Mieszkający w Berlinie i wydający w tamtejszej wytwórni
poznanianin Maurycy Zimmermann niepostrzeżenie wchodzi do ekstraklasy klubowego
popu.
Otwieracz w postaci Open It może być nieco dla słuchacza
mylący – to instrumental odwołujący się do synthpopowej tradycji niemieckiej
elektroniki, ani zanadto przebojowy, ani specjalnie wymagający. Jupiter to już
skok na głęboką wodę piosenki pop. Tu już trzeba zadbać o wpadającą w ucho
linię wokalu, o zapamiętywalny refren. Mooryc wychodzi z tej próby zwycięsko –
piosenka przypomina dokonania solowego Iana Browna: podobny klimat, niski głos
wokalisty, nadające jej rytmu partie pianina i akordy gitary akustycznej. A
dalej jest jeszcze lepiej! Bless Me ukazuje szerokie spektrum inspiracji
najnowszymi trendami w muzyce elektronicznej. Trzeszczące, zaszumione tło,
efekty pełne pogłosów i niepowstrzymany, podrywający na nogi rytm. Podobnie
Powerless – technologiczny charakter zyskuje ludzkie oblicze dzięki pełnej
rozmachu partii fortepianu. Say No More – trudno w to uwierzyć, ale Maurycy
podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej, produkując tony smutku. Ten przemienia się w
otchłań w przygniatającym Limbo 2 – przypominając o najlepszych czasach
bristolskiej rewolucji.
Prawdziwym majstersztykiem jest utwór Fallin’ Free, w którym
na mechaniczny rytm nałożono brzmienie żywej (samplowanej?) perkusji, ze
wszystkimi jej przestrzennymi przeszkadzajkami i bębnami. Ciekawie wypadają też
dwa instrumentale umieszczone pod koniec Roofs – plemienne Limbo z podniosłym
klawiszem i najbardziej eksperymentalne, glitchowe Turtle, będące ukłonem w
stronę dawniejszej twórczości Mooryca.
Roofs słucha się doskonale, bo mimo tanecznego rodowodu to
jednak płyta do słuchania i kontemplowania. Z pewnością jeden z najlepszych
albumów ubiegłego roku – nie możecie go przegapić! [m]
Strona artysty: https://www.facebook.com/mooryc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz