22 września 2010

Cieślak i Księżniczki: Cieślak i Księżniczki (My Shit In Your Coffee, 2010)


Maciej Cieślak. Legenda polskiego niezalu. Charyzmatyczny lider Ścianki, zespołu, którego płyty dopiero po kilku latach od premiery zostały właściwie zrozumiane. Rodzimy Piotruś Pan, wiecznie młody i poszukujący, stojący w opozycji do miałkości królującej w eterze. Nowa odsłona artysty pod nazwą Cieślak i Księżniczki zgodnie z przewidywaniami dostarcza wysmakowanych, wykwintnych wrażeń, jednak tym razem jest kilka „ale”. Jedno z nich wydarzyło się niecały rok temu i objawiło światu jako Cotton Touch.

Nie sądziłem, że człowiek, który stworzył tyle wieloznacznej, finezyjnej i barwnej muzyki ma szanse na zaznaczenie swojej osobowości w, jakby nie było, prostym, akustycznym songwritingu. Istniała spora obawa o ograniczenia spowodowane konwencją i przymusowe tłamszenie pomysłów. Prawa statystyki są nieubłagane - jaka była szansa na stworzenie czegoś równie genialnego jak The Iris Sleeps Under The Snow? I teraz czuję się trochę jak niewierny Tomasz, który musiał posłuchać, by uwierzyć. Cieślak znów poszedł własną ścieżką. Nie skupił się na refrenach z gatunku „niezapomniane”, postawił na kruchość i ulotność kompozycji.

Większość utworów na płycie jest zrobiona z chińskiej porcelany. Delikatnej, misternie wykonanej i przykuwającej uwagę nietypowymi ornamentami. Tak, że boimy się odwrócić na chwilę, by nie upuścić żadnego dźwięku, nie zburzyć harmonii i nie poplątać eterycznych nut. Ciężko uwolnić się od pełnego pasji Get On A Plane; można sobie popłakać przy The Sea And The Sun, uśmiechnąć przy beatlesowskim The Belly Of The Sky czy zadumać nad Forest.

Czemu jednak powstrzymuję się od określeń „wizjonerskie”, „nowatorskie” i „pionierskie przeszczepienie na polski grunt dokonań Elliota Smitha”? Ano dlatego, że palmę pierwszeństwa dzierży debiut młodziaków z Kyst. Te dwie płyty mają wiele punktów wspólnych. Poplątane, bezładne uderzenia w struny w Thought It Would Come przywodzą na myśl podobny motyw w Complain/Cheer na Cotton Touch. April/March wydaje się być pozbawionym prądu bratem bliźniakiem When The Rain Starts. Proszę sobie puścić Not Fake Enough, a następnie How I Want. Dla mnie to fragmenty tej samej opowieści. Nie zdziwię się, jeśli pod adresem tej płyty padną takie same zarzuty jak wobec dzieła ekipy z Sopotu. To często smętne, usypiające, melancholijne brzdąkanie. Impresje w The Man And His Happy Life to wręcz doszukiwanie się na siłę jakiejś myśli przewodniej. Z kolei, kto dał się uwieść magii All Over Your Clothes, ten na płycie Cieślaka odnajdzie te same fluidy oddziałujące na zmysły. Gdyż trzeba oddać rację - Kyst był pierwszy i przygotował odpowiedni grunt, jednak to Maciej jest tym zdolnym, złotym dzieckiem i to on rozdaje karty. Niech dowodem będzie choćby przecudowne No Love Anywhere.

Kiedyś istniała ogromna przepaść: Ścianka - cała reszta. Dziś Cieślak nosi żółtą koszulkę lidera, jednak zdolna młodzież coraz uporczywiej depcze mu po piętach. Ale to chyba dobrze? [avatar]

No Love Anywhere:



Strona zespołu: http://www.myspace.com/cieslakiksiezniczki

4 komentarze:

  1. Cieślak i Księżniczki > Kyst

    Naprawdę nie rozumiem w czym tkwi aż taki zachwyt nad twórczością tych skądinąd całkiem utalentowanych chłopaków. To porównanie to jak dla mnie bardzo duże i krzywdzące dla Cieślaka uproszczenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z Cotton Touch jest jak z pierwszą miłością. Bardziej się pamięta towarzyszące emocje niż samą muzykę :) Gdyby Cieślak z Księżniczkami wypuścił płytę rok wcześniej, debiut Kyst nie odbiłby się takim echem w polskim światku, a CiK słuchało by się z otwartą buzią. I nie było moim zamierzeniem stawiać znaku równości między tymi dwiema płytami. Tak więc to nie uproszczenie, bardziej punkt odniesienia, wspólny środek ciężkości. I to chyba pierwsza płyta Cieślaka, która z "czymś" mi się kojarzy. Wcześniejsze rzeczy były poza konkurencją.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowny pan Cieślak podobno maczał swoje zdolne łapska w Cotton touch. Zatem te podobieństwa mnie nie dziwią... Besides, jak ktoś wcześniej zauważył- Miedzy tymi dwoma projektami istnieje duża przepaść. Na korzyść Macieja i jego dam ofkoz...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale co to za gadka?
    Facet jest producentem i muzykiem jednocześnie. To samo się tyczy Jack White`a "nooo, a bo Karen Elson brzmi jakby tam Jack grał..." no bo grał, i co z tego?!

    Słyszałem plotkę, że The lollipops ostatnio nagrywali u niego, to dopiero rozkminka będzie. Analogowy producent i zespol ktory takiego wlasnie producenta miec powinien. czy to prawda, wie ktos cos?

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni