6 stycznia 2014

Psychocukier: Diamenty (wyd. własne / Nowe Nagrania, 2013)


Nagość! Wulgarne teksty! Libacje! Nihilizm! Diamenty! Przeczytaj sensacyjną recenzję nowej płyty skandalizującej grupy Psychocukier! Tylko na WAFP! nieznane fakty i goła dupa!

Łódzki Psychocukier ma rękę do promo. Kiedyś reklamowali się prowokującymi filmikami na Youtubie, przy okazji Diamentów postawili na erotykę. Książeczkę albumu wypełniają zdjęcia muzyków imprezujących z nagimi pannami (są cycki!) utrzymane w oldskulowej stylistyce. Fajny pomysł, przyciąga wzrok i dobrze jest to zrobione.

Czy od czasów świetnego Królestwa coś się w muzyce Psychocukru zmieniło? I tak, i nie. Tak, bo zmienili producenta (tym razem jest nim kojarzony z elektronicznymi produkcjami Mikołaj Bugajak), bo grają mniej przebojowo, za to bardziej transowo. Nie, bo to wciąż Psychocukier, jaki znamy – sprawna rockowa maszynka, która w ciągu kilku dni pobytu w studiu jest w stanie stworzyć materiał niemal od zera i sprawić, żeby brzmiał, jakby zespół ogrywał go przez ostatnie pół roku. Album brzmi surowo, choć ma nieco mniej mocy od Królestwa, ale może być to spowodowane faktem, że Sasza Tomaszewski rzadziej korzysta z przesteru i ogólnie mniej tu rokendrola, a więcej psychodelii.

Zbiór rozpoczyna instrumentalna Mgła – i od razu wiadomo, że płyta będzie inna, bardziej minimalistyczna, bardziej skupiona na detalu i powtórzeniach. We wspomnianym otwarciu pobrzmiewają nuty klasycznego już albumu Ścianki Statek kosmiczny i zawartych na nim ścieżek dźwiękowych do nieistniejących filmów (np. Trans-Atlantyk). Tonę w jeziorach to z kolei szydera na polski bigbit – leniwe, zmęczone seksem tempo, dostojnie odgrywane partie gitary i hipnotyczny bas Piotra Połoza. Dryfowanie uderza z większą energią, przypominając o najlepszych momentach Królestwa (potężny przester, rzężące sprzężenie w końcówce). Tajemnicza wyspa to znów minimalizm, uporczywa jednostajność – ale w przypadku Psychocukru to nie jest zarzut. I tak to płynie: raz unosimy się na łagodnej fali otumanienia alkoholem i/lub narkotykami (Czas, Ty, Laguna), kiedy indziej podrywamy na nogi, by rzucić się w tany z roznegliżowanymi koleżankami (Żeglarz kojarzący się z płytą Małpy morskie, piekielnie rytmiczny Dom – Marcinera Awaria, dajesz!, rokendrolowy, najbardziej „królewski” Nie mam nic).

Teksty reprezentują typową dla tandemu Tomaszewski-Połoz poetykę „nakolanizmu”. Pisane szybko, na kolanie właśnie, potrafią irytować przypadkowością rymów (Czas zaciskania pasa/ Wciskania kutasa (...) Czas nowych niewolników / Nowych kanoników), ale i zachwycić błyskotliwą metaforą (Stała niepewność dni/ Za szyję ściska mnie / Ranek to takie coś / Co błyskiem noża lśni) czy po prostu zgrabnie opowiedzianą historią, zwykle z gatunku tych fantasmagorycznych (Statek płynie przez rozgrzany słońcem ląd / W mieście krąży żeglarz i skupuje czas).

Jak wiadomo diamenty to kamienie nieoszlifowane, którym jeszcze nie nadano przepychu i blasku brylantów. I taka jest ta płyta. Posłuchasz dłużej, to sobie oszlifujesz i zobaczysz lśnienie. A nawet stworzysz oryginalną kolię. I tą cenną poradą kończymy naszą sensacyjną recenzję! [m]

Strona zespołu: https://www.facebook.com/psychocukier

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni