30 grudnia 2008

V/A: Wszystkie covery świata (Pomaton EMI, 2008)

Sylwester tuż-tuż, przydałoby się uzbroić w jakąś muzykę na prywatkę. Najlepiej dobrą składankę, która zaspokoi gusta wszystkich imprezowiczów, wpadając w ucho znajomą melodią w nowych aranżacjach. Wydawałoby się, że kompilacja – stworzona przez Ulę Kaczyńską z Polskiego Radia Euro (dawniej Bis) – składająca się z coverów znanych szlagierów będzie na to zapotrzebowanie idealną odpowiedzią. Niestety – tak się tylko wydaje.

Na początek uściślenie: wydawnictwo składa się z dwóch płyt – „polskiej” i „zagranicznej”. Na pierwszej młode polskie zespoły oddają hołd twórcom polskich przebojów głównie z lat 80. Druga nas nie interesuje:) Wybór piosenek do przerobienia jest nieco, hm, kontrowersyjny, ale zasadniczo zgodny z panującą obecnie modą na „ejtisowy” kicz i wiochę. Mamy tu zarówno świetne i wiecznie młode kawałki Maanamu, Johna Portera, Republiki czy Klausa Mitffocha, jak i ewidentne przykłady tandety, o której chciałoby się już zapomnieć (Papa Dance, Bolter, Anna Jurksztowicz). Wyzwania podjęła się cała plejada współczesnych gwiazd i gwiazdeczek naszej alternatywnej sceny. Z jakim skutkiem?

Otwierający zestaw Pawilon poradził sobie z piosenką Andrzeja Zauchy Byłaś serca biciem. Co prawda nigdy nie byłem (i raczej już nie będę) wielkim fanem tego festiwalowego gwiazdora, to jednak doceniam fakt, że piosenka nie zestarzała się i nosi znamiona klasyki polskiego popu. Out Of Tune rozprawili się ze Szklaną pogodą Lombardu. Był to jeden z największych hitów PRL-u, dziś całkowicie zdewaluowany, w wykonaniu OoT ani nie porywa, ani nie skłania do pląsów (o co chyba chłopakom chodziło, kiedy pakowali w swoją wersję tony tanecznych bitów i buczących efektów). Dick4Dick swoją wersję Wszystko czego dziś chcę nagrali z udziałem Anny Patrinni, z duetu Skinny Patrinni - nie wyszło to nawet źle, tym bardziej, że Diki zrobili ją w stylu elektronicznych Silver Ballads, a nie nadętorockowego Grey Albumu. Bezpretensjonalnie i nowocześnie – a jednak z retropatyną. CKOD wyłamało się z tego rozrywkowego trendu i przerobiło electropunkowo numer Siekiery Ja stoję, ja tańczę, ja walczę. Nie za bardzo pasuje to do taneczno-dyskotekowej całości.

Novika po swojemu potraktowała Szał niebieskich ciał Kory i wyszło z tego coś całkiem intrygującego i odprężającego. O dziwo, z drugą piosenką Maanamu (Lipstick On The Glass), również nieźle poradził sobie Hurt. Ich wersja nie odbiega szczególnie od oryginału i to chyba przyczyna całkiem pozytwnego efektu. Mocno ryzykowne było zestawienie elektroniczno-dętego (od instrumentów dętych, rzecz jasna) Oszibaracka z klasycznym numerem Klausa Mitffocha Śmielej. O ile do interpretacji wokalnej można mieć pretensje za manieryczność, to warstwa muzyczna ciekawa i w stylu Oszibaracka. Zupełnie mi nieznany kolektyw Cinq G zmierzył się ze Świętym szczytem Kryzysu. Podejrzewam, że funkowo-punkowy efekt można docenić dopiero po spożyciu. Po wielokrotnym spożyciu. Renton przeleciał się po Stanie pogody zmory mojego dzieciństwa, czyli Anny Jurksztowicz, jakby to była ich własna piosenka. Więc jeśli komuś spodobał się ich debiut, to i ten cover łyknie z ochotą.

L.Stadt nagrał najlepszą wersję w zestawieniu. Chyba nieprzypadkowo, bo łodzianom trafiła się najlepsza piosenka „podstawowa”, czyli Ain’t Go No Music Johna Portera. Jak świetne i uniwersalne numery tworzył Porter na przełomie lat 70. i 80. potwierdza moja niedawna wycieczka na Helicopters Porter Bandu. Płyta wymiata! A wersja L.Stadt naprawdę przyzwoita i równie porywająca co oryginał. Czego nie można już powiedzieć o Marice i jej wykonaniu bolterowskiego hitu-szitu Daj mi tę noc. Ok, wiem że wszyscy to śpiewają klaszcząc w dłonie na dansingach, wczasowych potańcówkach i imprezach integracyjnych. Ale na miłość boską, cóż to jest za kicz! A współczesna wersja – pseudosoulowy popik w polskim wydaniu. Nie kupuję tego. Tak samo jak fascynacji, która już dawno przekroczyła granice żartu, niektórych osób twórczością zespołu Papa Dance. Afro Kolektyw pobawił się Królową fal. Wyszło tak jak miało wyjść. Ja wiem, trzeba mieć poczucie humoru. Jakoś nie mam. Jak dla mnie pomyłka, ale jak chcecie, to tańczcie:) Miloopa podjęła się przerobienia na swoją modłę najbliższej naszym czasom (trochę to niekonsekwentne) piosenki Republiki Raz na milion lat. Wersja elektroniczna, w stylu UniCode, ciężkawa, ale dość udana – po prostu tekst idealnie pasuje do muzyki, jaką gra Miloopa. Pogodno na swój niepowtarzalny sposób zrobiło kuku fanom Kombi (nie KOMBII), przerabiając hiciorskie Nie ma zysku na dziewięcioipółminutową spaceoperę, z odjechanymi chórami, solówkami i patosem godnym zespołu Queen. Wypaśnie! Szkoda, że po kilku dobrych momentach płytę kończy absolutnie denna wersja Ladypankowego To jest tylko rock’n’roll. Lider Komet Lesław tak bardzo wczuł się w rolę, że na cztery i pół minuty staje się Panasewiczem i Borysewiczem w jednej osobie, grając ten kawałek z pozycji na klęczkach. Żal słuchać.

Specjalnie dla was przemęczyłem wszystkie piętnaście utworów. Wniosek jest prosty – kilka udanych przeróbek, reszta raczej poniżej krytyki. To na pewno nie wina zespołów, prędzej materiału, który wzięły na warsztat. No chyba, że ktoś tak uwielbia lata 80., że nie przepuści żadnej okazji do powrotu do tych „wspaniałych” czasów. Pozostałym na imprezę sylwestrową polecam raczej coś z serii WAFP. Bez obciachu! [m]

4 komentarze:

  1. Oby w Nowym Roku też się nas nie bali :) Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  2. papa dance jako tandeta o jakiej chciałoby się zapomnieć, oj oj nie ma zgody...

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam tak na marginesie bo coś z piosenką republiki mi nie pasowało, no i rzecz jasna nie pasuje bo Raz na Milion Lat pochodzi z płyty Masakra z 2000 roku z tego co pamiętam:P

    co do doboru piosenek to sami artyści wybierali je sobie z klucza osiemdziesiątek:P

    OdpowiedzUsuń
  4. Kudwa, kto jest tego autorem? Jaki smutny, samotny rycerz to napisal?

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni