12 stycznia 2009

Afro Kolektyw: Połącz kropki (Polskie Radio, 2008)

To nie będzie recenzja, jakiej oczekujecie. Gdyż pisze ją gość, który słowo hip-hop zna, gdzieś tam coś słyszał, Kielce bardzo lubi i na co dzień widzi między blokami smutnych kolesi w kapturach. Aha, ostatnio na youtubie oglądał klip Ważke G.! Jednak nigdy nie starał się analizować, umiejscawiać w odpowiednim kontekście kulturowym ani orientować się w aktualnie panujących trendach. I nie potrafi powiedzieć co rocks, a co sucks. Dlatego ostrzegam - nie znam wcześniejszych dokonań składu, szczególnie hołubionej Płyty pilśniowej, mam mgliste pojęcie o znaczeniu Afro Kolektywu na krajowej scenie i tekst ten traktuję jako swojego rodzaju wyzwanie i zmierzenie się ze zjawiskiem z perspektywy osoby, która dekadę temu na kolanach przy ołtarzyku słuchała Smashing Pumpkins.

Oczywiście poprzedni akapit jest mocno przerysowany. Nie da się ukryć faktu, że z hip-hopem jest mi nie po drodze. Jednak starając się trzymać rękę na muzycznym pulsie nie mogłem nie zauważyć rosnącego znaczenia Afro Kolektywu wśród alternatywnej społeczności. Co nie jest dziwne. Byliśmy świadkami wystarczającej ilości mariaży rapu z rockiem, jazzem, popem, by przekonać się, że łączenie gatunków jest doskonałą okazją do wypracowania nowych, świeżych jakości. Public Enemy, Bad Brains, Beastie Boys - by wymienić parę nazw z pamięci.

Połącz kropki to dla mnie przede wszystkim literatura. Wszystkie nawijki Afrojaxa (Michała Hoffmana) to pewnie spory kawał kilobajtów w notatniku. Jeżeli komuś odpowiada taka stylistyka - mocna, dosadna, pełna seksualnych aluzji, czasami wulgarna, ale równocześnie piekielnie inteligentna, pełna celnych obserwacji międzyludzkich, bez miałkiej poprawności - wchłonie teksty niczym gąbka. To zupełnie inna liga niż obraz polskiego hip-hopu wyzierający z TV. Szare blokowiska? Brak perspektyw? Etos ziomala z łańcuchem na klacie? Apoteoza sterydów i „kultury fizycznej”? Wolne żarty! Połącz kropki to zapis myśli mocno stojącego na ziemi człowieka. Trzeba dodać - wielkomiejskiego człowieka. Słuchając tekstów kolejny raz mam przykład, że codzienne życie to dżungla, w której mogą się odnaleźć tylko najsilniejsi. Tu nic nie jest proste, nawet banalne rzeczy, struktury są porypane. Porypane są korporacje, powalona jest praca, porąbani są kumple, ludzie na ulicy, w sklepach, w autobusach. Posrany jest brak kasy, irytują krawaciarze, do szewskiej pasji doprowadzają sztywne konwenanse. Cudzoziemcy w ogóle są be. Ale chyba najbardziej porypane są laski. Taka konwencja, każdy hiphopowiec to samiec alfa. W tym przypadku to oczytany, osłuchany i niezwykle inteligentny przywódca stada. Respect :)

Samymi tekstami nie da się udźwignąć płyty mając za podkład jedynie jednostajny beat. Od strony muzycznej na wydawnictwie wiele się dzieje. Jak ja lubię żywy skład! Od razu sound jest cieplejszy i żadne skrecze, żadne wygenerowane sample nigdy nie zastąpią równo wybijanej perksuji. A chłopaki kombinują ile mogą. Oczywiście są funkowe klimaty (Warschau Breslau Lemberg, Przepraszam), swoje miejsce w szeregu ma oldschoolowe disco (Mozart pisał bez skreśleń), nad wszystkim panuje rytm dopasowany do wyrzucanych potoków słów. Jednak za mięcho robią dźwięki pozornie nie przystające do tej stylistyki za sprawą zaproszonych gości. Słyszeliście hip-hopowy kawałek, w którym pierwsze skrzypce grają... skrzypce? Ostateczne rozwiązanie naszej kwestii to popis umiejętności Filipa Jaślara z Grupy MoCarta. Albo lepiej! Zmusili Pawła Zalewskiego z Excessive Machine i Wojtka Krzaka udzielającego się w Kapeli ze Wsi Warszawa do skombinowania podkładu do kawałka Mozart pisał bez skreśleń. Efekt wymyka się łatwym klasyfikacjom. Choć alternatywną brać niczym magnes przyciągnął gościnny udział Michała Wiraszko i Piotra Maciejewskiego (Muchy). Chciałbym umrzeć zagłaskany na śmierć to fajny opener, jednak najlepszy utwór na płycie Mężczyźni są odrażająco brudni i źli pozwala zrozumieć fenomen składu wśród zwolenników gitarowego grania. Choć bardzo sobie cenię połamaną elektronikę tytułowej kompozycji. Ładnie wycisza po pyskatej całości.

Afro Kolektyw jest na pewno zjawiskiem. Nie istnieją dla chłopaków granice stylistyczne, mają gdzieś przynależność gatunkową. Bawią się dźwiękami, znają siłę słowa. Brakuje mi bardzo wyrazistych refrenów; te tutaj są dość toporne. O kilku kawałkach można powiedzieć tylko tyle, że są. Choć znając życie i tak z płyty przed wszystkim zostaną zapamiętane co bardziej kwieciste wulgaryzmy. A w mowie potocznej zaistnieją na szerszą skalę teksty typu W dniu którym dojrzejesz biologicznie/ Spotkaj się ze mną w bocznej uliczce, ale to nie problem zespołu, tylko odwieczna kwestia wyciągania słów z kontekstu. [avatar]

Strona zespołu: http://afrokolektyw.elysium.pl/

Afro Kolektyw Przepraszam [jest za co! – m]:


6 komentarzy:

  1. brzmi troche jak NORBI. SERIO.

    OdpowiedzUsuń
  2. NORBI? don't joke, please xD

    OdpowiedzUsuń
  3. eee a skrzypce w polskim hip -hopie zapoczątkował jakieś 9 lat temu OSTR on sam na nich gra nie ukrywając że kocha jazz zawsze grał z żywymi zespołami gdzie wszystko ma swoje miejsce trasa z orkiestrą łódź czy sofą...i szanuję tego człowieka i niemożna tak całkowicie krytycznie podchodzić do hip –hopu chodź wolę te nasze podwórkową alternatywę

    OdpowiedzUsuń
  4. plyta jest swietna, ale nie kazdemu podejdzie. tekst trzeba zrozumiec, podejsc do niego z dystansem, jak sie nie zrozumie ironii to mozna ich wziasc za dziwnych ludzi...

    autorowi tekstu polecam "plyte pilsniowa" i "czarno widze" - rowniez swietne plyty :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna płyta. Uwielbiam te cięte, brudne teksty, agresywne podkłady. A "Płyta Pilśniowa" mniej mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hip Hop czy Rap to niemaja muzyka, ale Afro Kolektyw znam od dawna. Sa swietni za te ich inteligentne i pesimistyczne teksty z punktu widzenia doroslego pracujacego, wypalonego czlowieka. Aha i graja na instrumentach a nie z bit samplera!

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni