25 stycznia 2014

Scoffers: Special Nothing (wyd. własne, 2013)


Trip hop nad Odrą.

Dotarcie do tej – uprzedzam fakty – znakomitej płyty nie było proste. Różowa okładka z grafiką i typografią kojarzącą się z lekkim punkiem dla skejtów, brak dostępności w oficjalnych kanałach dystrybucji (udało się w końcu na Allegro), śladowa liczba recenzji w internecie (spowodowana zapewne czynnikami 1 i 2) – wszystko to sprawiło, że album o przewrotnym tytule Special Nothing łatwo było w ubiegłym roku przegapić. A to byłaby wielka strata! Nadrabiamy zatem zaległości.

Kojarzycie trip hop? Wiem, średni żart, ale powiedzmy sobie szczerze, gatunek jest na wymarciu i co młodsi słuchacze mogli się na niego w ogóle nie natknąć. Portishead ledwie na chwilę przywróciło zainteresowanie nurtem, coś tam wydaje Tricky, Massive Attack czasem zagra koncert. Pozostali wykonawcy opatrywani kiedyś tą etykietką dziś grają pop. A tu proszę: Wrocław, Polska. Trip hop w rozkwicie!

Scoffers bardzo sprytnie połaczyli pomysły stare i sprawdzone z własną koncepcją brzmienia trip hopu AD 2013. Mamy tu klasyczne monotonne bity, dużo skreczy (na szczęście nie przytłaczają), a do tego sporo żywych instrumentów, z wybijającą się ponad zwykły ozdobnik rolą skrzypiec. To właśnie ten instrument nadaje muzyce Scoffersów pewnej oryginalności, by nie powiedzieć egzotyki. Partie zagrane przez anonimowego muzyka (sorry, ale na pudełku nie znajdziemy ani jednej informacji o składzie zespołu, strona na FB też nie ujawnia wszystkiego) przyprawiają o ciary w Boys, Joulie, Boring Game czy You. Ważną rolę odgrywają również gitary – domyślam się, że w koncertowym wydaniu jest ich jeszcze więcej niż na płycie. Czy to delikatne akordy, jak w You, uderzenia w struny akustyka w Joulie, czy rockowe riffy w Not Satisfied i Boring Game, nadają piosenkom odpowiedniego nerwu. No i mamy jeszcze Pony, wokalistkę, która z całkiem niezłym skutkiem stara się śpiewać „czarnym” głosem. Może zbyt często zdarza się jej wpadać w „efekt kaczki”, rozpowszechniony przez niejaką Tatianę Okupnik, ale to detal, nad którym nie warto się rozwodzić.

Oprócz w większości dość żywiołowych kompozycji, spore wrażenie robią te wolniejsze, mroczniejsze, wyraźniej odwołujące się do tradycji Bristol Soundu. Cudownie nastrojowe You i gęste jak smoła NAN to prawdziwe ozdoby Special Nothing. Ciekawie wypadają też piosenki zaśpiewane po polsku – tu na pierwszym miejscu wskazałbym nastrojowe Psy.

Warto dosłuchać album do końca, bo choć zwykle znajdujące się tam remiksy stanowią tylko zbędny dodatek, to w przypadku debiutu Scoffers alternatywna wersja Boys jest jednym z najlepszych nagrań całego zestawu. Podrasowane brzmienie, orkiestrowe sample – welcome to the nineties!

Special Nothing zmaga się wprawdzie z niedostatkami brzmienia (trochę brakuje głębi sekcji rytmicznej, a głos wokalistki jest zbyt wysunięty przed instrumenty), to i tak jest albumem bardzo udanym i wartym waszej uwagi. Do rocznych podsumowań już nie trafi, ale czymże one są jeśli nie zapisem ulotnej chwili? [m]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni