Czas na wyciszenie.
Poznanianka Zuzanna Matuszewska gra z nami w otwarte karty.
Jej idole to Fryderyk Chopin (łoj, jak odkrywczo), Yann Tiersen i Zbigniew
Preisner. Kurde, chyba wylądowała na niewłaściwym blogu. A może niekoniecznie
jest to pomyłka? Bo te skromne „piosenki” nie tylko pozwolą wam się na chwilę
oderwać od zgiełku codzienności, one naprawdę mają w sobie masę uroku i
lekkości. Będziecie do nich wracać nie jeden raz.
Otwierający minialbum Green to wymarzony temat
filmowy do filmów Kieślowskiego – zwiewny, ulotny jak mgiełka, pełen
słowiańskiego romantyzmu i wrażliwości. Black pozornie równie delikatny,
wykazuje się cięższą ręką pianistki, która potrafi mocniej uderzyć w klawisze. Yellow
zdaje się przywoływać najciekawsze dokonania Tori Amos. Mamy tu podobny, epicki
wręcz rozmach i tendencję do popadania w dramatyzm – znakomite! Red
znowu pobrzmiewa filmową nutą. Zdaje mi się, że motyw z finału powinien mi się
z czymś kojarzyć... spróbujcie zgadnąć. No i bonus w postaci Idols – tu
odczuwam pewne zaniepokojenie, bowiem Zuzanna sięga po elektronikę (bardzo
subtelną wprawdzie) i gitarę – na tle wcześniejszych „kolorowych” utworów ten
wypada nieprzekonująco.
Krótki skok w bok w zupełnie inny wymiar – jak wam się to
podoba? [m]
Strona artystki: https://www.facebook.com/ZuzanMatuszewska
Nie podoba sie.
OdpowiedzUsuńslabiutko, po takiej recenzji spodziewalem sie czegos znacznie lepszego
OdpowiedzUsuń