28 lipca 2009

Flashback: post-Jarocin-chill

Tydzień temu zakończył się Jarocin Festiwal 2009. Jak pisał [m] w innym wpisie, największą wadą festiwalu jest brak określonej drogi, którą chce podążać. Czy warto próbować wskrzeszać legendę, jaką był w latach 80.? Z drugiej strony - czy jest sens pod szyldem Jarocin próbować wypromować nową jakość, opartą na nowej, młodej muzyce pierwszego dziesięciolecia XXI wieku? Odpowiedź każdy musi znaleźć sam. Cieszy mnie, że odkąd opiekę artystyczną przejął Michał Wiraszko z Much - festiwal zwrócił na siebie uwagę zespołów z gatunku indie/alternative.

O tym jak wyglądała tegoroczna edycja festiwalu można poczytać na zaprzyjaźnionych serwisach. My na chwilę cofniemy się w czasie o kilka miesięcy, aby przyjrzeć się konkursowi dla młodych kapel. Napłynęło ponad 400 zgłoszeń, z czego 50 zakwalifikowało się do tzw. eliminacji. Od 15 maja do 15 czerwca konkursowe propozycje można było (i dalej jest taka możliwość) posłuchać na onecie. Dwa pierwsze miejsca miały zapewniony start. Pozostałych ośmiu wykonawców wybrało jury.

Do konkursu przystąpiło wiele kapel, o których twórczości czytelnicy mogli poczytać na naszym blogu. Nie wszystkie były „młode”, kilka bandów ma na koncie wydane płyty długogrające. Niektórzy zaproponowali dobrze znane kawałki; pojawiło się także kilka premier. I oczywiście debiuty - młode zespoły dopiero stawiające pierwsze kroki.

Niniejszy flashback jest wybiórczym (i niepełnym!) zestawem piosenek mniej znanych, a wartych zauważenia, które wyłuskaliśmy przesłuchując listę kandydatów. Swoją drogą - czy by nie było pięknie gdyby cała 50-tka wystąpiła na festiwalu?

Applessed: Playground
Debiutankca EP-ka Broken Lifeforms ukazywała zespół nieśmiało (aczkolwiek z pomysłem) wychylający się poza tradycyjny rock progresywny. Obecnie grupa rośnie w siłę, a zwiastun długogrającej płyty pokazuje, że trzeba będzie się sporo namęczyć, by zaszufladkować generowane przez nią dźwięki. Podobno wokalista na scenie to wypisz-wymaluj Ian Curtis. Mniam, mniam...




Atoms For Peace: On The Road
Z notki biograficznej: Celem, dla którego tworzymy muzykę, jest to, że usłyszy nas kiedyś Frank Black i dostaniemy od niego autograf. Tylko kibicować! (A ja marzę o tym, żeby FB wreszcie przyjechał do Polski na koncert – [m]).



Certain Sounds: Egoists
Jesteśmy na Wyspach. Szczególnie za sprawą wokalu. Nagranie brzmi jeszcze trochę nieporadnie, ale czuć potencjał do masowego tupania nóżką.



Coffee Radio: Wszystko o tobie
Coffee Radio już na Shivers EP dało się poznać jako kapela od fajnych melodyjno-gitarowych piosenek. Wygląda na to, że talent do pisania wpadających w ucho kawałków rozwija się bez większych przeszkód.



eM: Trudna świadomość
Hihihi, młody zespół:) Na poważnie - eM wraca. Trzecia płyta gotowa, choć są jakieś problemy z jej wydaniem. Obecnie zespół działa jako trio. Zobaczymy jak poradzi sobie Trudna świadomość. Czy stanie się pokoleniowym hymnem? Zobaczymy. Brawa za najdłuższą solówkę ostatnich lat w indie rocku!



Insekt: Kosmici
Chłopaki działają od 2001 roku, a wciąż są nieznani. Trochę to dziwi, gdyż grają głośno. I o miłości. A Kosmici to kawałek w sam raz do ukochania przez dziewczyny!




Londyn: Time Is Like The Ocean
No tak, ktoś musiał się w końcu tak nazwać :) Przynamniej wiadomo o co kaman. Time Is Like The Ocean równie dobrze mogłaby powstać na Wyspach i tam zdobywać popularność. Niestety w Polsce jest na drodze do zapomnienia. Słuchać i wypatrywać na koncertach!




Nell: Panie Wright
Gdzieś wyczytałem, że chodzi o tego Wrighta co wynalazł antidotum na morfinę [sic!]. Choć przyznam, że nie bardzo wiem, o co chodzi w tekście, to jest jest on napisany i zaśpiewany bardzo ładną polszczyzną. Co cieszy. I powoli czuję napięcie z okazji wydania kolejnych nagrań. Podobno płyta jest już gotowa...



Plebania: Na wojennej ścieżce
To nie jest zespół indie. To „punk reggae indian music band” z trzema płytami w dorobku. I co z tego, skoro Na wojennej ścieżce to szalenie energetyczny kawałek z ogromnym zadziornym pazurem? Aż mi się chce doszperać się regularnych wydawnictw aby przekonać się czy to jednorazowy wybryk...



Purpure Drape: What Do I Need
Nie mam za wiele informacji o tej kapeli. Może na myspace jest coś więcej, ale jeszcze nie chce mi się wchodzić. Na razie wystarczy mi ten kawałek. Gęsty i gorzki.




Silly Boyz In The Streetz: Woah
Do tej pory nie wiem czy to jest zespół na poważnie, czy tylko dla zgrywy. Woah wywołuje u mnie odczucia ambiwalentne. Ale mają u mnie spory kredyt zaufania za Banał. Może się wyrobią?



The Few: Living In Silence
Polsko-angielska ekipa. Co słychać. Oby tak dalej. I więcej takich refrenów jak w Living In Silence.



Wilson Square: People In Love
Zespół w Warszawie ma ugruntowaną pozycję. Ale przy odrobinie szczęścia twórczość zespołu mocno osadzona w latach 60. i 70. nie powinna napotkać trudności z odbiorem w pozostałych częściach kraju. Wystarczy dać się oczarować People In Love.



Przesłuchiwał i opisywał [avatar]

2 komentarze:

  1. Oj Wilson Square ssie niemiłosiernie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wokalista Certain Sounds przepięknie dziękuje w imieniu zespołu za wyróżnienie i pozytywną notkę !!

    Dziękujemy i pozdrawiamy !

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni