13 stycznia 2014

Beneficjenci Splendoru: Bóg, Honor, Mam Talent (Parlophone Music Poland, 2013)


Zdychajcie, Polaczki.

Powtarzajcie za mną nowy elementarz Polaka:

Jestem Żydem, jestem gejem, a w dodatku opalonym,
I nie klękam w niedzielę na zimnej podłodze.

No i co z tym zrobisz, patrioto malowany,
Co zamawiasz piwo gestem mało zabawnym?

Wykształciuchem, Wietnamczykiem, co ma kilka samochodów,
W kolorowym turbanie chodzę tyłem do przodu.

No i co zrobicie, najprawdziwsi z Polaków,
Co najbardziej się boją swoich własnych strachów?

Orzeł biały jest dzisiaj szary, posklejane ma pióra,
Orzeł biały, brakuje mu pary, bez kreski nie daje rady

Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy, słuchajcie Piłsudskiego,
Bo wąsy miał kręcone, lecz myśli proste i strugał je bejzbolem.
Bierzemy sprawy w swoje ręce”, tłumaczy chłopiec bez twarzy
Ekstra, lecz się od moich odpierdol, sam sobie świetnie radzę.
Od mego domu i mego łoża wara, voyeurzy mętni.
Zabierać swoje brudne łapska od tego, w co będę wierzył.
I mordy sobie nie wycieraj flagą biało-czerwoną,
Bo jej połowa też do mnie należy, harcerzu w brunatnym pancerzu.

Orzeł biały jest dzisiaj szary, posklejane ma pióra,
Orzeł biały, brakuje mu pary, bez kreski nie daje rady.
 

Teksty Marcina Staniszewskiego są jak wielki wycior wetknięty w twoje gardło. Porusza nim w górę i w dół, a ty, słuchaczu, czujesz jak przesuwa się w twoim przewodzie pokarmowym, by wywołać wytryśnięcie płynów ustrojowych przez wszelkie istniejące w ciele otwory. Rzygi, łzy, smarki, siki, sraka – wydalane z duszy Polaka.

Ciężko mi cokolwiek napisać o warstwie muzycznej trzeciej płyty Staniszewskiego, bo choć do jej stworzenia zaprzągł żywych ludzi tworzących zespół z prawdziwego zdarzenia, a wszystko to brzmi lepiej niż kiedykolwiek, to tak naprawdę mnie do szczęścia wystarczyłby mizerny bicik z casio i Staniszewski deklamujący swoje teksty. Teksty, które zabijają swoją precyzją, językową maestrią i siłą, z jaką uderzają - dosłownością i podtekstem, skojarzeniem i domysłem. Ja wiem, że Simlock jest fajną popową piosenką, że Ostrowski zajebiście wypadł w wypluwanym z wściekłością Mięsie armatnim, a Dziewczynka z ulotkami jest jak Tricky po polsku. Że basy lasują mózg, a bity rozmazują po ścianach. Jednak największą, masochistyczną przyjemność sprawia mi wsłuchiwanie się w słowa, delektowanie się ich mocą (do tego wcale nie potrzeba nadmiaru wulgaryzmów), masturbowanie się ich intelektualną dojrzałością.

To jest literatura, jakiej potrzeba polskiej muzyce. [m]


6 komentarzy:

  1. Boże, wybacz im, że tworzą pseudointelektualne gówno. A później je wysrają i znowu je zjadają. I tak dalej. Ten Staniszewski to jakiś bękart Marii Peszek i Kubusia Wojewódźkiego który przeżył nieudaną aborcję?

    OdpowiedzUsuń
  2. debil jakiś...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawa propozycja, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Płyta faktycznie bardzo dobra ale recenzent nie wyszedł jeszcze z gimnazjum.

    OdpowiedzUsuń
  5. teksty faktycznie ciekawe ale muzyka to ostra tandeta..

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, oi... krytyka boli... polecam dwie wcześniejsze płyty BS... może zrozumiecie, albo w sumie nie... ale próbujcie... bo warto... Moim zdaniem Marcin Staniszewski to najlepszy polski teksciarz XXI wieku (w XX wieku był nim Krzysztof Grabowski z Dezertera)... ale rozumiem, że hejt jest najprostszym rozwiązanie... czyli Polska...

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni