, za sprawą ponurych, ciężkawych numerów, jak Komplikują i Szswalz, w których idealnie połączyły się lejące dźwięki klawiszy Karotki i Maurycego z przeciągłymi akordami gitary Wojtka. Brzmieli trochę jak UL/KR :)


Odpoczno. To nie jest muzyka, której słucham na co dzień, ale na koncercie wypadła doskonale: dynamicznie, zadziornie, świeżo. A kiedy do ludowych instrumentów dołączyła atonalna gitara elektryczna, zrobiło się po prostu zajebiście. Brawa dla państwa.


The Feral Trees. Znowu zespół, który na płycie brzmiał nijako i za cholerę nie pamiętam żadnej ich piosenki, a na scenie potrafił porwać. Wielka w tym zasługa charyzmatycznej choć skromnej liderki Moriah Woods, choć i reszta zespołu dawała radę z naciskiem na skrzypaczkę, która potrafiła za pomocą tych dziwnych nowoczesnych skrzypiec wygenerować całkiem złowieszcze dźwięki.



Jesień. O tak, dobrze było. Tylko za krótko. Przypominam, że te chłopaki wydały ponad godzinną płytę, a grać mogliby pewnie ze dwie godziny, bo chęci do improwizowania i zmieniania kompozycji im nie brakowało. Koncert mógłby być oparty na krótszych piosenkach, niepotrzebnie w pewnej chwili się to rozlazło, ale Dla Bozi wynagrodziło wszystko. Miałem podobne odczucie jak po występie Eric Shoves Them In His Pocket, w tym samym zresztą miejscu – że zespół potrafi zagrać wszystko i świetnie się bawi swoją muzyką i z publicznością. Interakcja, wykonawstwo, poziom utworów – wszystko najwyższej klasy. Tylko maniera wokalna trochę mnie martwi – jednego Świetlickiego już mamy. Jeszcze żyje, z tego co kojarzę.


Jóga. To chyba nie dla mnie. Delikatny electro pop, nieco zbyt afektowany wokalista – odbiorca wydaje się dokładnie sprecyzowany i stał przez cały czas pod samą sceną. Być może piszcząc. Nie wiem, bo udałem się do namiotu eksperymentalnego na…


Lauda. Małżeństwo Królów rozsiadło się na dywanie, na którym poustawiało różne pudełka z pokrętłami. Te pudełka wydawały ambientowe dźwięki z długo rozwijającymi się melodiami. Wszystko to z towarzyszeniem ćwierkających świerszczy i innych domowo-wiejskich odgłosów. W tym czasie jedni słuchali z otwartymi buziami, inni drzemali, a jeszcze inni czytali książki.



Bye Bye Butterfly. Koncertowa odsłona projektu Daniela Pigońskiego i Oli Bilińskiej wypadła trochę mniej klimatycznie niż w przypadku płyty, ale i tak warto było przyjść do namiotu Trójki. Kompozycje zaskakiwały rozmachem mimo ograniczonego instrumentarium, no i było całkiem głośno. Ola w doskonałej formie!

I to wszystkie recenzje koncertów. Dlaczego tak mało? Ano tak: na Brodkę nie dotarłem z przyczyn osobistych (trochę żałuję po entuzjastycznych opiniach z różnych stron), na Kalibra nie poszedłem z premedytacją (bo… no przecież wiecie, nie trawię hip-hopu, w żadnej postaci), Rysy odrzuciły mnie z daleka betonowym brzmieniem.

Jeśli zapytacie o najlepszy koncert zagranicznej gwiazdy, to nie może być innej odpowiedzi: TaxiWars, czyli nowy zespół Toma Barmana z dEUS w wersji Morphine z jazzowym dopalaczem. Energia, charyzma, moc, dobra zabawa. Klawo było.

Poziom artystyczny festiwalu – to nie jest łatwy temat. Bywał drastycznie nierówny, a co za tym idzie zdarzały się momenty, kiedy większość festiwalowiczów nie miała co z sobą zrobić (więc jadła i piła w strefie gastro). Przykłady? Żenujący w każdym calu występ Kero Kero Bonito (ok, fani anime mieli na czym zawiesić oko, ale to wszystko), nudny, sztampowy, niezasługujący na występ na tak szanującym gusty uczestników festiwalu występ Beach Slang – hello, tak trudno znaleźć dobry zespół gitarowy inspirujący się latami 90? Za wadę uznałbym też – choć dla niektórych może być to zaleta – przeładowanie multikulti, egzotyką. Jakbyśmy wszyscy musieli kochać azjatycką albo marokańską (czy tam egipską) muzykę ludową, bo tak wypada. Wiem, że nie trzeba na te koncerty chodzić, ale z roku na roku jest ich coraz więcej i środek ciężkości przesuwa się w kierunku… nie wiem, world music? Ethno?

Oraz techno. Za dużo było elektroniki, za dużo bitów, transów i dance halli. Przecież od tego jest festiwal Tauron Nowa Muzyka, który odbywa się kilka tygodni po Offie!

Organizacja i inne aspekty – czyli mięso (ale wegańskie)

Ochrona. Spoko. Dawno nikt mnie nie obmacywał na bramce. Dawno nikt nie sprawdzał jaki wnoszę aparat (miałem foto pass). Ale spoko, pracę ochrony oceniam bardzo pozytywnie. Nie było żadnych problemów. Zawsze można zagadać, mrugnąć okiem, rozładować atmosferę.

Jedzenie. Om nom nom nom. Dobre było, pięknie wyglądało, pachniało i smakowało. A że drogie? Bilety też nietanie, co zrobić, takie czasy. Za jakość trzeba płacić. A jedzonko było urozmaicone i dobrej jakości. To cieszy, bo podczas słabych koncertów (czyli całkiem często) było co robić.

Mercz. Jak od paru lat, było dobrze. Można było sobie kupić płyty, kasety, także winyle (z usługą przechowania do końca imprezy), koszulki, torby, gadżety i co tam jeszcze chcecie. Było piwo z kaucją za kubek, co ponoć całkowicie wyeliminowało problem śmieci. Była też wódeczka i fryzjer. Czyli wszystko, czego przeciętny festiwalowicz może potrzebować. Tylko premier płytowych jakoś mało, albo ja jestem zbyt na bieżąco. W ubiegłym roku coś kupiłem, w tym nic nowego nie znalazłem.

Higiena i porządek. Pod tym względem coraz lepiej. Kolejki do toi tojów oczywiście były, ale to nie zmienia faktu, że Off jest jednym z najczystszych festiwali w kraju. A może i Europie.


Kopciuszki. Z tymi pacjentami nadal nie zrobiono porządku. Kopciuszki wciąż uwielbiają ustawić się wokół niepalących i z radosnym uśmiechem dzielić się z nimi swoim rakiem. Nawet w namiotach. Panie Dyrektorze, czekam na odważną decyzję i całkowity zakaz palenia na terenie festiwalu (z wyjątkiem wydzielonych stref). Skoro z piwem się udało… Co, pan nie da rady?






A jakby komuś było mało, to może obejrzeć parę chwiejnych ujęć z ręki w postaci kilkuminutowej relacyjki wideo:



Zwiedził i opisał [m]
Zdjęcia [Aneta]

7 komentarzy:

  1. Przeładowanie egzotyką i multikulti? 7 koncertów (8 z podwójnym występem Islam Chipsy i EEK) na ponad 70 to jest przeładowanie? Przecież to ledwie 10%.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli dodasz do tego polski folk, to nagle festiwal zmienia się w pomieszanie etno z techno. Gdzieś pośrodku jakieś dinozaury ery rockowej, a jeśli jest coś nowego, to reprezentuje niski poziom (Beach Slang - co ten zespół robił na dużej scenie?). Ale to tylko moje zdanie, nie zamierzam go nikomu narzucać. [m]

      Usuń
    2. Polskiego folku też były śladowe ilości (odpoczno i prusinowski), zresztą i tak grali na najmniejszej scenie i jednego dnia (jak od 2014).

      Usuń
  2. Też nie odniosłem wrażenia przeładowania ezgotyką, czego nie można niestety powiedzieć o elektronice. Na blogu Niebieskiej Godziny pisze prawie w większości o zagranicznych koncertach, ale wspominam też parę polskich występów, w tym Brodkę, Księżyć i The Feral Tree. Nasze gusta na pewno się pokryły w przypadku TaxiWars. Link do tekstu: http://niebieskagodzina.blogspot.com/2016/08/off-festival-katowice-2016-za-duzo_9.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestia gustu of kors. Mnie bliższe jest podejście z tej relacji: http://brzydkieslowonak.pl/10641-2/ (2 akapit)

      Usuń
    2. To ja tylko dorzucę, że też przed festiwalem znałem i ata kak, i jambinai, i eek, więc tym chętniej poszedłem na te koncerty - i się nie zawiodłem, bo to najlepsze, co grąło na tym offie. Serio.

      Usuń
  3. Od 3 lat się wybieram i nie mogę dotrzeć ale w przyszłym roku pojadę już na 100%!

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni