11 grudnia 2010
Smolik: 4 (Kayax, 2010)
Na Smoliku można polegać jak na Zawiszy. Jego nazwisko na okładce gwarantuje światowy poziom produkcji i zestaw przyjemnych w odbiorze, odprężających melodii.
Nie inaczej ma się sprawa z Czwórką. Dziesięć kompozycji, wyraźnie inspirowanych popem lat 70. (Serge Gainsbourg musi należeć do ulubieńców Smolika) oraz jego współczesną patynowaną wersją (ciekawe czy Smolik też zakochał się w piosenkach Charlotty Gainsbourg i Becka?) - czarujących sugestywnym, głębokim brzmieniem retro. Są tu zamszowe basy, miękkie przejścia perkusji, efektowne entrée smyczków czy instrumentów dętych i, przede wszystkim, stylowo śpiewający wokaliści. Andrzej Smolik jak zwykle trzyma rękę na pulsie i zaprosił do śpiewania na swojej nowej płycie aktualnie najbardziej pożądane wokalistki. Jest tu więc modna i ciągle jeszcze niewyeksploatowana artystycznie Gaba Kulka, jest aktorka piosenkarka Emmanuelle Seigner, jest Natalia Grosiak (DigitAllLove, Mikromusic). Do tego znane już z wcześniejszych wydawnictw Smolika Mika Urbaniak i Kasia Kurzawska. Oprócz pań wokalnie udzielają się panowie, a wśród nich „etatowy” śpiewak Smolika, Sqbass oraz niezwykle tajemniczy Jao T. de Sousa i Ker Fox.
Wszystko zaczyna się od S.O.S Songs z udziałem Gaby Kulki – numeru, który mógłby posłużyć do zilustrowania starego filmu sensacyjnego produkcji brytyjskiej, Świętego czy Bonda. Ta sama elegancja, buta i pewność siebie, a przy tym zachwycające lekkością melodie, co w przypadku otwierających te filmy tematów. Równie dobre wrażenie robią kolejne dwie piosenki: Not Always Happy, delikatnie zaśpiewana przez Jao T. De Sausę w starym dobrym smolikowym stylu, i Memotion, w której Mika Urbaniak z urokiem Amelii nakłania do policzenia do dwunastu. Na tle tej trójki gwiazda płyty, Emmanuelle Seigner, wypada dość blado – to jednak nie to samo, co alternatywne gitarowanie z zespołem Ultra Orange. Nie zawodzi soulowo zawodzący Victor Davies (V Girl), ale i tak wśród panów rządzi Sqbass, który swoim niesamowitym głosem ozdobił kapitalną kompozycję Pirat Song. Niezwykle intymnie, a przy tym patetycznie (nie wiem, jak oni tego dokonali) wypada zamykający album L.O.O.T.T. Kera Foksa.
To płyta właściwie bez słabych punktów. Każdy utwór ma swoje klasowe momenty, w każdym znajdziemy dla siebie jakiś zachwycający detal. Prawda jest taka – Smolik nie wypuszcza w świat słabych kawałków. A że niektórzy zarzucają mu, że wciąż nagrywa tę samą nudną piosenkę? Mam to gdzieś – raz na kilka lat chcę to przeżyć na nowo. [m]
Pirat Song:
Strona artysty: http://www.myspace.com/smolik
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
Grudniowa Machina 'naprowadziła' mnie na fajny trop dotyczący okładki:)
OdpowiedzUsuńhttp://www.ephotozine.com/exhibition/david-bowie---the-london-years--1947---1974--3054