28 września 2013
Lilly Hates Roses: Something To Happen (Sony Music Poland, 2013)
Jeszcze nigdy ogniskowe granie nie było tak fajne!
Kamila Durskiego dobrze znamy jako lidera altrockowego Living On Venus oraz prezentera poznańskiej wersji internetowego serwisu BalconyTV. Pracując przy nim napatrzył się na dziesiątki ściśniętych na niewielkiej przestrzeni zespołów, które mimo niewygód, odgrywały balkonowe wersje swoich reprezentatywnych kompozycji. Do spełnienia swojej wizji artysty mogącego zagrać zawsze i wszędzie zaprosił Katarzynę Gomolską. I tak narodziła się Lilia, u której zapach róż wywołuje grymas twarzy - duet, który udowadnia, że partnerem do dobrej piosenki jest przede wszystkim dobrze nastrojona gitara akustyczna.
Lilly Hates Roses często porównuje się do Pauli i Karola. Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Kasia i Kamil zdają się być przesympatyczni, tacy niewinni, nieskalani i niezmanierowani. Tworzą świetne melodie jedna za drugą i w idealny sposób rozdzielają między sobą obowiązki mikrofonowe. Główną rolę obstawia zazwyczaj Durski, ale to wejścia Gomolskiej mają największy ciężar emocjonalny. Najjaskrawszy przykład - łamiący się głos w Dead Deer, który jest w stanie stopić lód w każdym sercu. Choć siłą duetu jest przede wszystkim partnerstwo - tandem K&K rozwala harmoniami w każdej kompozycji. On mroczny, ona ponętna (Only A Though). On skrzywdzony, ona niczym walkiria odważnie pręży pierś (Bridges, Tickets and Old Relatives). Także momenty, kiedy mówią jednym głosem (All I Ever, Seatbelts) wywołują ciarki. Wszystkie te mruczanki, kołysanki, smarki, folki docierają do pierwotnej funkcji pieśniotworzenia. Opowiadają jakąś historię, tworzą chwilową aurę uczestnictwa w czymś niecodziennym i przetasowują we właściwe miejsca cywilizacyjne skrzywienia. Słuchając takiego Like A Boat, Like A Plane mam wrażenie, że każda czynność, rozmowa, wybór dokonany przez K&K ma większy sens od mojego, zwyczajnego i bezbarwnego...
Ale żeby być zupełnie fair w stosunku to Lilly Hates Roses: to, że Something To Happen jest tak dobre, to zasługa także (a może przede wszystkim) dźwięków drugoplanowych. I tu trzeba zwrócić na jeszcze jeden duet, tym razem producencki - Macieja Cieśka i Andrzeja Smolika. Każdy dodatkowy instrument, jaki pojawia się na płycie gościnnie, nadaje kompozycji zaskakującej głębi. Nieważne czy to są smashingpumpkinsowe klawisze (Something To Happen), country'owa harmonijka (Lost Kids) czy bardziej dynamiczna sekcja rytmiczna (Kto jeśli nie my?) - dobór gości świadczy o wyczuciu smaku. Dzięki temu piosenki uzyskały ciekawą głębię, bez poczucia pseudobarokowego przytłoczenia w pogoni za oryginalnością.
Coś się wydarzyło w życiu Kasi Gomolskiej i Kamila Durskiego. Coś bardzo dobrego. [avatar]
Strona zepsołu: https://www.facebook.com/LillyHatesRoses
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz