9 lipca 2009

Bad Light District: Simplifications (Ampersand, 2009)

O tym, że chłopaki z New York Crasnals to niezwykle twórcze jednostki, przekonamy się pewnie jeszcze nie raz (w przygotowaniu inna płyta z ich udziałem – zespołu Plug Doctors). Póki co udowadnia to wydawałoby się najmniej eksponowany muzyk tej formacji – perkusista Michał Smolicki. Simplifications to jego autorskie dzieło - i jego odskocznia od pracy w zespole. Michał skomponował wszystkie utwory, zagrał na wszystkich instrumentach i zaśpiewał – w tym ostatnim zadaniu wsparli go koledzy z NYC, Jacek Smolicki i Marcin Białota. W rezultacie otrzymaliśmy muzykę, która nawiązuje trochę (a może nawet dość wyraźnie) do korzeni Krasnali, czyli fascynacji Joy Division, Bauhaus, Zimną Falą. Tu i ówdzie pobrzmiewają echa starego dobrego The Smashing Pumpkins. Warto na chwilę wrócić do ich EP-ki Crack Of City – ma podobny gęsty, mroczny klimat.

Simplifications ma nawet jeszcze cięższą atmosferę, głównie za sprawą mechanicznie brzmiącej perkusji i przytłaczającego basu. One to wywołują uczucie klaustrofobii, zamknięcia w małym, dobrze wytłumionym pomieszczeniu, z którego nie wydobywa się żaden dźwięk... Jednak, co może się wydawać dziwne w kontekście poprzednich zdań, płyty słucha się dość łatwo i przyjemnie. Wchodzi do głowy za sprawą chwytliwych melodii. Dostarczają ich oszczędne – czasem wybuchające zgiełkiem – partie gitary i efektowne linie wokalne. To muzyka na wieczór i lekką depresję. Może być lekiem, ale i jej powodem.

Już otwierający album Nothing Particular sygnalizuje konieczność przełączenia się na inny poziom wrażliwości. Głęboki, dudniący bas i rzężąca w tle gitara wyostrzają zmysły i wprawiają w stan pełnego
napięcia oczekiwania. Oczekiwania na co? Na niebezpieczną przygodę? Rozliczenie z traumatyczną przeszłością? Bolesne wyznania? We Make Love Everyday With A.C. wprowadza intymny, narkotyczny nastrój. Piękne dialogi gitar i spokojny, niski głos Jacka dodają kompozycji uroku. Ten nastrój na chwilę przełamuje singlowy Street Of Frozen Phantoms – utwór wyjątkowo w tym zestawie lekki i przestrzenny. Innym potencjalnym przebojem może być jeszcze tylko Simplify. Potem wracamy do pudełka. Jest depresyjnie, ale jak pięknie... Black Walls:




W kilku utworach Michał zdaje się być pod wpływem estetyki trip-hopowej, jest w nich też coś z ducha Depeche Mode. Wymienię Pocket Size World, Happy Ends Never Happen – w tym ostatnim transowy rytm dosłownie przygniata i odziera z nadziei. To Be The First za sprawą wyrazistego rockowego rytmu i podniosłego wokalu może się kojarzyć z dokonaniami Editors. Where Is Somewhere? rozpoczyna się jak grunge’owa ballada, ale rozwija w kierunku hipnotycznego rocka spod znaku cold wave. Album zamyka piękny, pełen rezygnacji numer Not There: All memories flushed down/ It doesn’t matter where we were/ We're not there. Światłem w tunelu okazuje się ostatnia piosenka – bez tytułu. Klasyczna ballada zagrana na gitarze akustycznej. So let's have another drink/ And just sit in the silence – to idealne podsumowanie tej smutnej, ale wcale nie dołującej płyty. Że zostanie z nami na długo – to pewne. [m]




Strona artysty: http://www.myspace.com/badlightdistrict

1 komentarz:

  1. raczej płyta roku. hatifnatsi jedynie mogą ja przeskoczyć..

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni