5 maja 2010
Low Ceiling: Misadventures Of Major Chuck EP (wyd. własne, 2010)
Na początek małe ostrzeżenie dla osób, które zechcą ściągnąć tę darmową EP-kę ze strony zespołu: fatalna jakość nagrań! Ale grupa postanowiła swoje kompozycje opatrzyć okładką, nadać im wspólny tytuł i wypuścić w świat. Słowem – chcą, aby ich twórczość została potraktowana poważnie. Niech będzie...
Pochodzą z Wrocławia i trochę już ze sobą grają. Jako główny tag swojej muzyki podają shoegaze. Czy mamy więc oczekiwać wariancji na temat Pygmaliona? Odświeżyć wspomnienia, jakie towarzyszyły odkrywaniu płyt Ride? Ekhm... Nie tym razem. Low Ceiling wydaje się dosłownie interpretować ten termin. Czyli spuszczamy głowę, patrzymy na buty i nie wiemy, co robić. Wyobraźcie sobie taką scenę: jesteśmy na dość hucznym weselu. Jest gdzieś czwarta nad ranem. Na sali niedobitki zaproszonych gości. Po parkiecie krąży kilka par walcząc z alkoholem i zesztywniałymi nogami. Resztki przebitych balonów walają się po podłodze, żarówki plują ordynarną żółcią. Opłacona kapela nawet nie powstrzymuje senności i myślami jest już spakowana w busie. I nagle napatacza się jakiś gość z nalaną twarzą i drąc się na całe gardło po raz n-ty żąda Białego misia. W takim właśnie momencie zastajemy wrocławian. Nie lubię jeździć po zespołach, mieszanie z błotem nie sprawia mi żadnej przyjemności, ale... trudno mi powiedzieć cokolwiek pozytywnego na temat Misadventures Of Major Chuck. Kawałki są bez bigla, bez polotu, bez fajnych melodii, smętne i usypiające. Nawet w zamierzeniu energetyczne Sour Candy pozostaje totalnie obojętne dla słuchacza. Wokalista Bartek Wojna coś tam śpiewa, próbuje modulacji głosu, ale ma tyle przebicia co pozbawiony charyzmy nauczyciel na nudnej lekcji. Zalążki fajnych riffów pojawiają się w Inthependance, ale za sprawą koszmarnej jakości dźwięku przypominają najwyżej głośniejsze brzęczenie muchy. Najlepiej mi się słucha Voiceless, gdyż to rzecz instrumentalna, a chłopaki próbują wyjść poza szkolny klimat i jakoś lepiej słychać basy...
Kurcze, czegoś tu nie rozumiem. Zespół zakłada się po to, by czerpać radość z grania. Low Ceiling grają za karę. Albo grozi im pała z muzyki. Niestety, jestem na NIE. [avatar]
Strona zespołu: http://www.myspace.com/cautionlowceiling
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Nudne rockowe pitolenie, sorry.
OdpowiedzUsuńW sumie nie jest źle :) Nie wszystko musi być wesołe. Myślę, że nie należy ich przekreślać od razu :)
OdpowiedzUsuńZła jakość? Chyba nie - mastering jest taki sobie, ale głośność wystarczająca, basy nie dudnią, wokal wyraźny, bas trochę trzeszczy. Poza masterem, to nie mam specjalnie zastrzeżeń.
OdpowiedzUsuńJak ktoś poszukuje głupiego napierdalania to ta płyta faktycznie nie jest dla niego. Ale "Misadventures..." to moim zdaniem płyta całkiem niezła. Dobre melodie, riffy i teksty. Słucha się cholernie przyjemnie.
OdpowiedzUsuńWidzę, że kilka osób przez porcys tu trafiło:)
OdpowiedzUsuńBroń boże nie przekreślam zespołu, ale wciąż twierdzę, że EPka brzmi tak, jakby zespół grał ją z kałasznikowem przystawionym do głowy. Na myspace jest krótki filmik z koncertu. I na nim wyraźnie widać różnicę pomiędzy bezpłciowym 'studyjnym' wykonaniem a całkiem energetycznym wykonaniem live. Nie można tak było od razu?
No widać nie można było. Wiesz - kwestia możliwości nagrania. Może nie wyłożyli na to za dużo pieniędzy, albo robili na szybko, albo jeszcze nie wiem co. We Wrocławiu nie jest łatwo coś dobrze nagrać :) Nie mam pojęcia :) Ale faktycznie live jest nieźle. Mieszkam we Wrocławiu i widze, że graja w przyszłym miesiącu. Wpadnę i zobaczę - może coś nowego napiszę tutaj :)
OdpowiedzUsuńPrawda jest taka że we Wrocławiu ciężko nagrać gdzieś cokolwiek dobrego ... Nie lubię porównań ale może w takiej " popitolonej Warszawce " mieli by lżej ... Osobiście znam gitarzystę z tego zespołu i z tego co widzę jeśli reszta zespołu nie będzie grać gorzej od niego to za jakiś czas powinna być poprawa ( acha i jeszcze jedno : warto częściej słuchać " live " ) ;-P ;-D
OdpowiedzUsuńJa tam ich nie znam, ale mają profil na youtube. Całkiem inaczej to brzmi i jakoś więcej kawałków :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=lNFfmySC-JE
OdpowiedzUsuń!