13 kwietnia 2012
The Washing Machine + Drekoty + StarFak Acidbrother – Chorzów, ChCK, 11.04.2012
Organizatorowi cyklu Inne Granie przyświeca najwyraźniej jeden nadrzędny cel: ma być różnorodnie. I tym razem wieczór w Chorzowskim Centrum Kultury dostarczył całego spektrum doznań.
Rozpoczął enigmatyczny duet o nazwie StarFak Acidbrother. Transowe instrumentalne utwory generowane przez zestaw syntezatorów, przetworników dźwięku i gitarę elektryczną na równi irytowały co wciągały. Wciągały, gdy pojawiały się jakieś zalążki opowieści, a utwory ciążyły ku shoegaze’owej, obciążonej mocnym basem, pełnej sprzężeń jazgotliwości. Irytowały, gdy plastikowy podkład ozdabiały girlandy absurdalnych piskliwych efektów. Dość zabawnym momentem była próba nakreślenia fabularnego tła jednej z kompozycji przez lidera zespołu – dowiedzieliśmy się, że StarFak Acidbrother interpretują mitologię grecką w podobnym stylu co twórcy takich filmów jak 300 czy Starcie tytanów. Warto też wspomnieć, że gitarzysta dobrych kilkanaście minut spędził na klęczkach, manipulując przy efektach i zamiast tradycyjnych dźwięków gitary wydobywając z nich całe serie kosmicznych odgłosów. W sumie było fajnie, choć repertuar StarFak Acidbrother sprawiał wrażenie mało spójnego i przemyślanego.
Drekoty to już znacznie bardziej rozpoznawalna formacja. Dziewczyny rozpoczęły od tytułowego utworu z EP-ki Trafostacja, potem były Poddania i dynamiczne Oścież. Główną wokalistką jest obecnie Zosia Chabiera, która gra również na cymbałkach i skrzypcach. Magda Turłaj, grająca na klawiszach, czasem zamieniała się miejscami z Olą Rzepką (w utworze bisowym zagrała nawet na perkusji). Początek koncertu jakoś mnie nie przekonał, coś drgnęło dopiero po Masłem i kolejnych piosenkach z przygotowywanej właśnie debiutanckiej płyty. Właśnie po Masłem dziewczyny wyraźnie dostały jakiegoś wewnętrznego kopa i zaczęły się coraz bardziej rozkręcać, a każdy następny numer brzmiał jeszcze lepiej. Zapowiada się bardzo ciekawa, urozmaicona stylistycznie płyta – będzie na niej lirycznie, punkowo, elektronicznie, awangardowo, a czasem nawet smooth.
Nie da się ukryć, że gwiazdą wieczoru byli The Washing Machine z Łodzi – świadczył o tym zdecydowany wzrost frekwencji na widowni. Chłopcy są jeszcze świeżo po wydaniu długogrającego debiutu i widać było, że ciągle ich ten fakt cieszy. Z drugiej strony mieli materiał już na tyle dobrze ograny, że w żadnym momencie nie miało się wrażenia, że coś im nie wychodzi. Nowy drugi gitarzysta (obsługujący też syntezator) Adrian Szymajda, początkowo nieco wycofany, odstający od zespołu, w trakcie koncertu rozkręcił się i również zaczął dobrze bawić.
Dobra zabawa to słowo klucz w stosunku do muzyki The Washing Machine. Trudno nazwać ich muzykę odkrywczą, ot dziarski, brytyjski dance rock, ale tu nie liczy się nowatorstwo, tylko rokendrolowa energia i siła przebicia, które poderwą publikę. To się chłopakom bez żadnych wątpliwości udało. Od początku do końca jechali ostro, serwując przebój za przebojem. Yeah Yeah Yeah, C’mon C’mon, Want You Babe, Dead Disco czy wreszcie entuzjastycznie przyjęte The Hallow i fanki skaczące pod sceną (przypominam, że w sali znajdują się wygodne fotele). Bardzo podoba mi się styl sceniczny The Washing Machine – widać, że odrobili lekcję, odgapiając to, co najlepsze u angielskich kolegów. Na scenie cały czas coś się działo, nawet gdy piosenka wymagała dłuższego przestrojenia gitary przez lidera Łukasza Drewniaka, jego koledzy nie sterczeli jak przysłowiowe kołki w płocie dłubiąc w nosie, tylko serwowali sympatyczne, na pół wyreżyserowane, na pół improwizowane przerywniki muzyczne, w których prym wiódł basista Krzysztof Drewniak. Osobny pean muszę poświęcić perkusiście Robertowi Boczkowskiemu, który nie tylko szalał za zestawem bębnów i talerzy jak dzikie zwierzę, ale też wspierał wokalnie Łukasza i zagadywał do publiczności. Poradził sobie też z awarią werbla, po której zresztą nastąpił moim zdaniem najlepszy moment koncertu, czyli brawurowe wykonanie Watch Out ze świetną partią slide Adriana.
Były i niespodzianki. Zespół wykonał piosenkę z polskim tekstem, która nie weszła na album Into The Sun – offspringowe w klimacie Wszystko. Był i cover... Kryzysowa narzeczona!
Kolejny udany wieczór w ChCK. Z niecierpliwością czekam na spotkanie w maju!
Tekst i zdjęcia [m].
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz