23 kwietnia 2012

The Saturday Tea: This Is Over EP (wyd. własne, 2012)


Nienienie. To zdecydowanie nie jest koniec.

The Saturday Tea poznałem w roku 2007, kiedy to grali słabo. Ale mieli na koncie EP-kę z fajnym utworem Miss Break My Heart, który trafił na drugą część składanki We Are From Poland. Po czym słuch o grupie zaginął. Dwa lata później wrzucili na Myspace dwa nowe kawałki, które na pewno nie porażały niczym szczególnym, zwłaszcza że jeden z nich (The Girl From Planet Monday) eksplorował już wtedy ledwo dychający nurt dance punk. No i mamy rok 2012. Kawał czasu od debiutu. I nagle jak nie huknie, jak nie pierdolnie.

This Is Over to ten rodzaj EP-ek, który kocham najbardziej. To jak z Girls Overcome By Satan i Contra Contra. Już pierwsze przesłuchanie wywołuje ciareczki i myśl „okurwatojesto”. I to właśnie jest to, bo potwierdzają to jakże błyskotliwe spostrzeżenie kolejne odsłuchy. Coraz głośniejsze.

The Saturday Tea to obecnie zupełnie inny zespół. Brzmią potężnie i cholernie świadomie. Sześć utworów zarejestrowanych przez Nuta Cane’a (kto zacz?) i zmiksowanych przez Michała Kupicza dosłownie zabija intensywnością. Zwłaszcza piekielnie ciężki opener Hunted Dog, w którym jest miejsce na miarowe bębny i dziki wrzask wokalisty. Pięęęęknie. Wybrany do promocji numer Sculptures również nie pieści się ze słuchaczem. Brudne postpunkowe łojenie i wysilony wokal to coś, na co zawsze czekam z utęsknieniem. Przy czym numerowi nie brakuje oddechu pomiędzy coraz bardziej desperackimi spiętrzeniami. W Girl From Planet Monday (to nie żart, to ten sam utwór, co w akapicie nr 2, ale jakże inaczej wykonany!) posuwają się dalej grzejąc przesterowanego, sprzęgającego stonera. Jest moc! Gdyby ktoś zapomniał, że The Saturday Tea grali kiedyś przebojowo i „brytyjsko”, przypomni o tym Holy Island – rytmiczny, melodyjny numer z nabijanym jednym palcem pianinem i urokliwym tematem gitary. Szkoda, że panowie nie pokusili się o śpiewany refren, ale i tak jest miło.

Ostatnie dwa nagrania zaskakują. This Is Over potrafi oczarować melancholijnym akustycznym klimatem i lekką psychodelą jak ze starych płyt Pink Floyd (piękne, bardzo mądre rozwinięcie). A Wake to już totalny odlot. Pozornie nieskomplikowany instrumental ciągnie linię klawiszy, która urzeka jak buczący z daleka Trans-Atlantyk. Bardzo dojrzałe i – podkreślam po raz drugi – świadome granie.

Takie małe kwietniowe objawienie. Fani gitarowego grania mają kolejny powód do podjarki. [m]



 

 Strona zespołu: http://www.thesaturdaytea.com/

9 komentarzy:

  1. to w końcu this is the end czy over? (3 akapit...)

    OdpowiedzUsuń
  2. Over... Emocje, podjarka i błędy idą w parze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. niedlugo wszystkie mlode zespoly z wawy beda grac jak stwof (:

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebista płyta, dobrze się słucha już po raz trzeci.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bo w Warszawie teraz się napierdala. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja myślałem, że polski język jest na tyle bogaty ... Wychodzą Kapitany Bomby i tym podobne ... Ale spox, "żyj i daj żyć innym" to moja dewiza .. :]

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni