Jakiś czas temu popełniłem tekst podsumowujący moje obserwacje na temat działań podejmowanych (lub nie) przez zespoły w celu zaistnienia na rynku muzycznym. Minęły 3 lata, czas zatem zweryfikować podane w nim sposoby na autopromocję.
Twoja wizytówka w internecie. Kiedyś obowiązkowo był to profil na Myspace, obecnie raczej stawiałbym na Facebook (daje możliwość błyskawicznego poinformowania fanów o wydarzeniach związanych z zespołem) i Bandcamp. Ten drugi to swego rodzaju wersja light Myspace poszerzona o możliwość sprzedawania muzyki. Dobrze jest też stworzyć swój kanał na Youtube lub Vimeo (zapewniający świetną jakość audio i wideo), gdzie będziecie prezentowali swoje teledyski (niekoniecznie profesjonalne), nagrania z koncertów czy choćby fragmenty prób. Fani to lubią.
Własna strona? Nie jest już potrzebna, jeśli posiadacie profil na Facebooku i Myspace/ Bandcampie. Chyba że planujecie udostępniać swoją muzykę na większą skalę, wtedy własny kawałek serwera może się przydać.
Wykorzystanie forów dyskusyjnych do promocji zespołu. Fora powoli zamierają. Rozmowy przenoszą się do Facebooka, a większość serwisów piszących o muzyce wprowadziło system komentowania artykułów, co spowodowało, że ich fora praktycznie umarły (ale taki Porcys nadal nie ma komentarzy pod tekstami, więc forum żyje). Można chyba pokusić się o stwierdzenie, że spamowanie na forach nie ma dziś większego sensu.
Wizualizacja zespołu. Wbrew pozorom ważna sprawa. Tu śmiało możemy zajrzeć do tekstu sprzed trzech lat i powtórzyć za nim:
- zdjęcia zespołu. Daj szansę blogerowi/redaktorowi wybrać takie zdjęcie, które będzie pasowało do jego strony. Zabezpiecz przynajmniej kilka różnych fotek, najlepiej takich, na których są wszyscy członkowie zespołu. Nie musisz przeprowadzać kosztownej sesji na Zamku Książąt Pszczyńskich czy w Hotelu Mariott, wystarczy parę ujęć z koncertu czy choćby spaceru po okolicy. Nie traktuj tego jako „natrętnego lansu”, tylko jako ułatwienie dotarcia do twojego zespołu dla ludzi z branży, ale też jako kolejny element zbliżenia się do fanów. Oni chcą cię lepiej poznać!
- plakaciki, banery i inne graficzne duperele. Wbrew pozorom jest to bardzo ważny element marketingowy. Warto pomyśleć o jakiejś wizualizacji muzyki zespołu. Stwórz logo, którym będziesz się „podpisywać” na plakatach czy banerach. To pomoże fanom zapamiętać nazwę i skojarzyć ją, kiedy „na mieście” pojawią się zapowiedzi koncertów. Współpraca z grafikiem, który w każdej chwili stworzy plakacik do powieszenia na twojej lub zaprzyjaźnionej stronie, to ważna sprawa. Sama informacja tekstowa to dziś za mało. Plakat musi mieć w sobie coś, co przyciągnie wzrok. No i na koniec banery – pomyśl o stworzeniu kilku wariantów: dużych, małych, dynamicznych, statycznych. Zaproponuj wymianę banerów zespołowi, który gra podobną stylistycznie muzykę, zareklamuj się na serwisach muzycznych. Zwykle możesz liczyć na życzliwość prowadzących takie serwisy i darmową reklamę.
Własny label? Osoby obrotne, wizjonerzy, świetni organizatorzy powinni pomyśleć o takiej formie promocji swojej muzyki. Założenie netlabelu („wytwórni” działającej tylko w Sieci) może być punktem zwrotnym w waszej karierze, jeśli umiejętnie wykorzystacie ten fakt marketingowo. Przykład labelu Brennnessel pokazuje, że w całkiem krótkim czasie można wykreować całą scenę muzyczną i skutecznie promować wykonawców w niej zrzeszonych. Stąd już tylko mały krok do założenia „poważnej” wytwórni, wydającej płyty na fizycznych nośnikach (trzymam kciuki za Wytwórnię Krajową, założoną przez muzyków Nerwowych Wakacji).
Press pack. W skrócie – zestaw podstawowych informacji o zespole, przeznaczony dla dziennikarzy. Musi w nim być informacja tekstowa o zespole wraz z adresami www, przynajmniej jedno, a najlepiej kilka dobrej jakości (dużych) zdjęć zespołu, próbki dźwiękowe, najlepiej w postaci przynajmniej dwóch utworów w mp3. Nie należy jednak przesadzać z ilością materiałów i wielkością „paczki”. Zapchanie komuś skrzynki mailowej 50-megową wiadomością może być zarazem początkiem i końcem kontaktu. Press pack może oczywiście występować w postaci „analogowej” – papieru i płyty CD.
Egzemplarz promocyjny. Za tym magicznym sformułowaniem kryje się specjalnie przygotowana wersja przedpremierowa płyty, wysyłana przez wydawcę do recenzentów. Zwykle jest to płytka bez poligrafii lub z poligrafią roboczą (zamiast całej książeczki tylko strona pierwsza okładki + podstawowe informacje o albumie i zespole). Uboższa wersja albumu jest dostępna dla dziennikarzy przed premierą rynkową, dzięki czemu mają oni czas napisać recenzję na wyznaczony termin. Jeśli wydawcy zależy na szumku w dniu premiery, musi zainwestować w taką wysyłkę. Co jednak w przypadku, gdy zespół wydaje album samodzielnie, za własne pieniądze? Czy zdecydować się na - kosztowną przecież – wysyłkę gratisów do potencjalnych autorów recenzji? O tym w następnym punkcie.
Gratisy? Tak, ale z głową. Najpierw stwórzcie listę stron/blogów/pism, które znacie na tyle dobrze, że chcielibyście zobaczyć w nich opinię o waszej okupionej wieloma wyrzeczeniami pracy. Następnie wyślijcie do nich maila z pytaniem, czy są zainteresowani napisaniem recenzji oraz w jakiej formie dostarczyć im płytę: fizycznej czy elektronicznej. Jest wielu recenzentów zbieraczy, dla których CD w ładnym pudełku stanowi swego rodzaju fetysz. Zwłaszcza gdy jest to darmowe CD w ładnym pudełku. Są też tacy – i ja do nich należę – dla których forma nie ma większego znaczenia. Liczy się muzyka, a nie opakowanie. Oni z pewnością wybiorą nieuciążliwą dla zespołu i praktyczną dla siebie wersję elektroniczną. W tym przypadku odpada oczekiwanie na przesyłkę i kolejna praca, czyli konwertowanie albumu do formatu cyfrowego (mp3 lub flac). To jest nieuniknione (niektórzy muzycy wychodzą z założenia, że jeśli wyślą recenzentom płytę w postaci fizycznej, to nie trafi ona do internetu, gdzie każdy pobierze ją sobie za darmo – całkowita bzdura!), ponieważ płyt słucha się z przenośnych odtwarzaczy i dzieli się nimi z innymi członkami redakcji, których obowiązuje podział zadań. Jeśli więc dostanę CD od zespołu X, to najpierw muszę je zripować, spakować i wysłać na odpowiedni serwer, z którego udostępnię płytę na przykład [avatarowi], który akurat taką muzykę najlepiej u nas czuje. Tylko od naszej woli zależy, czy płyta trafi do sieci czy zostanie tylko na naszych komputerach. Ale spokojnie – nie trafi.
Wniosek z tej przydługawej opowieści: zawsze dajcie możliwość wyboru wersji płyty. Wersja elektroniczna jest wygodniejsza dla recenzenta i nie obciąża zespołu kosztami wysyłki i egzemplarza. Dzięki temu może też trafić do większej liczby recenzentów, a co to oznacza, chyba nie muszę tłumaczyć.
A jeśli lubisz się dzielić? Macie coś i chcecie to dać za darmo waszym (przyszłym) fanom? Sprawa jest prosta: wysyłacie płytę w wersji elektronicznej do serwisów, które umożliwiają ich pobieranie i... już. Jest szansa, że ktoś ściągnie i polubi waszą muzykę. Na WAFP mamy specjalny dział, w którym odważny eksplorator znajdzie dziesiątki interesujących tytułów za darmo i całkowicie legalnie.
Pchaj się do radia. Wbrew obawom w erze Internetu radio nie tylko się nie kończy, ale wręcz rozkwita. Ciągle ma pozycję autorytetu, niektórzy dziennikarze-prezenterzy potrafią wywierać duży wpływ na rzeczywistość, promując wyłuskane przez siebie zespoły. Niektóre stacje mają możliwość rejestrowania nagrań w profesjonalnych studiach, dlatego warto starać się o wszelkiego rodzaju sesje czy koncerty. Dobre układy w radiu publicznym mogą zaowocować nawet podpisaniem kontraktu na wydanie płyty. Gra jest warta świeczki, więc jeśli macie coś do pokazania światu, nagrajcie to na płytę i wyślijcie do konkretnego redaktora – może zaprosi was do swojej audycji?
Unikaj nachalności. Jeśli już wysłaliście swoją płytę/demo dziennikarzowi/blogerowi, nie ślijcie co tydzień maili z pytaniem, jak się podoba i kiedy można się spodziewać recenzji – to tylko sprawi, że wasza płyta wyląduje na szarym końcu materiałów do przesłuchania i opisania. Nie proście też o „informację zwrotną”, gdy recenzja się ukaże. Sorry, ale kontrolowanie mediów to już wasze zadanie!
Przemyślenia zebrał [m]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
super!
OdpowiedzUsuń