3 kwietnia 2012

Sinusoidal - Łódź, Bagdad Cafe, 22.03.2012


Wyjazdy służbowe bywają fajne. Jeśli da się bez szwanku wywinąć z poszkoleniowego afterparty, to i na koncert można wpaść. Tym razem się udało, szczególnie, że duet Sinusoidal wystąpił dość blisko miejsca hotelowego.

Knajpka nawet sympatyczna, z ceglaną salką idealną na kameralne występy. Zespół rozstawił sprzęt o czasie, jednak właściwy występ zaczął się z półtoragodzinnym opóźnieniem. Nie wiem, jak wygląda sprawa z komunikacją miejską w Łodzi, ale domyślam się, że fani z dalszych dzielnic nie byli zadowoleni z perspektywy wracania nocnymi autobusami, zważywszy na fakt, że był to czwartek i w piątek rano trzeba było być na nogach. To taka mała sugestia do organizatorów, że zbyt długie opóźnianie koncertu, by przyszli wszyscy spóźnialscy, nie zawsze przynosi oczekiwany skutek.

Przyszło ok. 30 osób. Dość mało, zważywszy na fakt, że będzie śpiewać „dziewczyna z X-Factora”. Część osób siedziała na krzesłach licząc na kameralny występ; jakieś niedobitki nieśmiało bujały się pod ścianami. Publiczność może nie przypadkowa, ale o niekoniecznie kompatybilnych oczekiwaniach. O 22.30 na scenie pojawiły się trzy osoby. Składu oprócz Adrianny Styrcz i ukrytego za laptopem Michała Siwaka dopełniał człowiek grający na trąbce. Podobno był to wyjątkowo okrojony zestaw – zwykle duetowi towarzyszy nawet pięciu instrumentalistów. Jako tiro Sinusoidal dało radę, ale...

Zaczęli tak jak zaczyna się Out Of The Wall - od Hope. I już po kilku minutach była jasne, że drobniutka Styrcz jest nietuzinkową wokalistką. Głos mocny, intrygująca barwa, wyrabiająca z lekkością zawiłe linie melodyczne. Trochę się rozczarowałem przy Eternal, charakterystyczna „żaba” niestety poleciała z komputera. Podobnie jak pozostałe wokalizy i głosowe nakładki. No właśnie, granie we dwójkę/trójkę znacznie ogranicza możliwości zabawy w improwizacje i zmiany brzmieniowe - klimat narzucany jest przez bezduszny program. Chociaż... częste problemy techniczne z mikrofonem i zanikiem wokalu były dość fajnie tuszowane przez łebskiego trębacza. Facet w mgnieniu oka wykazywał się inicjatywą i zapuszczał maskujące partie. Publiczność nie była skora do zabawy, więc i sama Adrianna skupiła się na jak najlepszym odśpiewaniu kolejnych utworów. Raz próbowała rozruszać niemrawe towarzystwo każąc śpiewać refren Free. I tu ukazała się kolejna słabość koncertowa grupy - Sinusoidal w swoim repertuarze nie ma jeszcze żadnego nośnego przeboju, w rytm którego publika mogłaby podjąć wspólny zaśpiew. Dotychczasowe utwory są zbyt skomplikowane rytmicznie, wymagające wokalnie i nawet stosunkowo skoczny tekst Let yourself grow/ Let your soul flow nie przełamał bariery nieśmiałości.

Koncert trwał niespełna godzinę, gdyż wiele materiału duet jeszcze nie ma na koncie. Bardzo dobrze w wykonaniu koncertowym sprawdziło się dość dynamiczne Colours. O dreszcze przyprawił znany z EP-ki The One - narastające napięcie z emocjonalnym finałem na długo zapadło w pamięć. Zresztą, każda z kompozycji wypadłaby świetnie gdyby nie panujący w pustawej sali przeciąg, na który nie dało się nie zwracać uwagi. Sinusoidal jest wciąż młodym, początkujących składem. Potrafi w kilka sekund wytworzyć fajny klimat, ale jeszcze nie potrafi go utrzymać w mniej sprzyjającej scenerii. Ale wszystko przed nim. Ja w nich wierzę. [avatar]

Zdjęcie: Przemek Grzegorzewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni