25 grudnia 2010
L.Stadt: EL.P (Mystic, 2010)
This record should be played louder.
Debiutu L.Stadt powinniśmy słuchać głośno. Drugiej płyty jeszcze głośniej. To jeden ze smaczków do odkrycia przez fanów zespołu z Łodzi. Drugi to – okładka. Nie, nie ta, którą widzicie powyżej – ta właściwa, dowcipnie nawiązująca do pierwszej. Również oprawa graficzna albumu to mrugnięcie okiem do słuchaczy znających „jedynkę”.
Czy coś się zmieniło w muzyce łodzian od czasu rewelacyjnego zestawu wydanego w 2008 roku? Oprócz tego, że wciąż są to krótkie, przebojowe, pomysłowe piosenki – słychać wyraźniejsze ciążenie w kierunku klasycznie rozumianej muzyki rockowej z lat 60. i 70. Więcej tu przesterowanych gitar, mocnej perkusji i szorstkiego brzmienia, mniej za to klawiszy i syntetyków. Pozostał świetny, jeden z lepszych na krajowym podwórku męskich wokali Łukasza Lacha i zdumiewająca umiejętność tworzenia przez niego zapamiętywalnych refrenów z pozornie zupełnie niechwytliwych motywów.
Zaczyna się to wszystko od flirtu z new romantic w Death Of A Surfer Girl. Potem zespół rusza penetrować bardziej rockowe rejony. W Fashion Freak i Smooth to właśnie gitarowy riff i motoryka sekcji rytmicznej odgrywają zasadniczą rolę. Na wysokości Ciggies robi się megaprzebojowo za sprawą melodii, której trudno się oprzeć. Charmin/ Lola to już prawdziwa jazda bez trzymanki – hipnotyzujący rytm i genialny drugi plan wypełniony całą masą podniecających każdego muzycznego fetyszystę detali. Zresztą nie tylko w tym nagraniu L.Stad pokazują, jak wiele pomysłów są w stanie upchnąć w krótkim rokendrolowym kawałku. Mumms Attack to mój numer jeden na liście – pomysł z zaangażowaniem szkolnego chóru do odśpiewania refrenu, szalone jazdy pianina, mocno bity rytm – tego utworu nie sposób nie polubić od pierwszego usłyszenia. Panowie potrafią też zwolnić: w ślicznie brzmiącej Puppet’s Song No. 1 robi się nastrojowo, a Sun mógłby być jednym z kawałków Damona Albarna (fantastyczny akustyczny początek i oszałamiające bogactwem pomysłów rozwinięcie). W wieńczącym płytę Jeffie zespół pozwala sobie na śmielsze eksperymentowanie z formą, serwując całkiem porządną ścianę hałasu.
To bardzo dobra płyta – druga bardzo dobra płyta L.Stadt. Szkoda, że rozczarowująco krótka – zaledwie dziewięć piosenek po prawie dwóch latach czekania? Jako fan czuję się więc jednocześnie zawiedziony i zaspokojony. [m]
Puppet’s Song No. 1:
Strona zespołu: http://www.lstadt.com/
Przeczytaj też: L.Stadt: s/t, Fonovel: Fonovel EP
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
Wszystko się zgadza, tylko proszę mi wyjaśnić, które numery na pierwszej płycie były przebojowe ??? Pierwsza płyta miała fajne brzmienie i aranże, ale melodii czy przebojów tam na pewno nie było.
OdpowiedzUsuńWszystkie: od nr 1 do 13 :)
OdpowiedzUsuńL. Stadt wiadomo jak na polskie podwórko to w miarę trzymają poziom, choć z tą przebojowością to fakt słabo. Moim zdaniem to taki zespół na 5/10, średniaki po prostu
OdpowiedzUsuńPierwsza płyta to tylko ew "Londyn". Świetna produkcja, ale poza w/w nic w głowie nie zostaje. Mnie płyta nr 1 po prostu męczy. Nr 2 jeszcze nie słyszałem.
OdpowiedzUsuńTym razem trzymam stronę WAFP. Pierwsza płyta jest świetna, poza... Londynem - beznadziejny kawałek napisany pod polskie radio.
OdpowiedzUsuńbrak wam przebojów? proszę bardzo
WAIT - wspaniała piosenka, Velvet, Superstar, Akademia, Go now, każda ma świetne aranże wokalne i subtelne melodie... a kawałek "ciggies" to mega przebój. Dziwie się ze taki zespól można uznać za średniacki... a inne zespoły które zostały opisane na tym blogu za zjawiskowe. Ten zespól to absolutna czołówka polskiej sceny, poza absolutnym wyjątkiem - piosenka Londyn.
Musze posłuchać nowej płytki:)
najlepszy band w kraju i możecie mnie obrzucic teraz gownem, ale tego faktu nie zmienicie.
OdpowiedzUsuńdziwny to band ten L.Stadt , nigdy nie nalezal ani nie bedzie nalezal do 10 moich ulubionych kapel , nawet do 10 moich ulubionych polskich kapel , mimo tego ze te 2 plyty sa mega solidne , i uwielbiam je sluchac , kto mi to wytlumaczy??
OdpowiedzUsuńPS. plyta skandalicznie krotka , SKAN DA LI CZNIE
mam to samo co kolega powyzej.
OdpowiedzUsuńmoze chodzi o to, ze rzemieslniczo sa w porzadku, ale gdzies czuje sie falsz miedzy liniami. Nie falsz w nutach. Falsz w calosci, czego przykladem jest wlasnie Londyn, napisany pod lkajace dziewczeta, trywialny i grafomanski.
Wg mnie ten zespol jest po prostu pretensjonalny. i to mnie odrzuca.
To samo mam w stosunku do Dejnarowicza. Z ta roznica, ze LStadt gra dobrze, a D. raczej srednio.
Londyn to bardzo dobry numer, wcale nie napisany pod nikogo, tylko jest efektem przypływu weny - napisanie dobrego tekstu w języku polskim jak ktoś nie jest poetą zdarzyć się może raz w życiu. A koncertowo chłopaki powalają.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o nową płytę to przede wszystkim nagrana została zajebiście, ale jakoś mnie jako całość nie przekonuje...kto wie może to wymaga czasu..tylko kto go teraz ma;)
anonimowy, proszę cię, nie rozśmieszaj mnie z tą weną ;)
OdpowiedzUsuń"Nie wytrwam miesiąca czy dwóch
Dlatego już teraz proszę - wróć!
Ta zazdrość nie minie
Przecież nigdy nie byłem w Londynie... "
Ostatnie dwie linijki to poezja czystej wody. Miał gość wenę, nie pogadasz. coś jak:
W kinie w lublinie, kocham cię!
w metrze i swetrze, kocham cię!
Niech w LStadt piszą po angielsku. lepiej im to wychodzi.