15 kwietnia 2012

Shadok: Shadok EP (Full Color Music, 2012)


Pamięta ktoś zespół Kr'shna Brothers? Nie szkodzi - większość kapel rockowego boomu lat 90. ubiegłego wieku pokryło się (słuszną bądź nie) patyną zapomnienia. O ciekawe wykopaliska z tamtego okresu tym trudniej, iż większość mniej znanych płyt ukazało się wyłącznie na kasetach magnetofonowych, a prawa autorskie i taśmy-matki zbyt często ginęły w niespokojnych czasach transformacji ustrojowej. Jednym z takich zespołów była grunge'owa Kr'shna Brothers. Tej grupie akurat się poszczęściło - w tym roku na półki sklepowe trafiły reedycje dwóch studyjnych płyt zespołu.

Ale to nie będzie tekst o Kr'shna Brothers. Skupię się na jednym z dwóch zdolnych muzyków wywodzących się z tejże kapeli. Tomasza Goehsa przedstawiać nie trzeba - KNŻ. Trochę mniejszą karierę zrobił Jarek „Shadok” Szydłowski. Przez te wszystkie lata nie porzucił zawodu muzyka, udzielał się to tu i ówdzie, przy okazji wymyślił riff do Artystów Kazika i wciąż obmyślał powrót na scenę. Ten nastąpił w 2010 roku wraz z singlem Love Noise nowo utworzonego składu Megga Yogga. A teraz doczekaliśmy się EP-ki sygnowanej ksywą muzyka. Biorąc za przykład przeróżne powroty po latach, można było się spodziewać, że Shadok kurczowo będzie się trzymał swojej muzycznej młodości, czyli grunge'u. W końcu na nim się wychował, zjadł zęby i spędził niezliczoną ilość godzin słuchając niegdysiejszych idoli. Ewentualnie powrót mogła naznaczyć jakaś dziwna hybryda, w której „dziadek” chciałby pokazać młodzieży, że wciąż jest pełen siły i wigoru serwując w jego mniemaniu nowoczesną muzykę. Nic z tych rzeczy.

Grunge na Shadok EP występuje w ilościach śladowych. Na siłę, powtarzam, na siłę, dopatruję się go w Paperman. Ale kawałek charakteryzuje już bardziej stonerowe myślenie, choć to tak naprawdę trzy minuty dobrego starego rock'n'rolla z nutą goryczy, szczyptą elektroniki, dobrą melodią i doskonałą sekcją rytmiczną. Gdyż EP-ka Shadoka jest bardziej indie niż niejednego współczesnego garażowego zespołu. Doskonałym przykładem jest Let It Go - takie granie znamy i kochamy od czasów Oasis i The Libertines. I nie ma znaczenia fakt, że Szydłowski zapewne czerpał w tym przypadku u źródła, czyli The Stooges. Mówiąc o utworze Love Noise należy zadać pytanie - który z muzyków grający od ponad dwudziestu lat potrafiłby nagrać coś tak świeżego? Tu wszystko jest doskonałe - melodia, dzwoneczki, bębny Goehsa... I ten bajkowy klimat przepięknie podbarwiany przesterami. Super rzecz.

Na EP-ce są też dwa kawałki instrumentalne, wskazujące na ciągoty ku bardziej eksperymentalnym formom. W żadnym stopniu nie należy traktować ich jak zapychaczy, ale jako dowód na wciąż otwarte głowy muzyków. Invisible, mimo że to głównie quasi-solówka, jest bardzo ładnie opakowana w dodatkowe ścieżki, które przyjemnie stopniują napięcie i budują fajną przestrzeń. Wayfaring Stranger part 2 to z kolei taki gitarowo-postrockowy dub. Warto wsłuchać się w kompozycję uważniej, by wychwycić pojawiające się znienacka partie basu, skrzypiec czy mrocznej perkusji.

Z kim podpisałeś cyrograf, Shadoku? Gdzie twój portret Doriana Graya? [avatar]





Strona zespołu: http://www.shadokmusic.com

PS. Gwoli wyjaśnienia - wersja Love Noise, którą dostaliśmy do zrecenzowania, różni się dość wyraźnie od tej umieszczonej w odtwarzaczu pod recenzją i została opatrzona podtytułem "alternative version", stąd możliwe rozbieżności z opisem. Wersja alternatywna jest bardziej "dzwoneczkowa" :) [m]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni