Jest ciepły letni wieczór. Macie wynajęty domek nad morzem, tuż przy plaży. Zapraszacie przyjaciół, znajomych i nieznajomych (nieznajome zwłaszcza). Już gra muzyka, już rozbijają się pierwsze kieliszki. Bez obaw, drinków starczy na całą noc! Dziewczyny w sukienkach do kolan, chłopaki w płóciennych spodniach i białych koszulach. Na werandzie gra zespół: trzech gości w podkoszulkach. Perkusista, kontrabasista i śpiewający gitarzysta. Grają rockabilly. Dziewczyny i chłopaki tańczą. Dziewczynom kręci się w głowach od alkoholu i muzyki, wbrew swoim zasadom stają się łatwe...
The Jet-Sons grają rockabilly w klasycznej postaci. Trzy instrumenty, surowe brzmienie, czysta energia płynąca z dzikiego rytmu i elektryzujących solówek gitary. Dodajmy do tego niski głos wokalisty, a otrzymamy muzykę idealną na wakacyjną prywatkę, ale też świetną do jazdy samochodem. Rockabilly to styl wywodzący się z lat 50. – a więc z dość zamierzchłych czasów. Trio z Rzeszowa znakomicie uchwyciło atmosferę tej epoki i autentyczność rodzącej się muzyki popularnej, znanej później jako rock’n’roll. Płyta została nagrana na setkę i brzmi bardzo szorstko – zupełnie inaczej od ugładzonej odmiany rockabilly wykonywanej przez Pavulon Twist. Słowo „garage” w tytule płyty mówi o niej wiele. Ta garażowość brzmienia to właściwie jedyny element łączący w ich muzyce przeszłość z teraźniejszością. Przesterowany wokal i często grająca bardzo brudno gitara nie pozwalają zapomnieć, że mamy do czynienia z zespołem jak najbardziej współczesnym. To estetyka przypominająca dokonania młodych bluesmanów, którzy czerpiąc pełnymi garściami z tradycji, celowo nasycają ją brudem i rockową mocą przesterów.
Jak to wypada w wykonaniu The Jet-Sons? Na dobry początek posłuchajcie Rockabilly Stud:
Nieźle łoją. A to nie jedyny taki mocny akcent. W Evil Rythm In A Voodoo Style pojawia się ciężki hipnotyczny rytm, a lider - Dominik - potrafi demonicznie krzyknąć. Tak jak w You Are Hot Because (Uh Uh Uh), napędzanym przez prymitywne, potężne uderzenia perkusji. Przy Hot Rod Gal Of Mine na naszej plażowej imprezie nie będzie już nikogo, kto by nie tańczył. Niektórzy mogą się nawet puścić w pogo! Jet-Sons grają czasem tak klasycznie, że trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z oryginalnymi, ale fantastycznie zremasterowanymi nagraniami sprzed pół wieku. W Washboard Boogie, które brzmi jak standard, kluczową rolę odgrywa tytułowa tara, używana w dawnych czasach jako instrument. Slap The Bass automatycznie nasuwa skojarzenie z jazzowym klubem dla murzyńskiej młodzieży. Z ciekawostek, najdłuższy na płycie numer Deep Blue Sin przypomina trochę kompozycje Lesława. Ale nic w tym dziwnego, Jet-Sonsi nagrali już wcześniej cover Partii. A solówka w tym nieco ociężałym kawałku – po prostu pycha!
Zawsze przy takich okazjach pojawia się pytanie: po co odtwarzać tak dokładnie muzykę, która wybrzmiała już kilka dekad wcześniej? Nie lepiej sięgnąć po klasyków? Jasne, historyczne nagrania warto poznać, ale kiedy słucham eksplodujących mocą piosenek The Jet-Sons, nie mam wątpliwości – warto czasem wykopać taką skamielinę i odtworzyć ją z zachowanego cudem DNA. Rockabilly ma się dobrze w naszej nowoczesnej erze. Świadczy o tym fakt, że płyta kapeli z Rzeszowa ukazuje się nie tylko w Polsce, ale też w Niemczech i dalekiej Japonii.
A co z naszą imprezą? Powoli dogasa wraz z nadchodzącym świtem, ale... Przecież jutro też jest noc. [m]
Strona zespołu: http://jet-sons.com/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz