24 grudnia 2010

Paula & Karol: Overshare (Lado ABC, 2010)


Na profilu Bandcamp, gdzie można posłuchać płyty, jest jedno zdjęcie. W tle kontrowersyjna budowla, nieciekawa aura, mglisto i pewnie dość zimno, a nasi bohaterowie stoją przyjacielsko przytuleni do siebie i bezczelnie się uśmiechają na przekór brzydocie za plecami. To właściwie cała prawda o Pauli i Karolu.

Ten duet nie ma szans na sukces w Polsce. Rozejrzyjmy się dookoła. Ktoś, kto jest wiecznie uśmiechnięty, pogodny, potrafiący się cieszyć z rzeczy błahych, życiowe potknięcia kwitujący żartem, zawsze służący dobrą radą i ciepłym słowem... jest podejrzany! Pewnie ma kupę forsy, pracę po znajomości i lekarzy w rodzinie skoro może pozwolić sobie na niefrasobliwą szczęśliwość. W Misiu Stanisława Bareji jest scena z wesołym Romkiem, w której facet z rozbrajającą szczerością wyznaje, jak mu to jest dobrze w życiu, za co w zamian dostaje ciętą ripostę, że wkrótce mu wszystko odłączą i przestanie wkurzać ludzi swoim szczęściem. Podobnie jest z Paulą i Karolem. To dwoje przesympatycznych ludzi, pełnych afirmacji życia, którzy swój optymizm starają się przekazać poprzez muzykę.

Overshare to na pierwszy rzut oka taka niby-muzyczka. Jakieś dzwoneczki, skrzypce, plastikowe klawisze i ogniskowe refreny. Ale jeśli na EP-ce Goodnight Warsaw zespół dał się poznać jako spece od nienachalnych, zwyczajnych piosenek lejących miód w serce, to pełnowymiarowy debiut jest już naznaczony urokliwą naturalnością, która wbrew tytułowi nie powoduje przesytu. Gdyby ktoś spytał jak mogłaby wyglądać muzyka płynąca prosto z serca, to można mu wręczyć egzemplarz Overshare.

Płyta aż kipi od nośnych melodii. Jeden z najjaśniejszych punktów płyty, Community (Things To Be), urzeka kapitalnym refrenem i typowo ogniskową zwrotką. House Into A Home powinien trafić do muzycznego Panteonu za najbardziej pomysłową zmianę klimatu, jaką dane mi było ostatnio słyszeć. Pierwsza część to kojąca ballada, zagrana z wyczuciem i wprowadzająca z błogi nastrój. Ale gdzieś tak na wysokości połowy kawałka dzieje się coś niesamowitego. Zespół rusza z kopyta i duet wyśpiewuje tak epicki zaśpiew, że fałszuję razem z nim tytuł piosenki. I nie szkodzi, że nie lubię country, które tu bezpardonowo wygląda zza każdego utworu. Przecież takie Ontario poraża swoją intensywnością! Tego songu nie powstydziłby się sam Will Oldham! Calling to klasyczny road-song, a w This Is Country słychać ślady gospel. Pozytywnym zaskoczeniem jest nowa wersja Goodnight Warsaw. Utwór nabrał dostojeństwa i ciekawej barwy. Ale żeby nie było za fajnie – Mother’s Stew jest zauważalnie gorszy. Oryginał jest nie do ruszenia i w tym przypadku sprawdza się reguła, że lepsze jest wrogiem dobrego. Kwękam także na mdłą elektronikę w Brush It Off, chociaż to krótkie uczucie - wokale rozczulają tak samo jak w dziewięciu wcześniejszych propozycjach.

Doprawdy nie wiem, co wpływa na dobre samopoczucie muzyków. Mieszkają w kraju, w którym nawet gdy jest lato, to gryzą komary. Wydają płytę, do której muszą dopłacić. Raczej nie trafią do telewizji śniadaniowych. Nie dla nich rozkładówki błyszczących magazynów, Bohdan Gadomski nie przeprowadzi z nimi wywiadu. I po co tu żyć? Chyba tylko po to, żeby mieć świadomość, że ktoś ileśtam kilometrów dalej odsłuchując Overshare jest tak samo autentycznie szczęśliwy. I nawet jeśli gdzie niegdzie przebijają się nuty goryczy i melancholii, to tylko dobry znak. Tak to już jest z ludźmi pozytywnie zakręconymi, że swoje gorsze chwile wolą przekuć w fascynującą formę niż popaść we frustrację. [avatar]

Przesłuchaj cały materiał:



Strona zespołu: http://www.myspace.com/paulaikarol

9 komentarzy:

  1. Ich Epka w ogóle mnie nie wzruszała. Niespecjalnie też rozumiem natężenie aż tak pozytywnych recenzji (tak samo miałem z resztą z Kystem) albumu.

    Mam z nimi problem, bo z jednej strony nie mogę im odmówić jakiegoś uroku (szczególnie występ na offsesji był udany), z drugiej jednak kompletnie nie kumam skąd aż takie zachwyty.

    No cóż, może poprostu ponury ze mnie człowiek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam podobne odczucia. Nie kumam tych zachwytów. Ta para zerżnęła image od Matt&Kim, muzyka grają inną niż Amerykanie, ale jest to całkiem zwyczajna muzyka. Czasami mam wrażenie, że w Polsce wystarczy zagrać na bębenku i cymbałkach, uśmiechnąć się i już się jest odkryciem sezonu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fakt, że czasem wystarczy, ale czy o to chodzi ? Dla mnie takie duety, to szukanie na siłę oryginalności, żeby tylko nie być posądzonym o odtwórczość. "Będę oryginalny i zagram indiefolkowe numery na harmonijce i patykach z lasu".

    OdpowiedzUsuń
  4. Są złe i dobre zespoły grające indiefolkowe numery na harmonijce i patykach z lasu (dotyczy to każdego innego gatunku). Ludzie z WAFP uważają, że Paula i Karol są dobrym zespołem grającym indiefolkowe... itd. Ja także tak uważam.

    OdpowiedzUsuń
  5. wydaje mi się ze sa zespoły których siła jest w graniu live i do takich właśnie zalicza się paula i karol. płyty nie włączę, na koncert pójdę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jako że najbardziej lubię pozytywną muzykę, dla mnie "Overshare" jest płytą roku. (razem z "Blanikiem" Indigo Tree)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ich koncerty są dramatycznie słabe oni kompletnie nie potrafią grać i nie mają zielonego pojęcia co to jakiekolwiek poczucie rytmu:/

    OdpowiedzUsuń
  8. Dla mnie w muzyce liczy się to "coś" więcej niż poprawność wykonawcza. Zespół może grać krzywo ale z polotem i z zaraźliwą pasja i to moim zdaniem się liczy. Na scenie punk/hc takich zespołów było kilka i bardzo je lubiłem:)

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni