15 lutego 2009

Folder: Red Lof (Nasiono Records, 2009)

W ubiegłym roku zauważyliśmy ten zespół dzięki ich debiutanckiej EP-ce Inside. Mimo iż jakość brzmienia pozostawiała wiele do życzenia, już na tamtym etapie muzyka młodej ekipy z Gdańska wydawała się bardzo obiecująca. Dziś można powiedzieć, że na obietnicach się nie skończyło. Folder wydaje swój debiutancki album (choć poprawniej byłoby te osiem piosenek nazwać mini-albumem) i... jest to bardzo dobry debiut.

Zespół po okresie bardzo pechowym (już mieli wchodzić do studia, gdy wokalistka, Asia Kuźma, postanowiła zrezygnować ze śpiewania i odejść; na szczęście wróciła) nastąpiło zdarzenie, któremu zawdzięczamy tę płytę. Na zespół zwrócił uwagę Karol Schwarz, lider ekscentrycznej formacji Karol Schwarz All Stars, co więcej, nie tylko zwrócił uwagę, ale zdecydował się wziąć Folder pod swoje skrzydła. Cała ekipa wyjechała więc na Kaszuby, gdzie w wiejskiej chacie Karola, w luźnej atmosferze nagrano materiał liczący kilkanaście piosenek. Słuchając płyty nie dacie wiary, że powstała w ciągu parogodzinnej sesji.

Zaskakujący może być fakt, że eksperymentator Karol Schwarz zdecydował się zarejestrować (zagrał też gościnnie na gitarze) tak tradycyjnie brzmiący materiał. Folder gra to, do czego przygotował nas na Inside: muzykę ponurą, dostojną, momentami przeraźliwie smutną. Na czoło wybija się niesamowity głos Asi, przepełniony dojmującym smutkiem, a jednocześnie tak obojętny i czysty. Album rozpoczyna Chemo – utwór, który najmocniej zapada w pamięć, może dlatego, że jest to pierwszy kontakt z potężnym przestrzennym brzmieniem serwowanym przez Schwarza. Głęboki sfuzzowany bas, motoryczna praca perkusji, opływające ten szkielet eteryczne partie gitar i otulony pogłosami wokal. Robi wrażenie i momentalnie wprowadza w podniosły nastrój całej płyty. I ta ach-końcówka! W Hoarfrost jest równie dobrze. Mimo że Folder wypada tu jak Interpol z wokalistką ani przez chwilę nie ma się poczucia wtórności. Kompozycja rozwija się z każdym chropawym riffem, zmierzając do monumentalnego hałaśliwego finału. Shoegaze’owo robi się w Airglow – gitary rozmywają się w ścianie hałasu, ale nad wszystkim czuwa precyzyjna i mocna sekcja. Tak jest mniej więcej do końca. Czasem, jak w I Wish, utwór zaczyna się balladowo, by w końcówce eksplodować zgiełkiem. Czasem, jak w Nothing, władzę przejmuje taneczny rytm, ale jest to taniec desperacki i rozpaczliwy, na pewno nie potańcówkowo-dyskotekowy. Na zakończenie dostajemy zaskakujący Quick Silver. Zaskakujący, bo zdaje się być klasycznym instrumentalem, a tymczasem w końcówce, z charczącego basu wyłania się niesamowita melorecytacja Asi. Świetna, zupełnie inna od całości materiału, propozycja.

Nie rozpisuję się nad tekstami, bo w obliczu przygniatającego klimatu ich wydźwięk jest oczywisty. Kto chce może analizować ich treść, dla mnie liczy się całość, którą odbiera się organicznie. Sugeruję słuchać późnym wieczorem w kompletnej ciszy. Ścina z nóg. [m]

Strona zespołu: Myspace

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni