7 stycznia 2014
T'ien Lai: Da'at (Monotype Records / Milieu L'Acephale, 2013)
Ziołkowej boskiej układanki element ostatni?
Wstyd przyznać, ale dopiero przy Da'at zaczynam „ogarniać” filozoficzno-koncepcyjny zamysł Kuby Ziołka. Do tej pory płyty Alamedy 3, Starej Rzeki, Innercity Ensemble traktowałem jako zamknięte całości, efekt nadaktywności tego muzyka. Ale to tylko zewnętrzna warstwa wielopłaszczyznowej ideologii brutalizmu magicznego. Wszystkie tegoroczne oblicza Ziołka to poszczególne twarze multi-projektu, którego pełny obraz można jedynie podejrzeć. Im więcej Ziołka na półce, tym obraz pełniejszy - ale czy skończony? Choć pewne elementy w twórczości Jakuba zdają się powtarzać, T'ien Lai rozszerza poznany wszechświat o kilka nowych planet.
Muzyczna wyobraźnia bydgoskiego artysty przypomina mi szalone wizje Alejandro Jodorowsky'ego. Oto bezkresny kosmos dźwięku - okrutny, barwny, fascynujący. Gdzie odległości nie mają znaczenia, a każda rzeczywistość przenika się, interferuje i wykrzywia zastany porządek rzeczy. Tak było z parną inkaską dżunglą na debiucie Innercity Ensemble, wampirycznym folkiem Starej Rzeki czy betonowymi krainami Hokei. Do T'ien Lai bardziej pasuje łatka harsch magiczny - elektroniczno-akustyczne drony Łukasza Jędrzejczaka i pana Ziołka łączą surowość brutalizmu z ambientową szorstkością. W tym wydawnictwie jest mnóstwo kluczy: począwszy od nazwy duetu (marka papierosów pojawiająca się na kartach powieści Phillipa K. Dicka) po wywodzący się z Kabały tytuł, na sugestywnej, szamańskiej okładce kończąc.
I można było kpić za nasz przypadkowy lapsus w recenzji Cienia chmury nad ukrytym polem, ale w ogólnej wymowie okazał się bardzo Ziołkowy w dziedzinie przenikania się sonicznych koncepcji. Przykład: proszę bardzo. Serca miast zatrzymują się - kilka minut białego szumu i fragmentów audycji telewizyjnych mutuje w niemiecką retro elektronikę i alternatywne zakończenie Broń nas ode złego. Jitron to kapitalny judaistyczny dron - z drugiej strony otrzymujemy druidzko-irlandzką Glorię. Każda wariacja jest możliwa, także ta, w której Nico spotyka The Velvet Revolver.
Nie ma sensu rozpatrywać Da'at jako oddzielne wydawnictwo. Ze wszystkich projektów KZ jest najmniej widowiskowe, pełne elektronicznego wiatru (ciężko przebrnąć przez jedenaście minut Tzimtzum III) i mruczących modulatorów. Ale jako kolejny element puzzli, które pieczołowicie zbieraliśmy w 2013 roku, dopełnia i tak już arcyciekawego świata. Otwartym pozostaje także inne pytanie - czy warto wciąż i wciąż rozbudowywać tę misternie konstruowaną filozofię? Podpowiedź niech da przestudiowanie katalogu Obuha. [avatar]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/tienlai26
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
...a wszyscy, którzy podnieśli kradzione, to kurwy. Tak jest, również ci wierni, kochani fani chodzący na każdy koncert, każde juwenalia, w ...
"Przypadkowy lapsus" ... w odróżnieniu od celowego :) Naprawdę nie musicie się już pogrążać.
OdpowiedzUsuń